Jeszcze
kilka miesięcy wcześniej nigdy nie pomyślałbym, że mogę zmienić
nastawienie do tak wielu spraw. Nigdy nie przyszłoby mi na myśl, że
będę musiał przyznać rację własnemu ojcu, a jednak, tak właśnie
było. Miał słuszność, zmuszając mnie do tego, abym podjął się
pracy. Niezależność, choć była ona tylko w niewielkim stopniu,
podobała mi się i nawet fakt, że sobotnie poranki miałem zajęte
aż do godzin późno popołudniowych, nie był wstanie zmienić
mojego nastawienia do tej sprawy. Co tu dużo mówić, polubiłem
swoją pracę. Choć przez nią miałem mniej czasu na wieczorne
wypady na piwo, nie przeszkadzało mi to w takim stopniu, jakbym się
tego wcześniej spodziewał. Lubiłem pracować ze zwierzętami,
podobało mi się to, że w końcu sam o czymś decydowałem, a co
najważniejsze, praca z panią Cutberry okazała się być naprawdę
łatwa i czasem dziwiłem się sam sobie, że nie irytuje mnie jej
nadopiekuńczość, a jednocześnie ciekawość na temat mojej osoby.
Choć nie pracowałem tam zbyt długo, zdążyłem już przyzwyczaić
się do tego, że codziennie dokarmia mnie a to kanapeczkami, a to
jakimś deserem własnej roboty. Zdążyłem już nawet przywyknąć
do tego, że czasem zachowuje się jakby była moją matką, lub
raczej babcią, ze względu na jej wiek. Choć czasem miałem dość
jej dopytywania co tam u mnie, jak radzę sobie w szkole, to
wiedziałem, że taka właśnie jest i musiałem ze zdziwieniem
przyznać przed samym sobą, że było to nawet miłe wiedzieć, że
ktoś się tobą interesuje.
What can I say
I'm not okay
Moje
przemyślenia zostały przerwane, gdy do sklepu weszła zielonooka
piękność. Choć widziałem już w swoim życiu wiele kobiet,
czasem naprawdę cudownych, ta tutaj całkowicie odbierała dech w
piersi. Długie blond włosy sięgały jej aż do pasa i falowały
delikatnie przy każdym jej ruchu. Zielone oczy zdawały się
przyciągać jak magnes, a kryjące się za pełnymi ustami, idealnie
równe zęby oślepiały swoją nienaturalną wręcz bielą. Była
wysoka, szczupła, ale zgrabna i najwyraźniej doskonale zdawała
sobie sprawę ze swojej atrakcyjności o czym świadczył fakt, że
zdecydowała się na krótkie, białe szorty i jasnoróżową bluzkę,
które idealnie kontrastowały z jej czekoladową opalenizną.
Zdecydowanie musiała dopiero co wrócić z jakiś wakacji na
Karaibach czy w innego słonecznego miejsca, bo takiego koloru ciała
nie mogła nabawić się w coraz bardziej deszczowym ostatnimi czasy
Largo.
Najpierw
rozejrzała się po sklepie jakby czegoś szukała, ale w końcu dała
sobie spokój i dostrzegając mnie, dokarmiającego chomiki ruszyła
w moją stronę ponętnie kręcąc biodrami. Wycierając brudne
dłonie w beżowe spodnie, mimowolnie oblizałem dolną wargę,
widząc jej kuszące kształty. Dziwny nawyk faceta.
-
Przepraszam. – Głos miała melodyjny, ale jednocześnie delikatnie
zachrypnięty, co niewątpliwie dodawało jej seksapilu. – Pewnie
przeszkadzam, ale zdaje się, że potrzebuję pomocy.
Założyła
za ucho pasmo jasnych włosów i spojrzała na mnie z delikatnym,
niby nieśmiałym uśmiechem, ale oboje doskonale wiedzieliśmy, że
jest to tylko gra.
- Nie
skądże, słucham, w czym mogę ci pomóc. – Uśmiechnąłem się
zachęcająco, a ona ruszyła w moją stronę, cały czas patrząc mi
prosto w oczy.
- Widzisz,
przyjaciółka wysłała mnie po jakiś produkt na wypadanie sierści
u psa, ale zapomniałam jak się nazywał i nie mogę go nigdzie
znaleźć. – Przygryzła delikatnie dolną wargę, wciąż patrząc
mi wyzywająco w oczy. Musiałem to przyznać, była w te klocki
dobra. Cholernie dobra.
- Jakiej
rasy psa ma twoja przyjaciółka?
- Yorka
miniaturkę.
No
jasne, jakżeby inaczej. Oczyma wyobraźni dostrzegłem je obie,
spacerujące z maleńkim szczekliwym pieskiem z różową kokardką.
Ah te kobiety...
Poprowadziłem
dziewczynę między regałami, aż dotarliśmy do tego, na którym
stały produkty do pielęgnacji sierści czworonogów. Mimo
stosunkowo niewielkich rozmiarów naszego sklepu, trzeba było
przyznać, że asortyment dawał klientowi dużo możliwości do
wyboru. Pani Cutberry postarała się, aby nie można było nazwać
jej sklepu słabo zaopatrzonym czy monotematycznym.
- York
to dość nietypowa rasa psa ponieważ, w przeciwieństwie do innych
psów, te małe czworonogi zamiast sierści mają włosy
strukturalnie podobne do włosów człowieka, które w dodatku nie
mają w zwyczaju wypadać, a wręcz przeciwnie, stale rosną. Dlatego
jeśli twoja przyjaciółka ma problem z wypadaniem włosów u jej
pieska, to jest to najprawdopodobniej wina złej diety,
nieodpowiedniej dla tej rasy psów. Jedyne co mogę jej polecić to
zmiana żywienia psa i ewentualnie zakupienie środka wzmacniającego
i przyspieszającego porost włosów. – Sięgnąłem po małą
buteleczkę z różowawym płynem i podałem go dziewczynie. –
Proszę, to jeden z najlepszych środków dostępnych na rynku. Co
prawda, nie należy on do najtańszych, ale zdecydowanie wart jest
swojej ceny i jestem pewien, że po kilku tygodniach przyjaciółka
będzie zadowolona. Oczywiście jeśli zmieni sposób odżywiania
swojego pieska.
Dziewczyna
przyjrzała się uważnie butelce po czym spojrzała na mnie
badawczo.
- A
jak się to stosuje?
- Trzeba
rozrobić ten płyn w proporcji jedna nakrętka na litr ciepłej wody
i w tym myć psa dwa razy na tydzień.
Skinęła
głową, uśmiechając się do mnie promiennie. Podeszliśmy do kasy,
skasowałem kod kreskowy produktu i wręczyłem dziewczynie paragon.
-
Dwadzieścia trzy dolary.
Odebrała
go ode mnie i zaczęła grzebać w swojej wielkiej, skórzanej
torbie, najprawdopodobniej w poszukiwaniu portfela. Prawdę mówiąc
nigdy nie rozumiałem po co dziewczynom tak ogromne torby i jakim
cudem mogą w nich w ogóle cokolwiek znaleźć?
Po
dłużej chwili poszukiwań w końcu wyciągnęła z torby błękitny
portfel zapinany na zatrzask.
-
Proszę.
Przyjąłem
od niej banknot i dopiero, po chwili zdałem sobie sprawę, że
wręczyła mi coś jeszcze. Obróciłem w dłoni sztywną karteczkę
i przebiegłem wzrokiem po zapisanym na niej numerze telefonu.
Spojrzałem na nią nieco zaskoczony.
- Kto
wie, może kiedyś będę mogła ci się jakoś odwdzięczyć za
okazaną pomoc... - Wzruszyła ramionami niby niewinnie, ale
doskonale wiedziałem, co ma na myśli. Widziałem ten błysk w jej
oku, który oznaczał tylko jedno. Seks.
