Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy
samotnie przemierzałam spowite w mroku ulice Largo. Było mi zimno, a ręce
trzęsły się tak bardzo, że ledwo zdołałam utrzymać w nich telefon. Czułam narastające
we mnie podenerwowanie, którego nie potrafiłam w żaden sposób powstrzymać.
Starałam się oddychać równomiernie i głęboko, ale szybki chód wcale mi tego nie
ułatwiał.
Czułam w
powietrzu zapach niebezpieczeństwa. Wysokie lampy uliczne dawały na tyle dużo
światła, abym mogła wszystko widzieć, ale nie na tyle, abym mogła czuć się
bezpiecznie. Liście drzew szumiały, targane wzmagającym się wiatrem, a w oddali
słyszałam dźwięki miasta i samotnie szczekających psów.
Znów byłam
spóźniona, co ostatnio zdarzało mi się zdecydowanie zbyt często. Tym razem
jednak, całą winę mogłam zrzucić na Josha, który usilnie próbował zatrzymać
mnie przy sobie jak najdłużej się da. Skutecznie, zresztą. Okazał się być naprawdę
miłą osobą, która już po raz drugi podczas naszej krótkiej znajomości, zdążyła
zawrócić mi w głowie. W jego towarzystwie czułam się ważna, kiedy wchłaniał
każde, wypowiedziane przeze mnie słowo i bezwstydnie ukazywał mi swoje zainteresowanie,
moją osobą. Bez chwili namysłu zgodziłam się spotkać z nim drugi raz. I zapewne,
nie mogłabym przestać w tej chwili o nim myśleć, gdyby nie ktoś inny, kto potrafił,
w jednej zaledwie chwili, wywrócić mój świat do góry nogami.
Dylan, jak to
miał ostatnio w zwyczaju, potrafił zmącić mi w głowie tak bardzo, że aż nie
potrafiłam się we wszystkim połapać. Kolejny raz czułam się jak na haju,
wszystko zdawało się wirować, płynąć gdzieś poza mną, ale co najdziwniejsze,
wcale nie chciałam się z tego stanu otrząsać. Byłam nieco przerażona
faktem, że ostatnio tak często traciłam nad sobą kontrolę i gubiłam się we
własnych myślach i uczuciach. Nie miałam najmniejszego pojęcia co się ze mną
działo, ani jak temu zapobiec i troszkę mnie to niepokoiło. Zdawało mi się, że
za sprawą jego osoby, traciłam to, nad czym do tej pory tak ciężki pracowałam.
Spokój, rozsądek, opanowanie.
Roads in front of me
Taking me astray
Skręciłam w
ulicę po lewej stronie, jeszcze bardziej przyspieszając kroku. Wciskając ręce w
kieszenie kurtki, próbowałam pozbierać myśli kłębiące się w mojej głowie, co
nie było łatwe. Po spotkaniu z Joshem, a właściwie po tym, jak Dylan nakrył mnie
na owym spotkaniu, czułam dziwne i nieuzasadnione wyrzuty sumienia. Jakbym
zrobiła coś złego, a tak naprawdę, to nie była to przecież nawet, tak do końca
prawdziwa randka. Zresztą, nawet gdyby była, nie powinnam czuć się winna przed
Dylanem, skoro był dla mnie tylko i wyłącznie kolegą.
Westchnęłam,
przewracając oczami. Czułam się jak wariatka, wciąż na nowo wszystko analizując
i tłumacząc się przed samą sobą, gdy wcale nie czułam się od tego lepiej.
Zresztą, może tylko niepotrzebnie wszystko wyolbrzymiałam. Może wcale nie było
tematu ani żadnego problemu, a ja jak zwykle coś źle odebrałam. Może powinnam
odpuścić, zapomnieć o dziwnym zachowaniu Dylana i przyznać, że nic się nie
stało?
Nawet nie
zauważyłam, jak znalazłam się pod drzwiami wejściowymi do domu pana Rettino.
Nie potrafiłam powstrzymać drżenia dłoni, gdy uniosłam ją, aby zapukać. Sama
nie wiedząc czemu, czułam to dziwne podenerwowanie, które odbierało mi jasność
umysłu. Zresztą, może straciłam ją już dawno?
Minęło kilka
chwil zanim usłyszałam za drzwiami czyjeś kroki, a następnie dźwięk
otwierających się drzwi. Mimowolnie odetchnęłam z ulgą, gdy ujrzałam za nimi
pana domu. Pod pachą wciśniętą miał gazetę, na nosie okulary, a w ręce trzymał
granatowy kubek z parującą kawą.
– Sophie? –
Zdziwił się. – A co ty tu robisz tak wcześnie? Przecież lekcję zaczynamy
dopiero za pół godziny.
Patrzył na
mnie wyraźnie zaskoczony, jakby w ogóle nie spodziewał się, że mogę zjawić się
nawet minutę wcześniej. Cóż… Byłam wręcz pewna, że tym bardziej nigdy nie przypuszczałby,
jaki może być prawdziwy powód mojej wizyty.
– Um… Ja…
Właściwie to przyszłam do Dylana – wyznałam, przygryzając dolną wargę nieco
speszona. – Zastałam go? Musze z nim porozmawiać.
– Z Dylanem? –
Pan Rettino wyglądał na nie mniej zaskoczonego niż się spodziewałam.
Pokiwałam
twierdząco głową w geście potwierdzenia, ale on jeszcze przez chwile przyglądał
mi się tak, jakby chciał coś ze mnie wyciągnąć. Uchylił jednak szerzej drzwi i
wpuścił mnie do środka oznajmiając, że jego syn znajduje się u siebie w pokoju.
Wspinając się
po wąskich schodkach znajdujących się w niewielkiej kuchni, czułam na sobie
zaciekawione spojrzenie taty Dylana, ale starałam się tym nie przejmować. W
głowie wciąż mi szumiało od nadmiaru myśli i emocji. Nie miałam teraz ochoty na
zamartwianie się tym, co może sobie pomyśleć ojciec chłopaka.
Gdy znalazłam
się przed drewnianymi drzwiami wzięłam głębszy oddech i zapukałam dwa razy. Z
wewnątrz usłyszałam bliżej nieokreślony dźwięk, więc pozwoliłam sobie otworzyć
drzwi. Moim oczom ukazało się niewielkie pomieszczenie wyposażone w
jednoosobowe łóżko, wąskie biurko, starą szafę i szafeczkę nocną, na której
stała ramka ze zdjęciem jakiejś starszej kobiety. Na niechlujnie zaścielonym
łóżku leżał Dylan, który teraz patrzył na mnie ze zdziwieniem. Podniósł się do
pozycji siedzącej i posłał mi pytające spojrzenie.
