Najpierw były dźwięki. Ciche szmery
gdzieś w oddali, za ścianą. Ponad taflą wody, pod którą się znajdowałam. Później
szmery te, łączyły się w pojedyncze sylaby a w końcu w wyrazy i zdania. Stawały
się czytelne, wyraźne, rozpoznawalne. Słyszałam ciche rozmowy dookoła mnie, ale
mimo, że z pozoru docierał do mnie ich sens, nie mogłam zrozumieć czego i kogo
dotyczą.
You say good morning and good evening
The day is done and you've come to find
The day is done and you've come to find
Następne były
odczucia. Przeraźliwy chłód czegoś twardego pod moimi plecami i przeszywający
ból, który roznosił się po całej głowie, aby już za chwilę skumulować się w
jednym miejscu i znów rozbiec na wszystkie możliwe strony, pulsując
niebezpiecznie.
Chciałam się
ruszyć, ale nie mogłam. Chciałam otworzyć oczy, ale na marne. Zupełnie tak,
jakbym straciła kontrolę nad własnym ciałem, choć jakimś sposobem, docierały do
mnie bodźce zewnętrzne. Próbowałam ruszyć choć palcem, ale nie potrafiłam się
na niczym skupić. Słyszałam bicie własnego serca w uszach, dookoła mnie
szumiało, a łapanie oddechu sprawiało mi trudność.
– Kiedy ona
się obudzi? – Usłyszałam nagle męski, przepełniony poczuciem winy głos i
zapragnęłam, aby jego właściciel nie przestawał mówić. Chciałam uczepić się
czegoś znajomego, a ten głęboki dźwięk sprawił, że przez chwilę poczułam się bezpieczna.
– Sądzę, że
lada chwila. Musimy jeszcze troszkę poczekać. – Nieco skrzeczący, kobiecy głos
również wydał mi się znajomy, ale nie zadziałał na mnie tak, jak ten, który
usłyszałam sekundę wcześniej.
Wzięłam na
tyle głęboki wdech, na ile pozwalały mi moje płuca i wytężyłam całe swoje siły.
Skupiłam wszystkie myśli na tym, aby otworzyć oczy i już po chwili poraził mnie
nikły promień, przerażająco jasnego światła dobiegającego z jarzeniówek
znajdujących się nad moją głową. Dookoła mnie znów zapadła ciemność, kiedy
gwałtownie zamknęłam oczy, by już po chwili znów delikatnie unieść ciężkie
powieki. Wszędzie dookoła mnie było tak jasno, że ledwo utrzymywałam oczy otwarte,
ale jednak udało mi się dostrzec błękitną ścianę tuż po mojej lewej stronie i zszarzały
już, sufit. Z tego co się zorientowałam, leżałam na białym prześcieradle
twardego łóżka polowego. Spróbowałam rozejrzeć się nieco dookoła, ale kiedy
tylko uniosłam głowę na zaledwie kilka centymetrów, ból zlokalizował się w
przedniej części mojej czaszki z taką siłą, że opadłam z powrotem z jękiem na
twardy materac.
– Sophie? Moja
droga, słyszysz mnie? – Znów ten skrzeczący głos, tym razem o wiele bliżej
mnie. Równocześnie poczułam ciepłą dłoń na moim ramieniu, która zapewne
należała do tej samej osoby.
Nie miałam
siły, aby kolejny raz walczyć z opadającymi powiekami, więc otworzyłam usta,
aby coś powiedzieć, ale wydobył się z nich tylko skrzek.
– Chcesz pić?
– spytała kobieta, a ja tylko niemrawo skinęłam głową w odpowiedzi. – Poczekaj,
pomogę ci się podnieść.
Z wciąż
zamkniętymi oczami, przy ogromnym wysiłku i z wciąż towarzyszącym mi bólem,
przy pomocy kobiety zajęłam pozycję siedzącą i oparłam się plecami o zimną
ścianę.
– Proszę. –
Kobieta wcisnęła mi do ręki plastikowy kubeczek, a kiedy przystawiłam go do
ust, poczułam zimną wodę zaspokajającą moje pragnienie.
Kiedy
skończyłam oddałam go kobiecie i powoli otworzyłam oczy. Światło znów mnie oślepiło,
ale już mniej i tym razem mogłam spokojnie rozejrzeć się po pomieszczeniu.
Błękitne ściany, srebrne kafelki i białe meble oraz przeszklone szafki z
gazikami, strzykawkami i buteleczkami, o tak charakterystycznych etykietkach.