Minęła
krótka chwila, nim wróciłem do siebie i gdy już miałem się w
końcu odezwać, drzwi do sklepu otworzyły się z hukiem, a w nich
stanęła dwójka chłopaków, zwanych moimi kumplami.
- Siema
stary, nie uwierzysz jaką mamy dla ciebie fantastyczną nowinę! -
krzyknął Terry, podchodząc do mnie i dziewczyny, ale kiedy zdał
sobie sprawę, że nie jestem sam, wyraz jego twarzy diametralnie się
zmienił. Przez pierwsze kilka sekund przyglądał się blondynce nie
kryjąc podziwu, po czym uśmiechnął się do niej, a mnie puścił
znaczące oczko.
Dziewczyna,
która przez chwilę przyglądała się chłopakom, znów przeniosła
na mnie pełne obietnicy spojrzenie udając, że nie zauważyła jak
wielkie wrażenie wywarła na Terrym, chociaż prawdę mówiąc,
nawet ślepy dostrzegłby, że wpadła mu w oko. Choćby po jego
nerwowym przestępowaniu z nogi na nogę. Terrence Cooper zaniemówił.
Niebywałe.
-
Dobrze, ja w takim razie będę już leciała. Ale pamiętaj -
zbliżyła się do mnie, jakby chciała zmniejszyć dystans pomiędzy
nami - gdybyś czegoś potrzebował, jestem do usług. - I znów
uśmiechnęła się tym swoim pełnym obietnicy, idealnym uśmiechem,
a z ust Terrego wydobył się gardłowy jęk.
Skinąłem
głową, nie bardzo mając ochotę na mówienie czegokolwiek, a ona
uśmiechnęła się jeszcze raz, tym razem do chłopaków, po czym
wyszła ze sklepu, kręcąc zmysłowo biodrami. Gdy tylko drzwi się
za nią zamknęły, Terry i Tyler doskoczyli do mnie, z oczami
pełnymi podziwu.
-
O kurwa, stary. Ale ci się trafiła dupencja, no no! - Blondyn
gwizdnął z zachwytu, zacierając ostentacyjnie ręce.
-
Co fakt to fakt, rzadko się zdarza, żeby poznać taki towar w realu
- zauważył Tyler, kiwając głową z uznaniem.
Ale
ja ich wcale nie słuchałem. Wpatrywałem się w kartkę, z
zapisanym na niej starannym pismem numerem telefonu, zastanawiając
się nad tym, co dalej. Czy nowo poznana dziewczyna była świetną
laską? Owszem. Czy naprawdę miałem ochotę skorzystać z jej
propozycji i dobrze się zabawić? To było pytanie, które nie
dawało mi spokoju... Z jednej strony dziewczyna bardzo wpadła mi w
oko, ale z drugiej byłem już zmęczony tym ciągłym udawaniem,
szukaniem jednodniowej odskoczni. Miałem już tego serdecznie dość.
Nie czułem najmniejszej potrzeby, aby zadzwonić do tej zielonookiej
piękności, która najwidoczniej tak bardzo zainteresowała się
moją osobą.
It's been days and weeks and months
And I should be moving on
Jeszcze
raz obróciłem małą karteczkę w dłoni, zostawiając sobie
ostatnie chwile na zmianę decyzji, po czym zbliżyłem się o krok
do Terrego i wyciągnąłem do niego rękę, w której trzymałem tę
przepustkę do dobrej zabawy.
Chłopak
spojrzał na mnie zaskoczony i nieco przerażony, nie bardzo
rozumiejąc, co się dzieje.
-
Co ty wyprawiasz?
-
Proszę, to dla ciebie – stwierdziłem, wciskając mu kawałek
papieru w dłoń.
-
Dla mnie?! Zwariowałeś?
Wyglądał
jakby nie był do końca pewny, czy nie straciłem resztek rozumu.
-
Tak, dla ciebie. Tobie przyda się bardziej niż mi.
I
dokładniej w tej samej chwili, gdy to powiedziałem, dotarło do
mnie jak wiele kryje się w tym jednym stwierdzeniu. Nie
potrzebowałem tego. Nie chciałem.
Uśmiechnąłem
się do niego, dając mu do zrozumienia, że mówię całkiem serio.
-
Kurwa, ty naprawdę ochujałeś do reszty! - Wziął ode mnie kartkę
papieru, ale nadal patrzył na mnie podejrzliwie. - Jesteś pewny, że
tego nie chcesz?
Spojrzałem
na Tylera, stojącego za plecami blondyna. On również przyglądał
mi się badawczo, sam niewiele rozumiejąc. Skinąłem głową,
czując ogromną ulgę. Jakby ktoś zdjął mi z barków ogromny
ciężar, który dźwigałem od jakiegoś czasu.
Przez
chwilę zapanowała między nami cisza, podczas której ja
delektowałem się słodkim smakiem wolności, a moi przyjaciele
analizowali moje zachowanie. Chyba nie do końca rozumieli moje
reakcje, ale nie dbałem o to. Sam zresztą jeszcze nie do końca
wszystko rozumiałem, a może po prostu nie chciałem tego do siebie
dopuszczać?
Spojrzałem
na Terrego, wciąż stojącego naprzeciwko mnie z nieodgadnionym
wyrazem twarzy, gdy nagle coś mi się przypomniało.
-
Ej, a czy wy przypadkiem nie chcieliście mi czegoś powiedzieć? -
spytałem, opierając ręce na biodrach.
W
jednej sekundzie wyrazy ich twarzy uległy diametralnej zmianie.
Tyler momentalnie się rozpogodził, a na ustach Terrego pojawił się
cwany uśmieszek.
-
Jest impreza u Mike'a dzisiaj o dwudziestej. Co powiesz na ostry
melanż? - poruszył znacząco brwiami, a ja nie mogłem się nie
roześmiać.
-
Wiesz, że jeśli chodzi o dobrą zabawę, to kto jak kto, ale ja
nigdy nie odmawiam.
♣♣♣
Impreza
trwała od dobrych dwóch godzin, średnich rozmiarów dom Mike'a
rozchodził się w szwach od ilości roztańczonych, pijanych ciał,
a ja siedziałem sobie spokojnie w skórzanej, nieco już
powycieranej, brązowej kanapie, znajdującej się w samym rogu
wielkiego salonu, przeznaczonego tego dnia do tańca. W prawej dłoni
trzymałem zimne piwo, z którego co chwilę upijałem kilka łyków,
a lewą dłonią wybijałem rytm jakiejś, popularnej w tych czasach,
melodii. Wzrokiem co chwila omiatałem pomieszczenie, w którym się
znajdowałem, obserwując ludzi, którzy z każdą minutą bawili się
coraz lepiej.
Co
jak co, ale trzeba przyznać Terremu, że wie, jak wkręcić się na
świetną imprezę. Mike okazał się równym gościem, który miał
niezwykły dar do organizowania domówek takich jak ta. Nie wiem,
skąd brał pieniądze na to, żeby zapewnić gościom taką ilość
alkoholu i przekąsek, ale jak się później dowiedziałem, rodzice
wynagradzali mu swoją, często powtarzającą się nieobecność
właśnie w ten sposób. Chłopak miał niemal nieograniczony dostęp
do ich portfeli.
Przeniosłem
spojrzenie z dwóch dziewczyn, zanudzających w rogu pokoju, na
brunetkę ubraną w obcisłe spodnie, która ponętnie wywijała
tyłkiem i co chwile patrzyła znacząco w moją stronę. Taaak, ten
wieczór zdecydowanie należał do udanych, a ja byłem w świetnym
nastroju, którego nic nie mogło mi popsuć.
-
No siema stary, a ty co dzisiaj tak spokojnie?