Odchrząknęłam,
chcąc zyskać na czasie. Złapałam za skrawek sukienki, bawiąc się nim, aby ukryć
zdenerwowanie. Nie wiedziałam co mam powiedzieć i jak zacząć.
– Chciałam z
tobą porozmawiać – oznajmiłam, oczekując jego reakcji, ale on nadal patrzył na
mnie tym samym, przenikliwym spojrzeniem. – O tym co się dzisiaj stało…
Prychnął,
jakbym powiedziała coś tak żałosnego, że aż nie warto było o tym rozmawiać.
– Myślisz, że
nie mam nic lepszego do roboty niż rozmawiać o twoich randkach? – Wstał,
przybliżając się do mnie o dwa kroki. – Naprawdę nie interesuje mnie co na nich
robisz i zkim. – Posłał mi wyzywające
spojrzenie, jednocześnie uśmiechając się ironicznie.
Przez chwilę
wpatrywałam się w niego, zupełnie nie wiedząc co powiedzieć. Zdziwiłam się
odkrywając, że miałam rację. Dylan był na mnie zły. Zły za randkę z Joshem. A
ja nie miałam zielonego pojęcia dlaczego.
Zmrużyłam
oczy, czując narastającą we mnie irytację.
– O co ci
chodzi, co? – spytałam zadziornie, patrząc mu prosto w ciemne i nieprzeniknione
oczy.
Uśmiechnął
się, zbijając mnie całkowicie z tropu. Zupełnie, jakby na takie pytanie właśnie
liczył. Zdenerwowałam się jeszcze bardziej.
– Mi? Czemu
uważasz, że o cokolwiek mi chodzi, hm? – Dawał mi wyraźnie do zrozumienia, że
właśnie robie z siebie idiotkę, ale nie zamierzałam się poddać. Musiałam go
rozgryźć.
– Ah tak?
Skoro nic się nie dzieje, to dlaczego tak zareagowałeś widząc mnie i Josh’a
razem? – Podeszłam krok bliżej, nie spuszczając z niego wzroku. – I dlaczego,
jesteś o to aż tak zły?
Z każdą
kolejną sekundą jego oczy stawały się ciemniejsze, a usta zaciskały w wąską
linię. Był zły. Wściekły. A moje wyzywające spojrzenie najwidoczniej tylko
potęgowało w nim gniew. Nie bałam się jednak ani trochę.
Złapał mnie za
ramiona i lekko za nie ścisnął tak, abym dokładnie go wysłuchała.
– Zapamiętaj
to sobie raz na zawsze, mała – Jego głos był ostry i tak chłodny, że aż ciarki
przebiegły wzdłuż mojego kręgosłupa. – Mam w dupie z kim się spotykasz,
umawiasz, a nawet komu wskakujesz do łóżka. Nic mnie to nie obchodzi. Tylko
proszę, nie przychodź do mnie później z wyrzutami, że zostawiam cię bezbronną z
nachalnym chłopakiem na imprezie, z którym później i tak umawiasz się na
randeczki i nie wiadomo na co jeszcze. – Kolejny raz uśmiechnął się szyderczo,
a ja poczułam jakby ktoś wbił mi coś ostrego w ciało.
Jego słowa
zabolały mnie tak bardzo, że zapragnęłam mu się zrewanżować. W przypływie
złości i desperacji, kompletnie tracąc nad sobą kontrolę, zamachnęłam się,
chcąc uderzyć go w twarz za to, jak mnie nazwał, ale w ostatniej chwili złapał
za mój nadgarstek, unikając ciosu.
– Nie tym
razem, słońce – powiedział chłodno i ostrzegawczo, po czym puścił moją dłoń. Zabierając
z łóżka czarną bluzę z kapturem, wyminął mnie bez słowa i wyszedł z pomieszczenia
zostawiając mnie samą.
Is there clarity in this insanity?
Whats she want from me?
Czułam, jak
serce podchodzi mi do gardła, a serce bije tak szybko i gwałtownie, jakby zaraz
miało eksplodować.
Co ja
właściwie wyrabiałam?! Byłam na niego wściekła za to, co powiedział, a
najbardziej za to, że miał w tym trochę racji. Najpierw oskarżyłam go o to, jak
zostawił mnie samą na pastwę pijanego i nachalnego Josh’a na pamiętnej
imprezie, a teraz sama, dobrowolnie spędzałam z nim czas, jak gdyby nigdy nic. I
w dodatku wypominałam mu to, że tak zareagował. Najwidoczniej stałam się
potworną hipokrytką.
Co prawda, nigdy
mi się to jeszcze nie zdarzyło, ale czułam, że lada chwila zemdleję, z powodu
tak wielu emocji i wrażeń jedno dnia. Wiedziałam jednak, że nie mogę tak tego
zostawić, więc ruszyłam za Dylanem. Od zdziwionego i nieco przerażonego pana
Rettino dowiedziałam się, że Dylan wyszedł z domu bez słowa, więc ja zrobiłam
to samo. Wybiegłam nawet za nim, zostawiając jego ojca wypytującego o to, co
się dzieje, w korytarzu, bez słowa wyjaśnienia. Szłam szybkim krokiem wołając
jego imię, ale zdawało się, że chłopak zwyczajnie wyparował.
Kiedy
usłyszałam za zakrętem jakieś głosy, zwolniłam kroku nasłuchując. Nie minęło
kilka chwil, jak moim oczom ukazało się dwóch napakowanych i wyraźnie
podchmielonych osiłków. Najwyraźniej usłyszeli moje nawoływania, bo z wyraźną
satysfakcją malującą się na ich twarzach, zmierzali w moją stronę chwiejnie. Bez
chwili zastanowienia odwróciłam się i ruszyłam szybkim krokiem w drogę
powrotną.
– Hej
laleczko, szukasz kogoś? – zawołał nagle za mną jeden z nich.
– Spokojnie,
maleńka. My możemy ci w zupełności wystarczyć – dodał drugi i obaj wybuchnęli
śmiechem.
Nie zareagowałam
i tylko jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku. Na moje szczęście, mężczyźni
byli tak pijani, że nie zdołali mnie dogonić i sami po chwili zrezygnowali, a
ja bezpieczna, choć nadal zdenerwowana i zmęczona weszłam z powrotem do domu
Dylana, aby napotkać tam jego, coraz bardziej zdziwionego i zmartwionego ojca.