Zdałam sobie sprawę, że znajduję się w gabinecie szkolnej pielęgniarki, choć
nadal nie pamiętałam jak i dlaczego się u niej znalazłam. Nieznacznie
przekręciłam głowę w lewo i wtedy dostrzegłam ciemnookiego bruneta, siedzącego
na ławce przy przeciwległej ścianie. Łokcie miał oparte o kolana, a głowę nieco
zwieszoną pomiędzy barkami, ale nie odrywał ode mnie, pełnego poczucia winy
wzroku. Usta, tak często układające się w ironicznym uśmiechu, teraz
pozostawały nieruchome i tylko dodawały jego twarzy powagi.
The words are fleeting
I hear your quiet breathing
Is something wrong?
I hear your quiet breathing
Is something wrong?
Przez chwilę
mierzyliśmy się wzrokiem, aż nagle dostałam olśnienia.
Sala
gimnastyczna. Zapasy.
Jak na
zawołanie w tym samym momencie, kolejna fala bólu zaatakowała moją głowę i aż
jęknęłam, kiedy się za nią złapałam.
– Musi cię
strasznie boleć po takim upadku. Zaraz dam ci coś przeciwbólowego. – Kobieta, o
skrzeczącym głosie okazała się być naszą szkolną pielęgniarką, panią Spencer.
Podeszła do
jednej z przeszklonych gablotek znajdujących się po mojej prawej stronie i
zaczęła tam czegoś szukać. Wykorzystałam ten moment, aby jeszcze raz spojrzeć
na chłopaka o ciemnych oczach. Chciałam odczytać z jego twarzy coś, co
zdradziłoby mi jak się tu znalazłam, ale nie udało mi się to. Jego oczy
wyrażały tylko coś jakby… Skruchę?
Syknęłam
łapiąc się za głowę, gdy ból po raz kolejny nawiedził ją ze zdwojoną siłą.
Dylan zmrużył oczy, zupełnie jakby odczuwał to, co ja.
– Proszę. –
Brązowowłosa kobieta podała mi jakąś błękitną tabletkę i ten sam kubeczek z
wodą co wcześniej. Połknęłam tabletkę z trudem, bo gardło nadal ściśnięte
miałam niczym ciasny węzeł. – Po jakiejś chwili powinna zacząć działać.
Skinęłam
głową, na chwilę znów przymykając powieki.
– No, jak się
czujesz? – Kobieta podeszła do mnie i poświeciła mi w oczy małą latareczką zupełnie
tak, jak mają to w zwyczaju robić lekarze w serialach.
Jęknęłam, gdy
jasne światło spowodowało kolejną falę bólu w mojej głowie.
– Em, chyba
dobrze. To znaczy… Co się właściwie stało? – spytałam zachrypniętym głosem.
Twarz
pielęgniarki przybrała dziwnego wyrazu. Wyglądała na nieco przerażoną, gdy
wymieniła z Dylanem znaczące spojrzenie.
– Jak to… Nic
nie pamiętasz? – spytała, kładąc mi rękę na ramieniu.
Przeniosłam
swoje spojrzenie na chłopaka, który patrzył na mnie wyczekująco.
– Pamiętam…
Pamiętam salę gimnastyczną, pamiętam, że byłam na coś bardzo zła, ale nie wiem
na co i dlaczego. Pamiętam też zapasy i potworny ból… Jak się tutaj znalazłam?
Brunet spuścił
wzrok na swoje dłonie, a ja spojrzałam na panią Spencer, która pokiwała głową
ze zrozumieniem.
– Ty i Dylan
tak niefortunnie się zderzyliście, że upadłaś na ziemię, uderzając przy tym
głową i straciłaś przytomność. Później Dylan i pan Jablonsky przynieśli cię
tutaj. Minęło dobre dwadzieścia minut, nim się obudziłaś, ale już chyba
wszystko jest dobrze, prawda? Jak tam głowa, boli już mniej?
Skinęłam
głową, choć wcale tak nie było. Nie miałam jednak ochoty odpowiadać na kolejne
pytania.
– Dobrze. W
takim razie najlepszym rozwiązaniem będzie, jeśli udasz się teraz do domu. –
Pielęgniarka podeszła do swojego biurka i zaczęła coś pisać w jakiś
dokumentach.
Spojrzałam na
nią zaskoczona.
– Domu? Ale…
– Nic się nie
martw – przerwała mi. – Nie masz żadnego guza, a więc wszystko powinno być
dobrze. Dzwoniłam do twoich rodziców, o wszystkim już wiedzą. Chciałam, aby
przyjechali cię odebrać, bo może ci się jednak nadal trochę kręcić w głowie,
ale niestety są oni na jakimś ważnym spotkaniu biznesowym poza miastem i wrócą
dopiero wieczorem.
Westchnęłam.
Dlaczego nie zdziwiły mnie jej słowa? Nie było ich nigdy. Nawet kiedy ich córka
miała tragiczny wypadek. No, powiedzmy.