Terry
zajął miejsce koło mnie i wręczył mi jedną, z dwóch szklanek,
które trzymał w rękach. Po wcześniejszym powąchaniu jej
zawartości stwierdziłem, że to jakiś wyjątkowo mocny drink, z
minimalną ilością soku jabłkowego.
-
Widzę, że piwo już ci się skończyło, więc całe szczęście,
że o tobie pomyślałem - wyjaśnił, puszczając mi oczko i
uśmiechając się cwanie.
Pokręciłem
głową, nie mogąc jednak powstrzymać uśmiechu. Skąd ten chłopak
miał tyle zdrowia, żeby ciągle pić?
Zanurzyłem
usta w zimnym drinku i upiłem kilka łyków. Nie myliłem się,
drink był mieszanką praktycznie samych alkoholi.
-
Coś czuję, że ten wieczór będzie miał ciężkie zakończenie -
zauważyłem, a Terry zaśmiał się, wyraźnie już wstawiony.
Ciekawe ile takich eksperymentów wypił już wcześniej?
-
Jak dobrze, że człowiek wymyślił coś takiego jak imprezy.
Popatrz no tylko - wskazał ręką na tańcząca pośrodku salonu,
grupkę skąpo ubranych dziewczyn. - Takie tu dupeczki, a my tu
jeszcze siedzimy. Dlaczego wciąż tu siedzimy, Dylan? - spytał,
wypijając duszkiem ponad połowę swojego drinka.
Zaśmiałem
się donośnie, czując jak alkohol zaczyna szybciej krążyć w
mojej krwi.
-
Nie wiem Terry, ty mi powiedz.
Blondyn
westchnął teatralnie i ostentacyjnie wypił do dna, to co jeszcze
zostało w jego szklance, po czym odstawił ją na pobliski stolik i
nieco już zamglonym wzrokiem, spojrzał na mnie.
-
Powiem ci. Ja na kogoś czekam. - Uśmiechnął się cwanie, po czym
znów spojrzał na grupkę tańczących dziewczyn. - Ale ty?
Powinieneś brać się do roboty, one tylko czekają na twój ruch.
Podążyłem
za jego wzrokiem i dostrzegłem, że kilka dziewczyn faktycznie
spogląda w moim kierunku z zalotnym uśmiechem na twarzy. Do mojej
głowy napłynął jednak obraz czekoladowych tęczówek pewnej
brunetki. Pokręciłem jednak głową, szybko odganiając go ze
swoich myśli. Co się ze mną działo?
Spojrzałem
na Terrego, który któryś już raz z rzędu sprawdzał godzinę, na
swoim srebrnym zegarku.
-
A na kogo to tak czekasz, co Romeo?
Spojrzał
na mnie nieco rozkojarzony, po czym uśmiechnął się do mnie,
jednym z tych swoich, ,,dzisiaj kogoś zaliczę” uśmiechów.
-
Umówiłem się z tą dziewczyną ze sklepu. Pamiętasz? Tą, której
numer telefonu mi oddałeś. - Przyglądał mi się badawczo,
czekając na moją reakcję.
-
Jasne, że pamiętam. I co, zgodziła się tak od razu?
-
Cóż, pewnie byłaby bardziej zachwycona, gdybyś to jednak ty do
niej zadzwonił, ale bardzo chętnie zgodziła się przyjść na tą
imprezę.
Uśmiechnąłem
się cwanie.
-
Hm, więc w takim razie na twoim miejscu nie piłbym już tyle, bo
wyglądała na taką, co to dużo wymaga.
Terry
zaśmiał się, wyraźnie oddychając z ulgą.
-
Naprawdę nie masz nic przeciwko? W końcu to z tobą chciała się
umówić. Na pewno nie zmieniłeś zdania? - spytał, a kiedy
pokręciłem przecząco głową, klepnął mnie w ramię z uśmiechem.
- Dzięki stary, jesteś równy gość.
Uśmiechnąłem
się do niego, po czym dopiłem zawartość mojej szklanki, kiedy
dostrzegłem jak siedzący obok mnie blondyn otwiera szeroko oczy i
mimowolnie oblizuje usta. Zaciekawiony spojrzałem w tym samym
kierunku i już wiedziałem, o co chodzi.
-
Już jest – mruknął tylko i już go przy mnie nie było.
Blondynka
stojąca u jego boku uśmiechnęła się do niego kokieteryjnie, po
czym pocałowała jego policzek na przywitanie. Ubrana w krótkie,
koronkowe spodenki i luźną bokserkę oraz botki na wysokim obcasie,
zwracała na siebie uwagę chyba wszystkich facetów w jej otoczeniu.
Terry miał ogromne szczęście, a ja, co tu dużo mówić, byłem
wykurwistym przyjacielem.
Blondyn
złapał ją za rękę i oboje podeszli do kanapy, na której wciąż
siedziałem.
-
Cześć. - Jej głos wciąż był zachrypnięty, co niezwykle mnie
rozpraszało. - Nie miałam okazji się przedstawić. Jestem Meggie.
Podniosłem
się z kanapy i uścisnąłem jej delikatną dłoń.
-
Dylan.
Uśmiechnęła
się tak, jakby ukrywała jakąś tajemnicę.
-
Muszę przyznać, że zdziwiłam się nieco, gdy odebrałam telefon
właśnie od Terrego, a nie od ciebie.
Spojrzałem
na chłopaka, który tylko wzruszył ramionami, nie wiedząc co
powiedzieć.
-
To ja może skoczę po coś do picia – zaoferował się, po czym
szybko zniknął w hollu.
Spojrzałem
na dziewczynę, która wciąż przyglądała mi się z tym
uśmieszkiem. Odwróciła jednak nagle głowę i rozejrzała się po
pomieszczeniu. Kilka spojrzeń skierowanych było w jej stronę, ale
ona zdawała się tego nie zauważać. Była świetną aktorką.
-
Całkiem tu fajnie. To twoi znajomi? - Ruchem głowy wskazała na
Tylera stojącego nieopodal razem z grupką jakiś chłopaków i
dziewczyn.
-
Częściowo tak, ale nie znam tu wszystkich. Aż taki popularny to ja
nie jestem - zażartowałem, a ona roześmiała się perliście,
odrzucając do tyłu swoje blond włosy. Oj, była w tym naprawdę
dobra.
Nim
się zorientowaliśmy, lekko zasapany Terry już stał przy nas z
trzema szklankami ciemnego płynu. Jak się domyśliłem, był to ten
sam drink, który zaserwował mi wcześniej.
-
Dziękuję. - Meggie wzięła od niego swoją szklankę i
przystawiając jej krawędź do swoich pełnych ust, szybko upiła
kilka łyków.
Patrzyłem
na nią, oczekując kaszlu lub czegoś podobnego, ale ona tylko
odetchnęła głęboko i uśmiechnęła się do nas.
Wymieniliśmy
z Terrym zdezorientowane spojrzenia.
-
Tego mi było trzeba - powiedziała i puściła do nas oczko.
Blondyn
otworzył szeroko buzię ze zdziwienia, po czym szturchnął mnie
łokciem.
-
Nie chce nic mówić, ale ja to się chyba z nią ożenię -
stwierdził, a dziewczyna wybuchnęła śmiechem i objęła go
ramieniem.
-
Nie tak szybko kowboju, na początek może zatańczmy.
I
nim mój przyjaciel zdążył zaprotestować wyciągnęła go na
parkiet i zaczęła kusząco kręcić biodrami tuż przy jego ciele.
Nie musiała długo czekać, aż jego dłonie wylądowały na jej
biodrach. Zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej i już po chwili
zaczęli tańczyć we wspólnym rytmie, jednocześnie patrząc na
siebie zachęcająco.