♣♣♣
Szkolny gwar
nigdy nie wpływał na mnie pozytywnie. Urywki rozmów zasłyszanych gdzieś na
korytarzu odbijały się echem po całej mojej głowie, a wszelakie spojrzenia
rzucane w moim kierunku zdawały się towarzyszyć mi już na każdym kroku. Szkoła
zdecydowanie nie służyła przemyśleniu niektórych spraw, ale to właśnie musiałam
niestety zrobić.
Siedząc na
jednym z parapetów, próbowałam ułożyć sobie w głowie jakąś mądrą przemowę, którą
zamierzałam wygłosić Dylanowi. Chciałam koniecznie naprawić i załagodzić jakoś
tą dziwną sytuację, która ostatnio zaistniała między nami, a także zaopatrzyć
się w takie argumenty, aby nie mógł już tym razem mnie zbyć jednym słowem.
Spojrzałam na
zegarek widniejący w głębi wielkiego hall’u. Długa przerwa obiadowa trwała już
od dobrych ośmiu minut, ale ja nigdzie nie widziałam Vee. Prosiła mnie, abym na
nią poczekała, abyśmy mogły wspólnie zjeść obiad i porozmawiać, ale
najwidoczniej jej nauczycielka hiszpańskiego postanowiła kolejny raz udowodnić uczniom,
kto w tej szkole ma nad kim władzę i zwyczajnie zatrzymała klasę Vee dłużej.
Nie mogąc już
dłużej na nią czekać, zarzuciłam torbę na ramię i pisząc po drodze esemesa do
przyjaciółki, ruszyłam w stronę szkolnej stołówki. Przeciskając się przez
tłoczących się uczniów, szukałam wzrokiem jednej osoby. Choć było to prawie
niemożliwe, liczyłam na to, że zastanę Dylana samego. Nie potrzebowałam
widowiskowych scen w towarzystwie jego paczki znajomych, którzy tylko czekają
na jakąś sensację.
Niestety.
Brązowowłosy chłopak siedział przy jednym ze stolików, a na jego ramieniu
uwieszona była jasnowłosa, długonoga piękność, która zwana była jego
dziewczyną. Ubrana w jego skórzaną kurtkę, nie szczędziła mu czułości. Westchnęłam,
wiedząc, że nie wiele to zmienia. Musiałam z nim porozmawiać tak czy inaczej.
Ruszyłam w ich
stronę i z przerażeniem stwierdziłam, że nagle całkowicie zapomniałam, co
właściwie chcę mu powiedzieć. Nie było już jednak odwrotu. Heather dostrzegła
mnie i z wyraźną satysfakcją wskazała Dylanowi, że właśnie zmierzam w ich
stronę. Uśmiech, który do tej pory gościł na ustach chłopaka, momentalnie
zniknął, gdy tylko jego ciemne oczy spostrzegły moją osobę.
Zagryzłam
wargi, pokonując kilka ostatnich, dzielących nas metrów.
– Cześć. –
Głos miałam zachrypnięty, jakbym nic nie mówiła od kilku dni. I w sumie tak się
trochę czułam, nie wiedząc jak zacząć.
Dylan tylko
skinął nieznacznie głową, a Heather wciąż uczepiona jego ramienia, posłała mi
lekceważące spojrzenie. Nabrałam powietrza do płuc, chcąc dodać sobie odwagi.
– Możemy
porozmawiać? – spytałam w końcu, niepewnie.
Chłopak
kolejny raz skinął głową, ale nie ruszył się z miejsca. Westchnęłam.
– Na
osobności… – dodałam cicho.
Brunet przez
chwilę wpatrywał się tylko w moje oczy, a gdy w końcu chciał wstać z miejsca,
jego blond piękność, pociągnęła go za rękę, zmuszając do pozostania.
– Osobności,
Sophie? – Roześmiała się, wsuwając rękę za kołnierzyk bruneta. – Kotku, mój
chłopak nie ma przede mną żadnych tajemnic, prawda kochanie? – Wyszeptała
wprost do jego ucha, przygryzając jednocześnie lekko jego płatek.
Odwróciłam
wzrok, czując się co najmniej zażenowana. Nie miałam najmniejszej ochoty na
oglądanie takich scen, nie w tej chwili i nie tutaj.
Heather widząc
moje zmieszanie zaśmiała się szyderczo i wpiła mocno w usta chłopaka, nie
spuszczając jednak ze mnie oczu. Sprawdzała moją reakcję, dobrze to wiedziałam,
nie potrafiłam jednak nie odwrócić od nich wzroku z grymasem na twarzy.
Najwidoczniej bardzo jej się to spodobało, bo roześmiała się po raz kolejny.
– Małą
chwileczkę… – Zastanowiła się, patrząc to na mnie to na Dylana, który także
wciąż mi się przyglądał, sam chyba nie wiele rozumiejąc z tego, co się dzieje.
– No, nie wierzę. Po prostu nie wierzę. Nasza mała, skromna Sophie zakochała
się w moim chłopaku. Nie do wiary. – Patrzyła na mnie zaskoczona, choć wyraźnie
z siebie zadowolona.
Poczułam jakby
ktoś oblał mnie wiadrem zimnej wody.
– C-co? Ja
nie… To nie prawda – wykrztusiłam w końcu, gubiąc się we własnych słowach.
Spojrzenie
chłopaka wypalało dziury w moim ciele.
– Oh,
przestań. Czy to nie dlatego, wciąż patrzysz na niego takim maślanym
spojrzeniem?
– Ja nie…
– Czy to nie
dlatego, wciąż odwracasz wzrok, kiedy widzisz nas razem? – Uniosła do góry
brew, wciąż się uśmiechając. – Nawet teraz nie potrafisz opanować drżenia rąk,
kiedy wiesz, że na ciebie patrzy.
Spuściłam
wzrok, bojąc się spojrzeć na Dylana po tym, co powiedziała. Nie wiedziałam, czy
jej uwierzył. Nie wiedziałam, co dostrzegę w jego oczach.
Heather
roześmiała się tak bardzo, że aż kilka osób odwróciło się zaciekawionych w
naszą stronę. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
– Myślisz, że
nie zauważyłam jak ciągle za nim łazisz? Jak reagujesz na każde jego
spojrzenie, gest czy uśmiech?
Zaśmiała się
po raz kolejny, mrugając szybko brwiami i robiąc taką minę, jakby miała za
chwilę zemdleć.
– Skarbie, dam
ci jedną radę – powiedziała, siląc się na serdeczność, choć w jej głosie było
tyle jadu, że niemal czułam ból w całym ciele. – Lepiej daj sobie spokój, bo
widzisz, ten przystojniak jest już zajęty. – Wskoczyła mu na kolana, kładąc
jego dłonie na swoich pośladkach. – Poza tym… Kotku, chyba naprawdę nie myślałaś,
że ktoś taki jak Dylan, mógłby zwrócić uwagę na kogoś takiego jak ty, co?