– Twój brat
bardzo chciał zabrać cię powrotem do domu, ale pani dyrektor nie pozwoliła mu
na to, bo ma jakiś ważny sprawdzian na ostatniej lekcji – wyjaśniła i znów
zaczęła dopisywać coś w dokumentach.
Po moich
plecach przebiegł dreszcz, gdy wyobraziłam sobie reakcję Matta na to, co się
stało. Czułam, że czeka mnie dość niemiła rozmowa.
– Na szczęście
– kontynuowała – Dylan zaoferował się odprowadzić cię do domu. Miał jeszcze
tylko jedną lekcję, ale pani dyrektor postanowiła i jego zwolnić, bo chyba wam
obojgu przyda się chwila odpoczynku.
Spojrzałam na
chłopaka, który nie spuszczał ze mnie wzroku. Nie uśmiechnął się, nie
naburmuszył, nie rozgniewał. Chciał tego czy nie?
– W porządku –
odparłam beznamiętnie choć sama nie byłam do końca pewna, czy wszystko było tak
bardzo w porządku.
You come on two knees with more than two needs
Finding that it's all too easy
Finding that it's all too easy
Byłam w
błędzie, bo nic nie było w porządku. Głowa nadal niemiłosiernie bolała. W
dodatku było duszno, parno i wszystko wskazywało na to, że zanosi się na
potężną burzę. Szłam powoli tuż obok Dylana, co chwilę trącając go dłonią. O
dziwo jednak, zupełnie mi to nie przeszkadzało, a nawet sprawiało swego rodzaju
przyjemność. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, ale tłumaczyłam to sobie
upadkiem i wciąż niepełnym powrotem do siebie.
– Jak się
czujesz? – Głos Dylana był spokojny, opanowany, ale także przepełniony jakby
troską.
Uznałam, że
znów mam jakieś omamy i wolałam się nad tym nie roztkliwiać, więc po prostu
zastanowiłam się nad odpowiedzią.
– Jak na
osobę, która przez kilka minut była nieobecna duchem, to całkiem nieźle.
Chłopak skinął
głową i odchrząknął. Albo faktycznie wyglądał jakoś inaczej albo od tego upadku
całkiem pomieszało mi się w głowie.
– Przepraszam
za to co się stało – odezwał się w końcu, wprawiając mnie w niemałe osłupienie.
Czy Dylan
Rettino właśnie za coś przepraszał? I to w dodatku mnie?
– Nie
powinienem używać aż tyle siły, w końcu to były tylko ćwiczenia, a nie zawody.
Jeszcze raz przepraszam. – Spojrzał mi prosto w oczy utwierdzając mnie w
szczerości swoich słów.
– W porządku.
– Tylko tyle zdołałam odpowiedzieć, bo wciąż byłam co najmniej zaskoczona.
Nagle nad
naszymi głowami rozległ się tak potężny grzmot, że aż podskoczyłam przerażona,
jednocześnie łapiąc się za głowę, po której rozniosła się kolejna fala bólu.
Poczułam, że
Dylan mi się przygląda, więc na niego spojrzałam. Wyglądał na zdziwionego i
nieco rozbawionego.
– Co jest?
Czyżbyś bała się burzy? – Kąciki jego ust nieznacznie uniosły się ku górze i
choć momentalnie zrozumiałam, że ze mnie żartuje wiedziałam też, że nie ma w
tym ani krzty kpiny.
Nagle doznałam
dziwnego uczucia, że może od tej chwili wszystko się zmieni. Nie łudziłam się
co prawda, że zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi, ale nabrałam cichej nadziei,
że może nie będzie już więcej między nami tych niezręcznych sytuacji, bezsensownych
rozmów i ciągłych docinek.
– No co ty,
bać się burzy, gdy mam cię obok? Przecież przy tobie każda kobieta czuje się
bezpieczna, czyż nie? – Zatrzepotałam rzęsami, siląc się na najsłodszy ton
głosu na jaki było mnie stać.
Brunet przez
chwile wpatrywał się prosto w moje oczy po czym roześmiał się radośnie,
najwidoczniej przyjmując mój żart z dystansem.
Pierwszy raz
widziałam go kiedy śmiał się tak szczerze, że na policzkach zrobiły mu się
niewielkie dołki. Ten widok tak mi się spodobał, że sama nie potrafiłam się
powstrzymać i w następnej sekundzie po osiedlu rozniosły się nasze przeplatające
się, roześmiane głosy.