Pokiwałem głową,
sam uśmiechając się do siebie po czym przyłożyłem szklankę z
drinkiem do ust i nabrałem jego sporą ilość, rozkoszując się
pieczeniem na języku. Nie dane mi było jednak spokojnie go
przełknąć, bo o mały włos, a byłbym się udusił, gdy
dostrzegłem w hollu naprzeciwko, pewną brązowowłosą dziewczynę.
Oczy
zaszły mi łzami, gdy kaszlałem energicznie, próbując złapać
normalny oddech. Zamrugałem szybko kilka razy, aby lepiej widzieć.
Nie
mogłem w to uwierzyć.
Sophie
Anderson stała pod ramię z tym całym jak mu tam... Joshem.
Przyszła na imprezę właśnie z tym dupkiem. Co więcej była tak
odstawiona, jak chyba jeszcze nigdy dotąd. Czarna, koronkowa
sukienka na ramiączkach, sięgająca jej zaledwie przed kolano
idealnie podkreślała jej pełne biodra i kształtne piersi oraz
idealną talię i smukłe nogi. Lekko podkręcone włosy spływały
kaskadami na plecy i podskakiwały delikatnie przy każdym jej ruchu.
Czekoladowe oczy miała wystarczająco mocno podkreślone ciemnymi
cieniami i maskarą, aby dodawało im to jeszcze większej głębi,
ale nie wyglądało zbyt przesadnie. Muśnięte delikatnym
błyszczykiem usta wyginały się w cudownym uśmiechu, gdy witała
się z kimś, kogo przedstawiał jej ten idiota, Josh. Jego dłoń
spoczęła nieco zbyt nisko na jej tali, ale Sophie najwyraźniej w
ogóle to nie przeszkadzało, bo uśmiechnęła się jeszcze szerzej
do jakiejś dziewczyny. Po chwili jednak razem z chłopakiem skinęli
głową do dwójki osób, z którymi rozmawiali i ruszyli razem w
stronę kuchni znajdującej się nieco dalej. Soph znów złapała go
pod ramię, bo najwidoczniej miała nieznaczne trudności z
chodzeniem w wysokich, czarnych szpilkach, które sprawiały, że jej
nogi stawały się jeszcze zgrabniejsze.
Gdy
zniknęli z moich oczu, wciąż nie mogłem przestać wpatrywać się
w miejsce, gdzie przed chwilą stała ta drobna brunetka. Piekące
gardło wciąż dawało o sobie znać, jednak najbardziej doskwierał
mi chaos, który panował w mojej głowie. Ilość wypitego alkoholu
intensywnie mieszała się z myślami, które biegały jak szalone po
mojej głowie, ale które w efekcie złączyły się jednak w jeden
przejrzysty wniosek. Byłem cholernie wściekły.
I've been out of tears for so long
Where do I go from here
Nie
zastanawiając się ani chwili dłużej, odstawiłem szklankę z
drinkiem na pobliskim stoliku i ruszyłem do kuchni. Przeciskając
się między pijanymi, rozgrzanymi ciałami myślałem tylko o
jednym. Jak Sophie mogła tu przyjść właśnie z NIM?!
Gdy
tylko wszedłem do pomieszczenia, od razu ją dostrzegłem, mimo że
było tu sporo podchmielonych ludzi. Stała do mnie tyłem i tupała
nerwowo nogą o podłogę, ale nikt zdawał się tego nie zauważać.
Ja od razu wiedziałem, że brunetka nie czuje się tutaj komfortowo,
mimo że najwidoczniej, właśnie takie wrażenie chciała na
wszystkich robić.
Podszedłem
do niej i łapiąc za ramię, stanowczo odwróciłem w swoją stronę.
- A
już myślałam, że mi uciek... - Dopiero po chwili zdała sobie
sprawę, kto złapał ją za rękę. W jednej chwili uśmiech, który
gościł na jej twarzy, zniknął. - Dylan, a ty co tu robisz?
- O
to samo mógłbym spytać ciebie – zauważyłem zgryźliwie,
przyglądając jej się.
Przerażenie
i zakłopotanie, które malowały się na jej twarzy przez kilka
pierwszych sekund, ustąpiły miejsca złości.
- Cóż,
masz rację, to nie mój interes, tak samo, jak ciebie nie powinno
interesować co ja tutaj robię – powiedziała hardo, ale widziałem
w jej oczach coś na kształt żalu.
Zaśmiałem się
ironicznie na jej słowa, a ona zmrużyła niebezpiecznie oczy.
- No,
no. Widzę, że hardziejesz aniołku. Podoba mi się to. - Puściłem
do niej oczko, co jeszcze bardziej ją rozzłościło.
Już
otwierała usta, żeby rzucić mi jakąś ciętą ripostę, kiedy nie
wiadomo skąd zmaterializował się obok nas ten dupek, Josh.
- Już
jestem. Myślałem, że nigdy nie dostanę tych piw – zaśmiał
się, ale ani ja ani Soph nie zwróciliśmy na niego uwagi.
Nie
mogłem oderwać wzroku od ciemnych oczu dziewczyny, które w tym
momencie posyłały w moją stronę pioruny. A jednak kątem oka
dostrzegłem, że zdezorientowany chłopak przenosi wzrok raz na mnie
a raz na Sophie, nie wiele z tego wszystkiego rozumiejąc.
- Ekhm
– odchrząknął w końcu, zwracając tym na siebie uwagę
dziewczyny. - Nie przedstawisz nas sobie?
Na
ułamek sekundy dostrzegłem wahanie w jej oczach, jakby czegoś się
obawiała. I słusznie, bo jeszcze chwila i rozwalił bym temu
frajerowi ten jego wesoły uśmieszek.
- Właśnie,
Soph. Nie przedstawisz nas sobie? - spytałem ironicznie, a ona znów
posłała mi karcące spojrzenie.
Zdawało
się, że wewnątrz aż cała się gotuje ze złości. Nie ona
zresztą jedyna.
- Josh,
to jest Dylan. Dylan, Josh. - Przedstawiła nas sobie, nie przestając
jednak przyglądać się mnie.
- Miło
mi cię poznać.
Wyciągnął
w moją stronę dłoń, ale ja tylko skinąłem głową, nie
spuszczając wzroku z ciemnych tęczówek dziewczyny. Po chwili
cofnął dłoń, ale po jego denerwującym chrząkaniu wiedziałem,
że znów jest zdezorientowany.
- Ah,
właśnie Sophie. Przyniosłem ci to piwo. - Wręczył brunetce
szklaną butelkę z musującą cieczą, a ona uśmiechnęła się do
niego w ramach podziękowań.
Zmrużyłem
oczy, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Soph
nie pija alkoholu, powinieneś o tym wiedzieć – powiedziałem do
Josha, a jego twarz przybrała jeszcze bardziej zdziwionego wyrazu.
- Jak
to? Ale przecież... Prosiłaś, żebym przyniósł ci coś
mocniejszego. - Spojrzał na dziewczynę wzrokiem zagubionego
chłopca.
- Tak,
bo dziś chętnie się napiję – powiedziała do niego z uśmiechem,
po czym posłała mi kolejne gniewne spojrzenie.
Przystawiając
ciemną butelkę do malinowych ust, upiła kilka łyków zimnego
alkoholu, po czym odetchnęła głęboko i znów spojrzała na Josha
z uśmiechem.
- Miałbyś
ochotę zatańczyć? - spytała słodko i zatrzepotała rzęsami.
Sophie Anderson zatrzepotała rzęsami! NIE-DO-WIARY!
- Pewnie.
- Uśmiechnął się do niej swoim „jestem idealny” uśmiechem.
Brunetka
odstawiła swoje piwo na blat obok mnie, złapała chłopaka za rękę
i usilnie unikając mojego wzroku ruszyła z nim do salonu,
zostawiając mnie samego.
Nie
mogłem uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło. Co więcej, nie
mogłem uwierzyć w to, że wciąż stałem w miejscu jak kołek,
jedynie zaciskając dłonie w pięści z czystej bezsilności.