Heather
zrobiła smutną minę, jak mama, gdy jej dziecku zgubi się ulubiona zabawka.
Wiedziałam jednak, że miała ze mnie świetną zabawę. Mieszanie mnie z błotem
sprawiało jej nieopisaną radość, a ja nie mogłam się w żaden sposób obronić.
Czując
napływające do oczu łzy, odważyłam się w końcu spojrzeć na Dylana, ale to tylko
pogorszyło sprawę. Na jego twarzy nie malowało się nic innego, jak
najzwyklejsze w świecie współczucie. Było mu mnie żal. Jak zakochanej w nim
nieszczęśliwie nastolatki.
Wiedząc, że
lada chwila rozpłaczę się na oczach wszystkich, odwróciłam się i wyszłam stamtąd
szybkim krokiem, dziękując Bogu za to, że powstrzymałam się przed rzuceniem się
biegiem. Wszyscy patrzyli na mnie zaciekawieni, ale nie dbałam o to. Miałam
ochotę zniknąć z powierzchni ziemi tak, abym nie musiała już nigdy patrzeć w te
ciemne, pełne żalu oczy.
Najbardziej
jednak bolało mnie to, że Heather miała we wszystkim trochę racji, a ja nie
mając na to żadnego wpływu, nie mogłam się obronić, gdy odkrywała przed Dylanem
uczucia, którymi właśnie zaczynałam go darzyć.
Are you leaving me?
Or are you leading the way?
Can you hear what I'm sayin'?
♣♣♣
Tępo
wpatrywałem się w miejsce, w którym przed kilkoma sekundami stała krucha
brunetka. Nie bardzo wiedziałem, co się przed chwilą stało, ale jednego byłem
pewien: to nigdy nie powinno się było wydarzyć. Łzy, które zobaczyłem w tych
ciemnych oczach, zostawiły jakieś ślady na moim sercu, bo wciąż czułem w tamtym
miejscu wyraźny ból. Nadal widziałem to wyczekujące spojrzenie, które jednocześnie
obawiało się mojej reakcji. Jakby jedno moje słowo, jeden gest, były w stanie
wszystko zmienić. Było mi szkoda, tych smutnych oczu, a jednocześnie czułem
żal, że nie mogłem cofnąć słów, które przed chwilą padły.
Life's been blinding me
From what I thought I'd see
– Widziałeś
to? Ona naprawdę zwariowała na twoim punkcie. – Dźwięczny głos Heather
zabrzmiał tuż nad moim uchem, przywracając mnie do rzeczywistości.
Spojrzałem na
nią, dostrzegając nieopisaną satysfakcję wypisaną na jej twarzy. Była z siebie
zadowolona, jak jasna cholera. Zerwałem się z miejsca, czując narastającą we
mnie złość.
– A tobie co?
– spojrzała na mnie zaskoczona, jednak wciąż nie przestawała się uśmiechać.
Kątem oka
dostrzegłem, że zbliżają się do nas Tyler, Terry i Nicole, ale wcale mnie to
nie obchodziło. Czułem jak szybko wali mi serce, oddychałem szybko i płytko.
– Jak mogłaś
się tak zachować?! Całkiem ci już odpierdoliło?! – wrzasnąłem, nie dbając o to,
że wszyscy patrzą na nas z zaciekawieniem.
Blondynka
rozejrzała się dookoła, wyraźnie już mniej zadowolona.
– Panuj nad
słowami, co?! – Także się zdenerwowała, choć wciąż starała się uchodzić za
opanowaną. – Nie rozumiem, o co ci chodzi. Przecież ta idiotka wyraźne się do
ciebie śliniła, miałam tak po prostu na to patrzeć?
Zacisnąłem
ręce w pięści, z przerażeniem zdając sobie sprawę, że ledwo powstrzymuje się
nad uderzeniem jej. Cofnąłem się o krok. Nie chciałem kusić losu.
– Nie mów tak
o niej. I nie pieprz mi tu takich bzdur! – Spojrzałem na nią jak na idiotkę. –
Dobrze wiesz, że przesadziłaś.
Roześmiała
się, jakbym powiedział jej dobry żart. Zmrużyłem oczy, nie wiedząc co ją tak
śmieszy.
– Przesadziłam?
Czy ty siebie słyszysz? – Znów się roześmiała, doprowadzając mnie tym do szału.
– Zresztą, od kiedy aż tak się nią przejmujesz, hm? A może ty też się w niej
zabujałeś, co kochanie? – Uśmiechnęła się prowokująco.
Tyler, Nicole
i Terry popatrzyli na mnie wyczekująco, jakby oczekiwali zaprzeczenia z mojej
strony. Heather nie przestawała się uśmiechać.
– Pierdol się,
Heather – warknąłem robiąc krok w jej stronę, a jednocześnie jeszcze bardziej
zaciskając ręce w pięści. Wiedziałem, że jeszcze chwila i nie wytrzymam.
– Hej, wyluzuj
stary. – Terry wkroczył między nas zagradzając mi drogę ramieniem, ale go
odepchnąłem.
Widziałem
zaskoczenie w oczach przyjaciół, ale w tym momencie nie dbałem o to. Podszedłem
do blondynki, wystawiając w jej stronę rękę.
– Oddaj kurtkę
– powiedziałem ostro, a ona uniosła do góry brwi wyraźnie zaskoczona.
Najwidoczniej nie spodziewała się tego, co miało nastąpić.
– Idziesz do
niej? – spytała, nagle przestając się uśmiechać. – Wiedz, że jeśli tam
pójdziesz, nie masz już do mnie po co wracać – zagroziła, nie robiąc tym jednak
na mnie żadnego wrażenia.
– Kurtka –
powtórzyłem z naciskiem.
Skinęła głową,
wstając i podchodząc do mnie tak blisko, jak było to tylko możliwe.
– Będziesz
tego baaaardzo żałował – oznajmiła, ostentacyjnie zdejmując ciuch, a
jednocześnie odkrywając przede mną swój, sporych rozmiarów dekolt. Uśmiechnęła
się, kiedy mój wzrok zszedł niżej na ułamek sekundy. Byłem tylko facetem, do
diabła.
– Ciekawe, czy
nasza cichutka Sophie też będzie ci w stanie tyle zaoferować. Wiesz, mówią o
niej, że raczej nie jest skłonna do spontaniczności. – Uśmiechnęła się
cynicznie, ale nie udało jej się ponownie wyprowadzić mnie z równowagi.