Sophie
się na mnie odgrywała, ale sam nie wiedziałem za co. W dodatku
przyprowadziła tu tego kretyna, który podobno chciał od niej tylko
jednego, ale z którym jednak wciąż utrzymywała kontakt. Jeśli
chciała mnie zdenerwować to perfekcyjnie jej się to udało,
cholera jasna!
Nie
zastanawiając się nad tym dłużej, ruszyłem w stronę drzwi,
którymi kilka chwil wcześniej wyszła owa para. Chciała wojny?
Proszę bardzo.
I'm holding on to you
I'm falling, I'm falling
I'm lost without you
Ignorując
po drodze kilka upierdliwych i napalonych panienek, wszedłem do
salonu, który do tej chwili zdążył już zapełnić się po brzegi
ogromną ilością rozpalonych i pijanych ciał. Wszyscy tańczyli
szaleńczo do jakiejś szybkiej muzyki, która akurat leciała z
głośników rozstawionych po wszystkich kątach pomieszczenia. Na
pierwszy rzut oka nie widząc nigdzie Sophie i jej chłoptasia,
postanowiłem usiąść na moim wcześniejszym miejscu, aby mieć
lepszy widok na roztańczony tłum.
Starając
się wytężyć wszystkie moje podpite zmysły, po krótkiej chwili
dostrzegłem ich, tańczących na samym środku wielkiego salonu.
Roześmiana Sophie zarzuciła swoje drobne dłonie na szyję chłopaka
i tańczyła rytmicznie do głośnej muzyki. Wiedziałem, że jest w
tym dobra, ale nigdy nie sądziłem, że potrafi się tak zmysłowo
poruszać.
Patrzyłem
to na jej promienny uśmiech to na obleśne dłonie chłopaka, które
znajdowały się jak dla mnie zbyt nisko na jej plecach. Zacisnąłem
dłonie w pięści i już zastanawiałem się jak długo to jeszcze
wytrzymam, kiedy u mojego boku usiadł nie kto inny, jak sama Meggie.
- A
pan niedostępny co tak sam tutaj siedzi, hm? - zapytała ironicznie,
zakładając jednocześnie swoje długie, idealnie opalone nogi jedna
na drugą.
- Izoluję
się od uwodzicielskich dziewczyn, jak to na niedostępnego przystało
– zauważyłem, siląc się na normalny ton głosu.
Blondynka
wybuchnęła pogodnym śmiechem po czym przysunęła się bliżej
mnie tak, że jej biodro otarło się o moje kolano.
- Cóż,
panie niedostępny. A może jednak otworzy się pan na jedną z tych
uwodzicielskich dziewczyn, co? - spytała niebezpiecznie niskim
głosem i nim zdążyłem zareagować, usiadła okrakiem na moich
kolanach tak, że jej odsłonięty biust znajdował się idealnie na
wprost moich oczu, przysłaniając mi tym samym wszystko, co
znajdowało się za jej plecami. - Ta uwodzicielska dziewczyna może
mieć wiele do zaoferowania i obiecuje, że nie będziesz tego
żałował.
To
mówiąc nachyliła się do mojego ucha, łaskocząc mnie w szyję
swoim ciepłym oddechem, a ja znów miałem możliwość obserwowania
tańczących pośrodku salonu ludzi.
I
wtedy ją dostrzegłem. Wciąż będąca w objęciach bruneta Sophie
przyglądała się, jak blondwłosa piękność siada mi na kolanach
i składa oczywistą propozycję. Wyraz twarzy brunetki brunetki
ukazywał wszystko to, czego nie potrafiłem dotąd zrozumieć.
Napotykając moje spojrzenie, szybko odwróciła głowę i znów
wysiliła się na uśmiech skierowany do Josha, ale ja wciąż miałem
w głowie obraz jej smutnych, rozczarowanych oczu. I był to dla mnie
kubeł zimnej wody, wylanej na moją pustą, pijaną głowę.
Momentalnie
odepchnąłem od siebie siedzącą na moich kolanach blondynkę i
dobitnie dałem jej do zrozumienia, że nic z tego nie będzie. Ku
mojemu zaskoczeniu, dziewczyna odwróciła się przez prawe ramię i
spojrzała dokładnie na kruchą brunetkę tańczącą pośrodku
salonu, po czym przyjrzała się mnie i kręcąc głową, westchnęła
i zeszła z moich kolan, siadając tuż obok. Z pobliskiego stolika
wzięła sobie nieotwartą jeszcze butelkę zimnego piwa i po upiciu
kilku łyków, spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Przynajmniej
wiem już, dlaczego dziś rano też mnie wystawiłeś.
Zmrużyłem
oczy, nie rozumiejąc o co jej chodzi.
- Co
masz na myśli?
Znów
przyjrzała mi się uważnie, po czym rozbawiona pokręciła głową.
- Daj
spokój. To przecież od razu widać, że jesteś już zajęty. - To
mówiąc, skinęła głową w stronę tańczącej z Joshem Sophie,
która z całych sił starała się nie patrzeć w naszą stronę.
Spojrzałem
na blondynkę zaskoczony tym co powiedziała, wciąż jednak nie do
końca rozumiejąc co ma na myśli.
- Szkoda.
Fajny z ciebie chłopak, ale jak widzę nic tu już nie wskóram. -
Podniosła się z kanapy i patrząc na mnie raz jeszcze, uśmiechnęła
się tym swoim „znam jakiś sekret” uśmiechem. - Mam tylko
nadzieję, że będziesz miał na tyle duże jaja, żeby przyznać
przed samym sobą na czym ci zależy i żeby wziąć sprawy w swoje
ręce i zawalczyć o to. Tak czy inaczej... Życzę ci powodzenia –
to mówiąc odwróciła się i ruszyła w stronę Terrego, który
właśnie zjawił się w drzwiach salonu, po czym razem udali się w
stronę kuchni.
Wciąż
nie do końca rozumiejąc o co chodziło Meggie, spojrzałem ponownie
w stronę Sophie, która tym razem położyła głowę na ramieniu
Josha. Z powodu wolnej piosenki, która właśnie rozniosła się po
pomieszczeniu, chłopak objął ją mocniej ramionami, ale w chwili,
gdy jego usta znalazły się niebezpiecznie blisko szyi brunetki, nie
wytrzymałem.
What it's all about
I cannot live without you
Nie
dbałem o to, czy według dziewczyny była to moja sprawa, czy też
nie. Nie obchodziło mnie to, co pomyślą sobie o mnie ludzie. Po
prostu nie mogłem patrzeć dłużej na to, jak ten dupek przystawiał
się do tej kruchej dziewczyny.
Wstając
energicznie z kanapy, ruszyłem szybkim krokiem w ich stronę i już
po kilku sekundach znajdowałem się na tyle blisko, aby złapać
Sophie za nadgarstek i zmusić, aby na mnie spojrzała.
- Idziesz
ze mną.
♣♣♣
Wpatrywałam
się w te piękne, czekoladowe oczy patrzące na mnie teraz z wyraźną
determinacją, sama nie wiele rozumiejąc z tego, co się dzieje.
Jego stanowczość i irytacja malująca się na jego twarzy sprawiły,
że po plecach przebiegł mi dreszcz, a jednak wiąż stałam i
patrzyłam na niego zaszokowana. Zdał chyba sobie sprawę z tego, że
nie wiele rozumiem, bo nieco mnie pociągnął, abym ruszyła za nim,
ale właśnie w tym momencie odzyskałam panowanie nad własnym
ciałem i gwałtownie wyszarpnęłam rękę z jego uścisku.
- Co
ty wyprawiasz?!
Dylan
odwrócił głowę w moją stronę i zmrużył niebezpiecznie oczy.