Zabrałem
kurtkę z jej rąk i odwróciłem się, aby odejść, ale usłyszałem jeszcze za
plecami jej głos.
– Jeśli chcesz
przelecieć słodziutką Sophie, to życzę powodzenia w życiu w celibacie! –
Zaśmiała się, głosem pozbawionym radości. – Z nami koniec, Dylan.
Odwróciłem się
w jej stronę, dostrzegając jej surowy wyraz twarzy. Miałem ochotę wybuchnąć jej
śmiechem w twarz, ale resztkami sił się powstrzymałem.
– Nigdy nie
było żadnych nas, Heather.
Posłałem jej
uśmiech prawie tak cyniczny jak jeden z tych, którymi kilka minut wcześniej
obdarzyła Sophie.
Mijając bez
słowa zdziwionych przyjaciół i patrzących na mnie z zaskoczeniem innych
uczniów, szybkim krokiem ruszyłem ku wyjściu ze stołówki, gdzie nie tak dawno
zniknęła krucha postać, ośmieszonej dziewczyny.
Feel like I'm tryin' to breathe under water
Tryin' to climb but I keep fallin farther
Will you take my hand?
Will you take my hand?
♣♣♣
Przeciskałem
się przez kolejne grupki zabieganych uczniów, próbując jednocześnie nieco się
uspokoić, ale słabo mi to wychodziło. Byłem tak wściekły, że gotów byłem
rozwalić wszystko, co stanęło mi na drodze. Nie miało dla mnie znaczenia to,
czy słowa, które wypowiedziała Heather były choć trochę prawdziwe, czy też nie,
bo wcale jej to nie tłumaczyło. Doskonale pamiętałem, jak sama Sophie, będąc
jednak pod wpływem alkoholu, wyznała mi co do mnie czuje, ale wiedziałem, że
nikt więcej nie powinien o tym wiedzieć. A już na pewno, wyjawiać tego przed
wszystkimi i to w taki sposób.
Ludzie
patrzyli na mnie nieco przerażeni, gdy przepychałem ich niezbyt grzecznie, ale
nie dbałem o to. W głowie miałem tylko jeden cel: znaleźć Sophie. I prawdę
mówiąc, nie wiedziałem co dalej. Nie chciałem się jednak nad tym zastanawiać,
liczyła się w tej chwili tylko ona.
Feels so far away
Want to see your face
Gdy po kilku
minutach szybkiego marszu dotarłem zziajany w miejsce, gdzie znajdowały się
szkolne szafki, dostrzegłem ją w końcu, gdy wyjmowała z torby podręczniki. Stała
do mnie tyłem, zgarbiona, zamknięta w sobie. Miałem wrażenie, że jej drobne
ciało drży, ale niczego nie mogłem być pewien, obserwując ją z tak dużej
odległości.
Biorąc
wcześniej głęboki wdech, podszedłem do niej powoli i położyłem rękę na jej
drobnym ramieniu. Odwróciła się szybko, najwyraźniej przestraszona nagłym
dotykiem. Jej rozwarte usta definitywnie świadczyły o tym, że się mnie tutaj
nie spodziewała. Kiedy przeniosłem spojrzenie na jej ciemne oczy zamarłem,
czując przeraźliwy chłód, który oblał moje serce. Cała złość, która do tej
chwili wręcz rozrywała moje ciało, ulotniła się ze mnie z chwilą, kiedy
dostrzegłem słone krople, spływające po zaróżowionych, porcelanowych policzkach
dziewczyny, stojącej przede mną. Sophie płakała, choć starała się to przede mną
ukryć, błyskawicznie ścierając łzy ze swojej twarzy. Spojrzała na mnie
wyzywająco, siląc się na buntowniczą postawę.
Uśmiechnąłem
się nieznacznie, widząc jak bardzo stara się przede mną ukryć swoje uczucia.
– Co tu robisz?
– spytała buńczucznie. – Ty też chcesz się ze mnie ponaśmiewać? Jeszcze ci
mało? Proszę bardzo, jestem do dyspozycji. – Rozłożyła ręce szeroko, poddając
się. – Poużywaj sobie, wykorzystaj okazję. W końcu od tego tutaj jestem,
prawda? Aby dostarczać zabawy ludziom takim jak ty i Heather!
Głos jej drżał
od płaczu, mimo że przepełniony był złością i żalem. Widziałem, że ledwo nad
sobą panowała, choć dzielnie udawało jej się z tym walczyć.
– Ja i
Heather? Naprawdę porównujesz mnie do kogoś takiego, jak ona? – spytałem
poważnie, na chwilę zbijając ją z tropu.
Patrzyła na
mnie mokrymi od łez oczami, najwidoczniej nie wiedząc co odpowiedzieć.
– Jesteście
tacy sami – wyszeptała w końcu, znów bliska łez. Coś ukłuło mnie w klatce
piersiowej. – I ty i ona… Oboje lubicie się ze mnie nabijać, robić żarty. To
zdecydowanie was łączy. I wiesz co ci powiem? Jesteście siebie warci! –
Odwróciła się, najwidoczniej chcąc tak zakończyć tą rozmowę, ale ja nie miałem
takiego zamiaru. Nie w ten sposób.
Złapałem ją za
łokieć i zmusiłem, aby znów na mnie spojrzała. Wyrwała rękę z mojego uścisku,
pełna gniewu.
– Odpieprz się
ode mnie, Dylan! Ode mnie i od mojego życia – powiedziała niemal błagalnie, nie
odrywając ode mnie wzroku. – Wracaj do swojej cudownej, nieomylnej Heather i
skończmy już tą żenującą szopkę. Naprawdę mam tego dość… – wyszeptała już o
wiele ciszej i jakby bardziej do samej siebie.
Zatrzasnęła
szafkę i już chciała odejść, ale nie pozwoliłem jej na to. Kolejny raz złapałem
ją za nadgarstek i przyciągnąłem bliżej siebie, aby tym razem mnie wysłuchała.
– Sophie… –
powiedziałem cicho, jakby jej imię było jakimś magicznym hasłem, ułatwiającym mi
do niej dostęp. Chciałem, aby pozwoliła mi dość do słowa. – Ja i Heather… Nie
jesteśmy już razem, to już przeszłość. Powinnaś to wiedzieć.
Patrzyła na
mnie badawczo, najwidoczniej sprawdzając, czy to co mówię jest prawdą.
– Nie obchodzi
mnie to – odparła hardo, ale drżenie dolnej wargi ją zdradziło.