Serce zaczęło bić szybciej w moim ciele, ale nie dałam po sobie
tego poznać.
- Powiedziałem:
idziesz ze mną – zakomunikował tak, jakbym nie miała już nic do
powiedzenia. Ale było zupełnie inaczej.
- Zwariowałeś?!
Nigdzie się z tobą nie wybieram – oznajmiłam i już odwróciłam
się, aby odejść, ale on ponownie złapał mnie za nadgarstek i
ścisnął go mocniej, abym tym razem mu się nie wyrwała.
Zanim
odwróciłam się w jego stronę dostrzegłam, że Josh przygląda
nam się nerwowo, wyraźnie gotowy do tego, aby w każdej chwili
podejść i mi pomóc. Zachowywał jednak dystans, za co byłam mu
ogromnie wdzięczna.
Spojrzałam
gniewnie w oczy Dylana, który wciąż zachowywał kamienną twarz i
tylko ścisnął jeszcze mocniej mój nadgarstek.
- Ała,
to boli! Co w ciebie wstąpiło?! - Próbowałam mu się wyrwać, ale
na marne. Był silniejszy i jasne było, że nic nie wskóram, więc
przestałam z nim walczyć.
- Ty.
Podniosłam
na niego zdezorientowane spojrzenie sądząc, że zwyczajnie żartuje,
ale on był śmiertelnie poważny. Na kilka sekund moje serce
zamarło.
-
Nie wiem o co ci chodzi, ale mam tego dość. Wracam do Josha, puść
mnie. - Próbowałam wyciągnąć rękę z jego miażdżącego
uścisku, ale na nie wiele się to zdało.
Dylan
nie wykonał żadnego ruchu, więc znów zmuszona byłam na niego
spojrzeć.
- Już
ci powiedziałem, że idziesz ze mną czy ci się to podoba czy nie.
Ton
jego głosu był tak szorstki i poważny, że po plecach znów
przebiegł mi dreszcz.
-
Nigdzie nie pójdę. Przyszłam tu z Joshem i nie zostawię go tak
samego, a ty nie rób scen i mnie puść. - Chciałam, żeby to
zabrzmiało stanowczo, ale wewnątrz tak naprawdę cała drżałam. O
co mu chodziło?
- Nie
robić scen? Ja dopiero zrobię scenę, jak ze mną nie pójdziesz.
Chcesz się przekonać na co mnie stać? - Dopiero teraz kącik jego
ust uniósł się nieco ku górze i przez chwilę doznałam głupiego
wrażenia, że on ze mną... Flirtuje.
Tak
mnie tym zaskoczył, że przez kilka sekund wpatrywałam się w niego
jak zahipnotyzowana, całkowicie zapominając o całej złości i
dumie.
- Dobra,
daj mi chwilę – poprosiłam, ale jego uścisk nie zelżał. Dylan
przyglądał mi się badawczo. - Powiem tylko Joshowi, że za chwilę
wracam.
Przez
chwilę wciąż trzymał mnie za nadgarstek jakby nie do końca mi
wierząc, jednak nagle jego uścisk zaczął słabnąć, więc
korzystając z okazji wyciągnęłam rękę z jego silnej dłoni i
ruszyłam w stronę Josha. Chłopak wciąż przyglądał nam się
badawczo i dopiero w miarę jak pokonywałam dzielącą nas
odległość, rozluźniał się. Kiedy jednak podeszłam do niego, z
ogromnym mętlikiem w głowie, zastanawiając się co mu powiedzieć,
znów wstrzymał oddech i przyjrzał mi się uważnie.
- Wszystko
w porządku? - spytał, a ja machinalnie skinęłam głową, choć
nie byłam pewna, czy jest w tym choć trochę prawdy.
- Josh,
bardzo cię przepraszam, ale muszę gdzieś na chwilkę pójść –
powiedziałam, zdając sobie nagle sprawę, że nawet nie wiedziałam,
gdzie ciągnie mnie Dylan.
Westchnęłam,
a Josh złapał mnie za podbródek i zmusił, abym spojrzała mu w
oczy.
- Coś
się stało?
Jego
głos był spokojny, ale jednocześnie zmartwiony, a mi zrobiło się
zwyczajnie głupio. Spojrzałam w prawo, w miejsce, gdzie stał
Dylan. Ręce wsadził do kieszeni ciemnych spodni i patrzył na nas
wypranym z emocji wzrokiem. Wiedziałam jednak, że jeszcze chwila i
podejdzie do nas i bezceremonialnie zmusi mnie, abym z nim poszła.
- Nie,
wszystko w porządku – skłamałam po raz kolejny. - Słuchaj, ja
powinnam zaraz wrócić i wtedy znajdę cię jakoś. Wybaczysz mi?
- Jasne.
Mam tylko nadzieję, że na pewno nic się nie dzieje...
- Nie,
nie. Nic się nie martw. Zaraz wracam. - Wysiliłam się na uśmiech
i nie pozwalając, aby dostrzegł wahanie w moich oczach, szybko
odwróciłam się i ruszyłam w stronę Dylana, który wciąż
przyglądał się mi z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Jednak,
gdy podeszłam wystarczająco blisko, wyciągnął rękę i tym razem
złapał mnie za dłoń i ponownie pociągnął za sobą, tyle, że
tym razem mu się nie opierałam. Starałam się uspokoić szybko
bijące serce i nie myśleć o tym, że jego dłoń właśnie trzyma
moją i mogę poczuć ciepło jego ciała.
Ruszyliśmy
w stronę schodów, ale nim na nie weszliśmy chłopak odwrócił się
w moją stronę i znów posłał mi surowe spojrzenie.
- Wcale
zaraz do niego nie wrócisz, wiesz o tym? - spytał i widząc chyba
mój zaskoczony wyraz twarzy uśmiechnął się nieznacznie, po czym
poprowadził mnie dalej za sobą na górę.
Serce
waliło mi jak oszalałe, a krew szybciej pulsowała w żyłach gdy
szłam tak za nim, próbując oszukać samą siebie, że wcale mnie
on trochę nie przeraża i że jednocześnie nie jestem tak strasznie
ciekawa tego, co ma mi do powiedzenia. Co mogły oznaczać jego słowa
i czemu zabrzmiały i jak groźna obietnica?
Believe me, I have changed
I know I'm not the same
I'm running out of words to say now
Gdy
weszliśmy na piętro, okazało się, że znajdują się tam tylko
trzy pomieszczenia, z czego jedno, jak słyszałam od Josha, było
łazienką. Dylan podszedł do drzwi na końcu korytarza i stanowczo
je otworzył, nic nie robiąc sobie z tego, czy ktoś tam był czy
nie. Ku mojemu zaskoczeniu, na dużym łóżku pośrodku
pomieszczenia siedział chłopak i dziewczyna. A właściwie to
leżeli, przytulając się do siebie i całując najobleśniej jak to
chyba było możliwe. Ręka chłopaka badała ciało dziewczyny pod
jej niebieską, koronkową bluzeczką na ramiączkach, a jej zwinne
ręce rozpinały rozporek w ciemnych spodniach chłopaka. Gdy
usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi, odkleili się od siebie i
spojrzeli groźnie w naszą stronę. Dylan jednak nic sobie z tego
nie robiąc, podszedł do łóżka, ciągnąc mnie za sobą, choć
miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Wynocha
– zakomunikował, ale oni tylko spojrzeli na niego zaskoczeni. -
Co, głusi jesteście? Wypierdalać, powiedziałem!
Dziewczyna
szybko zerwała się się z łóżka, a za nią ruszył jej
przyjaciel, który jednak odważył się posłać Dylanowi wściekłe
spojrzenie. Gdy drzwi się za nimi zamknęły, chłopak puścił moją
dłoń i podszedł do nich, po czym przekręcił klucz, odgradzając
nas od świata. Odwrócił się w moją stronę i nieznacznie się
uśmiechnął.
- Może
usiądziesz? - zaproponował, wskazując łóżko, jednak ja ani
drgnęłam.
Czułam
jak pieką mnie policzki, zapewne na skutek tego, czego właśnie
doświadczyłam, jak również tego, że byliśmy sami, w zamkniętym
pokoju.
- Chyba
nigdy nie będę miał dość patrzenia na ciebie, kiedy jesteś tak
zawstydzona – zauważył, zakładając ręce na klatce piersiowej i
przyglądając mi się jeszcze intensywniej, na moje policzki
momentalnie oblała kolejna fala gorąca.
- Daruj
sobie robienie ze mnie żartów i z łaski swojej powiedz mi,
dlaczego kazałeś mi tutaj ze sobą przyjść, nie pozwalając bawić
się na tej, jakże świetnej imprezie?
Uniósł
do góry brew, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- A
od kiedy to zrobiła się z ciebie taka imprezowiczka, co?
Westchnęłam,
zrezygnowana. To miało potrwać dłużej, niż sądziłam.
- Wiesz
Dylan, to jest właśnie twój problem, ale dam ci jedną maleńką
radę, którą radzę ci zapamiętać. - Zrobiłam dwa kroki w jego
stronę, ale nadal zachowałam sporą odległość między naszymi
ciałami wiedząc, że gdy znajdę się zbyt blisko niego, będzie mi
trudniej zachować jasność umysłu. - Nie zachowuj się tak, jakbyś
mnie znał, bo tak naprawdę nic o mnie nie wiesz. I powiedz mi o co
chodzi, żebyśmy mieli to w końcu za sobą.
Zmrużył
niebezpiecznie oczy i już wiedziałam, że znów wrócił Dylan
sprzed chwili. Zirytowany, stanowczy, nieco przerażający.
- Ah
tak? A co jeśli jednak trochę cię znam? Co jeśli wiem, że
przyszłaś tu z tym fagasem tylko dlatego, żeby się na mnie
odegrać, choć nie wiem za co?! Nadal uważasz, że nic o tobie nie
wiem?!
Wpatrywał
się we mnie, ciężko dysząc, a ja nie wiedziałam zupełnie co
powiedzieć. Zbił mnie z tropu, bo nie miałam kompletnie pojęcia,
że mogło mu chodzić właśnie o to. O Josha. Czy to tylko moja
chora wyobraźnia, czy Dylan był... Zazdrosny?
Minęła
dłuższa chwila, nim odzyskałam panowanie nad sobą i uzmysłowiłam
sobie, że on właśnie miał do mnie pretensje. Zupełnie
bezpodstawne i zupełnie nie na miejscu.
- Ty
naprawdę zwariowałeś, a ja nie będę tego słuchać. Wychodzę –
oznajmiłam i wymijając go ruszyłam w stronę drzwi. Jednak w
chwili, w której pociągnęłam za klamkę zdałam sobie sprawę, że
wciąż są zamknięte, a klucz ma nie kto inny, jak chłopak przede
mną.
- Otwórz,
proszę. - Starałam się, aby zabrzmiało to stanowczo, ale tak
naprawdę zabrzmiało bardziej jak błaganie.
Brunet
pokiwał przecząco głową, z rękami wciąż założonymi na klatce
piersiowej. Nie wyglądał tak, jakby żartował, a mnie powoli
zaczęła dopadać panika. Jak długo zamierzał mnie tu
przetrzymywać i dlaczego musiał robić to siłą?
- To
nie jest zabawne, otwieraj te cholerne drzwi! - wrzasnęłam, z
przerażeniem zdając sobie sprawę, że mój głos stał się
bardziej piskliwy, niżbym sobie tego życzyła.
- Oh,
Sophie... Chyba nie chcesz przede mną uciec?
Spytał
Dylan, specjalnie mówiąc jeszcze niższym tonem głosu i nim
zdążyłam zareagować, znalazł się tuż obok mnie, więc aby
utrzymać dystans między nami musiałam zrobić kilka kroków w tył.
Plecami wpadłam jednak na twardą ścianę za mną, a chłopak
zbliżył się do mnie tak bardzo, że niemal czułam jego oddech na
swojej twarzy. Pachniał męskimi perfumami, papierosami i nieco
alkoholem, przede wszystkim jednak nim samym. Najbardziej
obezwładniającym zapachem, jaki kiedykolwiek dane było mi poczuć.
Swoje silne dłonie oparł po obu stronach mojej głowy, a gdy jego
kciuk niechcący musnął nieznacznie moje nagie ramię, zadrżałam
na skutek tego uczucia, które towarzyszyło mi za każdym razem,
kiedy nasze ciała się stykały. Serce zaczęło walić mi jak
oszalałe i byłam pewna, że on również musi to słyszeć, więc
zadrżałam po raz kolejny.
- Co
jest? Czyżbyś się mnie bała, Soph? - spytał, przysuwając się
jeszcze bardziej, tak że nasze ciała dzieliły zaledwie milimetry.
Nie
wiedziałam czy robił to celowo, czy nie, ale jednego byłam
całkowicie pewna. Już przepadłam.
- Nie
boję się ciebie, a tego, że w twoim towarzystwie tracę nad sobą
kontrolę.
Zamarłam,
słysząc jak te słowa same wychodzą z moich ust. Nie chciałam
tego powiedzieć, ale najwidoczniej całkowicie utraciłam już nad
sobą kontrolę.
Dylan
spojrzał na mnie zaskoczony i przez chwilę uważnie mi się
przypatrywał, po czym pokręcił głową i zamykając na chwilę
oczy westchnął głęboko, jakby sam nie wiedział co się dzieje.
- Mam
już tego dość – oświadczył nagle, a ja aż podskoczyłam
słysząc jego głęboki i poważny głos, ale na szczęście brunet
tego nie wiedział, bo wciąż na mnie nie patrzył.
- Ja
też, więc może jednak otworzyłbyś te drzwi i...
- Nie
o tym mówię, do cholery! I przestań myśleć, że pozwolę ci
wrócić do tego gogusia. - Zmrużył niebezpiecznie oczy i już
wiedziałam, że znów jest zły. Odsunął się ode mnie, wsadzając
ręce w kieszenie spodni.
Oh,
ja też zaczynałam mieć tego dosyć. Był tak zmienny, że ledwo
mogłam za nim nadążyć, a w dodatku wciąż nie rozumiałam, o co
mu chodzi.
- Nie
nazywaj go tak, bo w ogóle go nie znasz – zauważyłam, coraz
bardziej poddenerwowana.
- A
ty to może znasz? Nie dalej jak kilka tygodniu temu sama mówiłaś,
że chciał cię tylko zbajerować, a teraz przychodzisz z nim na
imprezę i udajesz, że doskonale się znacie?
- To
nie twój interes co robię i z kim! Ty też nie pamiętasz? Sam mi
to powiedziałeś kilka dni temu, więc czemu teraz sam się tego nie
trzymasz, co?! - Byłam pewna, że gdyby nie głośna muzyka
dochodząca z dołu, większość osób usłyszałaby nasze, coraz
głośniejsze krzyki.
- Tak,
ale później cię pocałowałem, czyżbyś i o tym zapomniała,
panno mądralińska?! Cóż, to trochę dziwne, biorąc pod uwagę
fakt, że to właśnie ja byłem tym facetem, w którego pocałunku
zatraciłaś się tak bardzo na szkolnym korytarzu.
Czułam,
że moje policzki znów nabierają koloru czerwonego, co rozzłościło
mnie jeszcze bardziej.
- I
kto to mówi?! Chłopak, który żadnej nie przepuści, dla którego
całowanie obcych dziewczyn to codzienność, a związek nie może
trwać dłużej niż kilka dni.