Nie mogłem
powstrzymać uśmiechu, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, co dzisiaj okazało się
prawdą, a nie tylko moimi domysłami. Ta mała, krucha dziewczyna, która jednak
miała w sobie więcej wewnętrznej siły, niż niejeden dorosły facet, naprawdę się
we mnie zakochała. I choć starała się to dzielnie ukrywać, chyba także przed
samą sobą, każde drżenie jej ciała na skutek mojego dotyku, zdradzało ją.
– I co się tak
uśmiechasz?! – Zdenerwowała się. – Czy ciebie wszystko tylko cieszy, do
cholery?! – Spróbowała się mi wyrwać, ale na marne. Złapałem ją za oba
nadgarstki, uniemożliwiając jej jakąkolwiek ucieczkę, co jeszcze bardziej ją
rozzłościło. – Puść mnie! – rozkazała, ale nie zamierzałem jej słuchać.
Patrzyłem w te
ciemne, głębokie, bezdenne oczy, sam nie wiedząc co się właściwie dzieje. Jej pełne,
malinowe usta sprawiły, że jedynym o czym mogłem myśleć, to ich smak.
Przypomniałem sobie zachłanne pocałunki u niej w domu, czując jak moje serce
przyspiesza.
Uśmiechnąłem
się, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
– Co?
Jej głos nie
był już tak ostry, a jedynie delikatnie podenerwowany.
Pokręciłem
przecząco głową, nie przestając się jednak uśmiechać.
– Lepiej się
odsuń, Soph – ostrzegłem, rozbawiony.
Spojrzała na
mnie pytająco, ale bez cienia strachu.
– Co masz na
myśli?
Przyciągnąłem
ją do siebie tak bardzo, że pomiędzy naszymi ciałami nie zostało ani trochę
miejsca. Nawet powietrze zdawało się zagęścić, a może nawet w ogóle przestać
istnieć. Nie obchodziło mnie to.
Oddech
dziewczyny stał się szybszy, a moje serce uderzało w szaleńczym rytmie,
najwidoczniej chcąc dogonić moje myśli.
– Odsuń się,
bo inaczej, zaraz cię pocałuję – powiedziałem, nie odrywając wzroku od jej ust.
Brunetka
zadrżała, odruchowo oblizując dolną wargę koniuszkiem języka. Minęła chwila,
nim się odezwała.
– Nie mogę…
Wciąż mnie trzymasz.
Leciutko ruszyła
dłońmi, nadal utkwionymi w moim uścisku. Jej głos był tak cichy, że ledwo go
dosłyszałem. Widziałem w jej oczach niewielkie przerażenie, ale przede
wszystkim także ciekawość. Była tak krucha, drżąc w moich ramionach ze strachu
przed tym, co miało nastąpić.
– Nie ważne. I
tak już za późno – odparłem cicho i nie mogąc już dłużej nad sobą zapanować,
nachyliłem się nad nią, łącząc nasze usta razem.
Najpierw tylko
delikatnie musnąłem jej pełne wargi, ale kiedy naparła na mnie swoim drobnym
ciałem, najwidoczniej sama tracąc nad sobą kontrolę, wpiłem się w jej usta z
taką zachłannością, że aż się zachwiała i upadłaby, gdybym jej nie podtrzymał.
Objąłem ją w pasie unosząc nieco do góry, a ona zarzuciła mi ręce na szyje, gdy
tylko puściłem jej nadgarstki.
Choć nie był
to nasz pierwszy pocałunek, miałem wrażenie, że właśnie tak było. Mimo ogromnej
namiętności, Sophie była też troszkę nieśmiała, dostosowując swoje ruchy do
moich. Pozwoliła mi przejąć kontrolę, jasno pokazując mi swoje zaufanie. Nie
przypominało to pocałunku u niej w pokoju i o dziwno, jeszcze bardziej mi się
spodobało. Znów czułem nienamacalne prądy, które przechodziły przez moje ciało,
a serce waliło mi tak szybko, jakby miało wyskoczyć z piersi.
Odsunęliśmy
się od siebie dokładnie w momencie, w którym zadzwonił szkolny dzwonek, nie
mogąc już złapać oddechu. Wciąż trzymałem Sophie w ramionach, nie mając wcale
ochoty na to, aby ją puścić. Nagle
zapragnąłem, aby ta chwila nigdy nie miała końca.
Brunetka
patrzyła na mnie badawczo, z rozwartymi ustami, łapiąc łapczywie oddechy. W jej
ciemnych oczach wciąż widziałem niepewność, jakbym wcale jej przed chwilą nie
pocałował, jakby to było tylko wyobrażeniem. Bała się, że lada chwila mogę ją
wypuścić ze swoich objęć i zapomnieć o ostatnich sekundach.
Uśmiechnąłem
się do siebie i unosząc do góry jej podbródek, lekko musnąłem jej usta, gestem chcąc
zapewnić ją, że to wszystko dzieje się naprawdę. Odsunąłem się w końcu od niej,
nie puszczając jednak jej dłoni. Ludzie, zmierzający do swoich klas, patrzyli
na nas z rozdziawionymi buziami, a na ich twarzach malowało się tak potężne
zdziwienie, że aż zachciało mi się śmiać. Sophie, widząc ich zaciekawienie naszą
dwójką, spuściła głowę, ukrywając zaróżowione policzki pod kurtyną ciemną
włosów. Nie wiedziałem, czy wstydziła się tego, co sobie pomyślą, czy żałowała
naszego pocałunku. Objąłem jej twarz dłońmi i zmusiłem, aby spojrzała mi w
oczy. Kciukiem starłem ślady po łzach, widniejące na jej delikatnej skórze.
– Po lekcjach
– zacząłem stanowczo, przyciągając jej uwagę – czekaj na mnie przed szkołą –
powiedziałem, nie dając jej szansy na sprzeciw.
Zaskoczenie
pojawiło się na jej twarzy na krótką chwilę, ale w końcu skinęła głową, a w jej
oczach rozbłysły radosne świetliki, gdy patrzyła na mnie wyczekująco.
Uśmiechnąłem
się do niej po raz kolejny, co tym razem odwzajemniła i całując ją jeszcze w
czoło, odszedłem w stronę swojej klasy, nie mogąc pozbyć się uśmiechu, który
cały czas błądził na moich ustach, za sprawą tej kruchej istoty.