Ponownie
zmrużył oczy i po chwili podszedł do mnie stanowczo, jednak tym
razem nie próbowałam uciec. Nie mogłam pozwolić, aby uważał, że
ma nade mną jakąkolwiek przewagę.
- A
więc tak właśnie uważasz? Myślisz, że pocałowałem cię tylko
dlatego, żeby urozmaicić sobie czas?
Zaskoczył
mnie i przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć, ale szybko
przypomniałam sobie, że jest zdolny, w mówieniu dziewczyną tego,
co chcą usłyszeć.
-
Ja już nic nie myślę! Nie chcę być tylko kolejną dziewczyną,
którą się pobawisz, a później zostawisz, bo ci się znudzi, a na
horyzoncie pojawi się nowa piękność.
Otworzył
szeroko oczy i przez chwilę wyglądał tak, jakby moje słowa go
zabolały. Szybko jednak potrząsnął głową i zrobił w moją
stronę kilka kolejnych kroków.
- Myślisz,
że gdybym chciał się z tobą tylko zabawić, to rozstałbym się z
Heather i to w dodatku na oczach połowy szkoły?
Czułam,
że powoli słabnę, ale nie mogłam teraz pozwolić mu się omotać.
- Nie
wiem Dylan. Wiem za to, że następnego dnia znów mnie wystawiłeś,
bo wolałeś iść z kumplami na piwo i bajerować kelnerki w jednym
z barów. I w porządku, to nie moja sprawa, ale proszę cię, nie
dręcz mnie więcej i nie mów mi co mam robić ze swoim życiem, bo
nie mam już na siły się w to dłużej bawić – wyznałam, czując
jak cała złość całkowicie już ze mnie upływa.
Uznając
rozmowę za zakończoną, odwróciłam się, aby w końcu odejść,
ale on złapał mnie za łokieć i przyciągnął znów tak blisko
siebie, że ponownie nie mogłam złapać oddechu.
- Ja
też mam już dość tej zabawy w kotka i myszkę, Soph. Zupełnie
mnie to nie bawi – powiedział, dotykając mojej twarzy i
delikatnie odgarniając pasmo moich ciemnych włosów za ucho. -
Dlatego posłuchaj uważnie, bo nie często mówię o swoich... O
uczuciach.
Wstrzymałam
oddech, słysząc jego słowa. Jego dotyk, ton jego głosu i ta
bliskość były dla mnie paraliżujące. Wiedziałam, że nie ma już
dla mnie odwrotu. Jeszcze chwila i całkowicie przepadnę.
Believe me, I have changed
I know I'm not the same
I'm running out of words to say now
- Gdyby
mi na tobie, w jakiś nieznany dla mnie sposób, nie zależało, to
nie rzuciłbym wtedy tego wszystkiego tylko po to, aby cię zobaczyć
i wyjaśnić, że to co myśli Heather zupełnie mnie nie interesuje.
Nie obchodzi mnie cokolwiek, co myśli ktoś inny, poza tobą.
Dlatego jestem delikatnie mówiąc zły, kiedy dowiaduję się, że
jesteś na mnie obrażona o coś, czego nie zrobiłem, a co sobie
dopowiedziałaś. Wy dziewczyny macie dziwną tendencję do
nadinterpretowywania faktów, w dodatku bardzo często na swoją
niekorzyść. Bo widzisz to, że bajerowałem jakąś dziewczynę nie
oznacza jeszcze, że ma to dla mnie jakieś znaczenie i konsekwencje.
My faceci tacy już jesteśmy, że lubimy otaczać się kobietami, bo
wtedy czujemy się spełnieni, ale często właśnie na bajerowaniu
się kończy. Dlatego też wściekam się jeszcze bardziej, kiedy
okazuje się, że odgrywasz się na mnie za tamtą dziewczynę,
której już nawet nie pamiętam. A już szczególnie wkurwia mnie
fakt, że robisz to tak perfidnie i przychodzisz na imprezę z tym
dupkiem, którego coraz bardziej nie trawię. Jakbyś nie mogła
przyjść do mnie i ze mną zwyczajnie porozmawiać...
Pokręcił
głową, wciąż się we mnie wpatrując, a ja miałam wrażenie, że
czas stanął w miejscu. Moje serce stanęło w miejscu.
- I
co, miałam przyjść do ciebie tak po prostu, abyś mnie wyśmiał?
Nie mam w stylu narzucać się komukolwiek...
Westchnął,
a ton jego twarzy momentalnie złagodniał i nie był już zły.
- Wiem
i to chyba właśnie tak bardzo mnie w tobie urzekło... –
stwierdził, uśmiechając się nieznacznie.
Swoją
ciepłą dłonią dotknął mojego policzka, a ja nie mogłam
przestać wpatrywać się w jego ciemne tęczówki, które działały
na mnie niczym magnez. Cała złość na niego minęła w tej jednej
chwili, w której spojrzał w moje oczy i dał mi do zrozumienia, o
co tak naprawdę chodzi. Nie potrafiłam się na niego złościć
słysząc, że mu na mnie zależy. Nagle cała ta sytuacja wydała mi
się żałosna i miałam ochotę sama sobie dokopać za swoją
głupotę.
Nie
wiem nawet jak długo staliśmy tak, wpatrując się w siebie, kiedy
nagle chłopak nachylił się nade mną, a jego miękkie usta
dotknęły moich. Dłoń położył na moich plecach i przyciągnął
mnie bliżej siebie zdecydowanym ruchem, ale jednocześnie był tak
delikatny, jakby bał się, że zaraz mu ucieknę. Nie było to
jednak możliwe, bo czułam się jak w transie i nawet gdybym
chciała, nie mogłam mu się oprzeć.
Pocałunek
był o wiele subtelniejszy niż ten w szkole, a jednak wciąż czułam
się tak, jakby serce miało wyskoczyć mi z piersi. Nie chciałam,
aby ta chwila kiedykolwiek dobiegła końca.
- Chodźmy
stąd – powiedział nagle chłopak, odsuwając się ode mnie.
Patrzył
na mnie takim wzrokiem, że aż kolana się pode mną ugięły i
mimo, że w mojej głowie kotłowało się wiele sprzecznych myśli i
wątpliwości, skinęłam nieznacznie, zgadzając się na jego
propozycję. Wiedziałam, że dalsze ukrywanie prawdy przed samą
sobą nie ma najmniejszego sensu.
Byłam
niezaprzeczalnie zakochana w Dylanie. I co gorsza, nie wiedziałam
jak mam sobie z tym uczuciem poradzić.
I've tried to let go but I can't
You are everything I am
♣♣♣
Nie będę przepraszać, nie będę się tłumaczyć. Nie ma to zwyczajnie sensu.
Powiem tylko, że bardzo zależało mi na dodaniu tego rozdziału i bardzo dobrze mi się go pisało w ostatnim tygodniu, więc mam nadzieję, że się Wam spodoba. Ma około 7400 słów, więc tym razem nie powiecie mi, że krótki. ;)
Co do następnego rozdziału... Nie będę obiecywać, że szybko się pojawi, bo tak naprawdę nie wiem nawet, czy w ogóle dokończę to opowiadanie. Tak, bardzo mi na tym zależy i nie chciałabym Was zawieść, ale nie lubię obiecywać czegoś, czego wiem, że mogę nie dotrzymać.
Dlatego cieszę się, że dodałam jeszcze ten rozdział, który kończy się tak, a nie inaczej. ;)
Mam jednak nadzieję, że w najbliższym czasie znów coś napiszę, ale sami wiecie jak to jest...
Mimo wszystko mam też nadzieję, że wyrazicie swoje opinie na temat tego rozdziału. ;)
No i Wesołych Świąt kochani, bo to już tuż tuż. ;)
Kocham Was, Wasza G.