♣♣♣
Chemia nigdy
nie była przedmiotem, który szedł mi najlepiej. Co prawda, radziłam sobie jako
tako, z ulgą zaliczając wszelkie sprawdziany, ale nigdy nie powiedziałabym, że
przychodziło mi to bez trudu. Wiele godzin spędziłam nad książkami, często
ucząc się do późnych godzin nocnych, aby chociaż zaliczyć sprawdzian na ocenę
dostateczną. Co więcej, zdawało się, że nauczycielka nie była do mnie
przychylnie nastawiona, lub po prostu lubiła udowadniać przed całą klasą, mój
niski poziom wiedzy chemicznej. Dlatego, na każdej lekcji starałam się uważać i
ze wszystkich swoich sił próbowałam zrozumieć tak dużo, jak tylko mogłam. Nawet
Vee, siedząca po mojej prawej stronie uważała, aby mnie nie rozpraszać ani nie
zagadywać, bo wiedziała jak wielkie problemy mam z tym przedmiotem.
Dziś jednak,
nie dbałam o żadną z tych rzeczy.
Opierając się
na lewej ręce, tępo wpatrywałam się w plecy Samuela O’Briana, blondyna o
wściekle zielonych oczach, siedzącego przede mną. Nie interesowało mnie
zupełnie to, co działo się na przodzie sali, gdzie nauczycielka przeprowadzała
jakieś wyjątkowo ciekawe doświadczenia. Nie obchodziło mnie to, że za kilka
następnych lekcji miała się odbyć kartkówka, sprawdzająca naszą wiedzę na temat
roztworów, których właściwości właśnie omawialiśmy. Nie dbałam o to.
Oddychając
głęboko i równomiernie, pozwalałam moim myślom przejąć nade mną całkowitą
kontrolę. Nawet nie starałam się z tym walczyć, wiedziałam, że nie ma to sensu.
Choć na zewnątrz zachowywałam pozorny spokój, wewnątrz mnie wciąż czułam szybko
bijące serce, które rozprowadzało po moim ciele kolejne fale gorąca. Nie
potrafiłam uspokoić skołatanych nerwów, na wspomnienie gorących ust Dylana,
całujących moje. Co kilka minut dotykałam palcami dolnej wargi, przywołując w
pamięci smak pocałunków chłopaka.
Nie mogłam w
to uwierzyć. Dylan Rettino mnie pocałował. A ja nie tylko nie stawiałam oporu,
ale nawet odwzajemniłam jego pocałunek i bardzo mi się to podobało.
Czułam się
tak, jakby ktoś zapalił światło w ciemnym pokoju, w którym się znajdowałam.
Nagle dotarło do mnie coś bardzo ważnego, czego do tej pory praktycznie nie
zauważałam. Zależało mi na nim, bardziej niż sądziłam. Na chłopaku, który był
nieosiągalny, skryty, buntowniczy i gwałtowny. Na chłopaku, który wykorzystywał
ludzi, nie dbał o ich uczucia, szukał tylko własnej radości. Który z niewiadomych
przyczyn mnie pocałował.
Zadrżałam,
przypominając sobie uczucie, które towarzyszyło mi w tamtej chwili. Pragnęłam,
aby ten pocałunek trwał wiecznie, abym już zawsze mogła smakować jego usta i
czuć jego oddech na swoim policzku. Jego zapach, tak blisko mnie.
Nie miałam
zielonego pojęcia, co to wszystko może oznaczać i jakie będzie miało
konsekwencje w przyszłości. Wolałam nawet nie myśleć o tym, dlaczego chłopak
zachował się tak zaskakująco. Dlaczego rozstał się z Heather, z którą przecież
tak dobrze mu się układało. I dlaczego, przyszedł później do mnie.
Nie chciałam
się nad tym zastanawiać, bo gdybym odkryła prawdę, moje serce mogłoby tego nie
przetrwać.
– Księżniczko,
w jakiej dzisiaj jesteś bajce? – Usłyszałam nagle obok siebie ironiczny głos
Vee i aż podskoczyłam, wybita z własnych myśli.
Spojrzałam na
nią pytająco.
– No, wiesz.
Zachowujesz się dzisiaj jakoś dziwnie, nawet jak na ciebie – zauważyła,
przyglądając mi się badawczo. – Siedzisz zamyślona i tylko tępo wpatrujesz się
w plecy Sama „jestem-ciachem” O’Briana. Ja wiem, że chłopak jest naprawdę
niczego sobie, a jego plecy są bardziej umięśnione niż całe moje ciało, no ale
widzisz je trzy razy w tygodniu, na każdej chemii, więc nie wiem, co cię teraz
tak wzięło na podziwianie jego walorów.
Pokręciłam
przecząco głową, dając jej do zrozumienia, że nie o to chodzi. Nie mogłam
przecież powiedzieć jej, że zamiast pleców zielonookiego, przed oczami miałam
czekoladowe tęczówki bruneta…
– Dobra, mam
pomysł – wyszeptała Vee konspiracyjnym tonem, spoglądając na nauczycielkę badawczo.
Ta jednak zajęta była mieszaniem roztworów i nawet nie zwróciła uwagi na naszą
rozmowę. Vee uśmiechnęła się do siebie i znów przeniosła na mnie, swoje pełne
ekscytacji spojrzenie. – Po szkole idziemy na zakupy. Dawno nigdzie razem nie
wychodziłyśmy, a chyba sama dobrze wiesz, że mamy sporo do obgadania. – Posłała
mi znaczące spojrzenie.
Serce zabiło
mi szybciej, kiedy przypomniałam sobie jeden drobny, ale jakże ważny fakt.
– Nie mogę,
Vee. Nie dziś – powiedziałam, siląc się na skruchę, choć znów czułam znajomą
ekscytację, obejmującą moje ciało.
– Jak to nie
możesz? – zdziwiła się, oburzona. – Nie powiesz mi chyba, że musisz się czegoś
uczyć, bo wtedy zabiję cię gołymi rękami za to, że opuszczasz przyjaciółkę dla
kilku książek i zeszytów.
Pokiwałam przecząco
głową, na co oczy Vee jeszcze bardziej się rozszerzyły. Chyba jednak, spodziewała
się innej odpowiedzi.
– W takim
razie co, do diabła?
Widziałam po
jej oczach, że jest na skraju wytrzymania. Brunetka była tym typem osoby, który
musiał wiedzieć wszystko, o wszystkich. Nie była plotkarą, która rozpowiada
sekrety innych na prawo i lewo, ale ona dosłownie musiała wiedzieć wszystko, dla siebie samej. A jeśli
chodziło o mnie, prywatność przestała całkowicie istnieć.
Westchnęłam,
nie wiedząc jak jej to powiedzieć. I czy w ogóle mówić jej całą prawdę. Nie
lubiłam okłamywać własnej przyjaciółki i zdarzało mi się to naprawdę rzadko,
ale tym razem czułam, że lepiej by było, gdyby dziewczyna na razie nie
wiedziała o tym, co się dzieje. Sama jeszcze nie wiedziałam jak interpretować
to, co stało się pomiędzy mną a Dylanem i nie byłam pewna, czy chłopak
chciałby, abym bez jego wiedzy angażowała go w coś, co mogło nigdy nie
zaistnieć, a co Vee nazwałaby w mgnieniu oka związkiem.
– Ja… Um…
Jestem już umówiona. – Przygryzłam lekko dolną wargę, oczekując jej reakcji.
Cóż, była taka
jakiej się spodziewałam.
– Umówiona?!
Ale z kim?! – spytała, nieco zbyt głośno, wyraźnie zaskoczona.
Na moje
szczęście, zbyt gwałtowny wybuch dziewczyny momentalnie poskutkował zwróceniem
na siebie uwagi nauczycielki, która już chwilę później patrzyła na nas srogo,
skutecznie uniemożliwiając mi odpowiedź na krępujące dla mnie pytanie.
Tego dnia, najwidoczniej szczęśliwy los
postanowił się do mnie wyjątkowo uśmiechnąć, bo ku mojemu ogromnemu
zaskoczeniu, nauczycielka nie poprosiła mnie do tablicy, a tylko pogroziła
palcem niebezpiecznie.
Vee przesłała
mi ruchem ust niemą, ale bardzo jasną wiadomość.
I tak to z ciebie wyciągnę.
♣♣♣
Plac przed
szkołą skąpany był w delikatnych promieniach słońca, które skromnie wyglądały
zza ciemnych chmur. Pogoda w Largo ulegała zmianie na dobre, nawet do nas,
przynosząc chmury i często także ulewne deszcze. Niewątpliwie zbliżała się
jesień, deszczowa, pochmurna i wietrzna. Nie był to mój ulubiony czas w roku,
dlatego czerpałam radość z każdego, nawet najdrobniejszego promienia słońca,
który spadał na moje ciało i twarz.
Jednak nie w
tej chwili.
Are you even there?
Can you show me?!
Can you make me believe?!
Wychodząc
przed szkołę wprost na plac skąpany w promieniach słonecznych, nie potrafiłam
uspokoić szybciej bijącego serca, przyspieszonego oddechu i drżenia rąk. Nie
wiedziałam, czego mogę się spodziewać, kiedy już znajdę się na zewnątrz.
Czekaj na mnie przed szkołą…
Przełknęłam
głośno ślinę, słysząc w głowie po raz kolejny ten głęboki, znajomy głos. Bałam
się, że powiedział te słowa pod wpływem chwili, a ja głupia w nie ślepo
uwierzyłam. Bałam się tego, co się za nimi kryje. Bałam się swojej reakcji, nie
zależnie od tego, czy miały okazać one się prawdą, czy też nie.
Przepuszczając
przedtem kilka osób, przeszłam w końcu przez szklane drzwi, prowadzące na
zewnątrz. Chłodny wiatr owiał moją twarz, na chwilę odbierając mi oddech.
Rozejrzałam się dookoła, powoli schodząc po betonowych stopniach. Choć usilnie
starałam się ukryć zdenerwowanie, z rozczarowaniem zauważyłam, że nigdzie nie
widzę chłopaka. Nie chciałam wyglądać, jak zawiedziona panienka, oczekująca na
czyjąś łaskę, ale tak trochę się czułam. Nie potrafiłam wyzbyć się gniewu na
samą siebie, że tak łatwo uwierzyłam w to, że chłopak naprawdę mógł się ze mną
spotkać.
Ukrywając
rozczarowanie pod maską obojętności, ruszyłam w stronę głównej bramy, kiedy
nagle, moje serce zabiło dwa razy szybciej na dźwięk głębokiego, melodyjnego
głosu.
– Soph!
Gwałtownie
odwróciłam się przez lewe ramię, dostrzegając znajomą sylwetkę opierającą się o
pobliskie drzewo, schowaną w jego cieniu. Nie próbowałam już nawet ukryć uśmiechu,
który momentalnie wpłynął na moje usta, gdy go dostrzegłam. Oparty ramieniem, z
głową lekko przekrzywioną w prawo, a ramionami splecionymi na klatce
piersiowej, spoglądał w moim kierunku. Po krótkiej chwili, ruszył jednak w moją
stronę swobodnym krokiem, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Zacisnęłam
dłonie w pięści i wstrzymałam oddech, bojąc się tego, co może za chwilę
nastąpić. Szedł niespiesznie, z plecakiem przewieszonym przez prawe ramię, a ja
nerwowo spoglądałam w jego kierunku. Kiedy jednak zbliżył się już do mnie
dostatecznie, kąciki jego ust drgnęły ku górze, delikatnie, ledwo
dostrzegalnie.
Mój żołądek
wykonał salto, a serce zabiło mocniej, bo wiedziałam doskonale, że od tej
chwili, nic już nie będzie takie samo.
I need to know...
I need to know...
I need to know...
♣♣♣
No i macie, z okazji Nowego Roku. :)
Mówiłam, że będzie się sporo działo i mam tylko nadzieję, że nie zabijecie mnie za końcówkę. ;)
Cóż, chciałabym Wam życzyć, aby ten rok naprawdę był inny, lepszy od pozostałych. Abyście, przede wszystkim odnalazły wiarę w siebie i swoje możliwości, nigdy się nie poddawały, abyście pozostały silne. Aby nie zabrakło Wam odwagi, aby spełniać swoje marzenia, mówić o swoich uczuciach, kochać. Aby każdy dzień, lepszy był od poprzedniego, a te momenty, które są złe, nauczyły Was wytrwałości. Wierzę, że ten rok będzie lepszy i tego samego chcę dla Was, skarby! :)
Ah, i jeśli mogę mieć do Was jedną, niewielką prośbę, to proszę o zajrzenie >tutaj< . Jest to blog mojej siostry, z całkiem nowym pomysłem, który może Was zaskoczyć. Uwierzcie mi, że się nie zawiedziecie, a odrobina wsparcia może jej bardzo pomóc. Z góry dziękuję! ;*
Nie pozostaje mi nic innego, jak napisać Wam, abyście czekały w cierpliwości na następny rozdział, który niestety, nie wiem kiedy się pojawi i obawiam się, że może to trooooszkę potrwać. Zaczyna się szkoła, ja jestem w klasie maturalnej, a styczeń oznacza ni mniej ni więcej tyle, że muszę spiąć tyłek, niestety. Postaram się jednak w wolnej chwili coś dla Was napisać. :)
Kocham Was miśki i nieskromnie powiem, że liczę na komentarze od Was, które powiedzą mi, co sądzicie o tym rozdziale. ;)
czytam=komentuję. :)