Reszta drogi
do mojego domu minęła tak szybko, że niemal nie mogłam w to uwierzyć. Sama nie
wiedziałam kiedy stanęliśmy naprzeciw siebie przed bramą wjazdową posiadłości,
na której stał mój dom. Mimo, że przez ostatnie kilkanaście minut rozmawialiśmy
jak dobrzy znajomi, teraz znów żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć.
Wyłamywałam
palce u rąk, patrząc na chłopaka, który przyglądał mi się z coraz większym rozbawieniem.
Do głowy wpadł mi pewien pomysł, ale sama nie byłam go pewna, zresztą jakoś
nietypowo niezręcznie było mi o to spytać.
– To ja chyba
będę leciał – odezwał się cofając o krok, ale najwidoczniej zauważył mój
pytający wyraz twarzy, bo uśmiechnął się i wskazał niebo. – Zanosi się na
potężną burzę – wyjaśnił, jakbym na to czekała.
– Zaczekaj. –
Powstrzymałam go, gdy już odwracał się, aby odejść.
Spojrzał w
moim kierunku zaciekawiony. Przełknęłam głośno ślinę.
It is in you to carry on
It is in you to lay down fears that hold
It is in you to find your way home
It is in you to lay down fears that hold
It is in you to find your way home
– A może… Może
zechcesz wejść na chwilę? – spytałam, mimowolnie zagryzając dolną wargę.
Dylan przybrał
zamyślony wyraz twarzy, wciąż się uśmiechając. Niebo rozdarła ogromna
błyskawica, a zaraz po niej rozniósł się potężny grzmot. Zadrżałam.
– Cóż, skoro
nalegasz. – Uśmiechnął się jeszcze bardziej i ruszył tuż za mną w stronę domu.
W ostatniej
chwili wpadliśmy do jego wnętrza, gdy za naszymi plecami lunął deszcz. Roześmialiśmy
się na ten widok, po czym udaliśmy wprost do mojego pokoju. Wrzuciłam torbę z
książkami do szafy w rogu, ówcześniej wyjmując z niej telefon. Dylan zajął
miejsce na kanapie i badawczo przyglądał się moim ruchom.
– Em, napijesz
się czegoś? – spytałam, zakładając pasmo włosów za ucho.
Chłopak skinął
głową w odpowiedzi, a ja pognałam na dół po coś do picia. W kuchni jak zwykle
zastałam naszą gosposię, Adele, która najwidoczniej już kończyła na dzisiaj
pracę. Uśmiechnęłam się do niej na przywitanie po czym wyjęłam z lodówki sok
porzeczkowy, a z szafki dwie szklanki. Znalazłam też jakieś ciastka i wszystko
to razem postawiłam na srebrnej, ręcznie zdobionej tacy.
– Skończyłam
na dziś pracę. Będę ci jeszcze do czegoś potrzebna? – odezwała się Adele, swoim
ciepłym i spokojnym głosem, który tak bardzo uwielbiałam.
– Nie
dziękuję, możesz iść do domu. – Uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam z tacą w
stronę drzwi, ale kobieta złapała mnie za nadgarstek w ostatniej chwili.
Spojrzałam na nią pytająco.
– Widziałam,
że przyszłaś z jakimś chłopcem. Jesteś pewna, że dasz sobie radę? – spytała z
troską, patrząc przenikliwie w moje oczy.
Odkąd
pamiętałam, była dla mnie kimś więcej niż tylko gosposią. Od dawna zastępowała
mi matkę i wiedziała o mnie więcej, niż moja prawowita rodzicielka. Nigdy nie
miałam przed nią tajemnic i choć czasem zdawało mi się to niedorzeczne, miałam
wrażenie, że zawsze potrafiła odczytać prawdę z moich oczu, nawet wtedy, kiedy
nie do końca chciałam, aby ją znała. Także teraz, przyglądała mi się tak, jakby
wiedziała coś, czego ja nie wiem.
Odchrząknęłam.
– Tak, na
pewno. Dziękuję. – Wysiliłam się na uśmiech, ale chyba wciąż nie do końca ją
przekonałam. Udało mi się jednak wymknąć z kuchni i już po chwili stawiałam
tacę na stoliku obok kanapy, na której siedział ciemnooki chłopak.
Nalałam nam
soku po czym podeszłam do okna. Mimo, że grzmoty były dość odległe, deszcz
przybierał na sile. Zapowiadało się na naprawdę potężną burzę, a ja, choć
ciężko było mi się do tego przyznać nawet przed samą sobą, w pewien sposób
cieszyłam się, że jest ze mną Dylan.
– Powiesz mi,
co wydarzyło się na tamtej imprezie? – Usłyszałam nagle za sobą zaniepokojony
głos Dylana.
Westchnęłam,
przytykając głowę do zimnej szyby. Małe krople spływały po jej drugiej stronie.
– Dlaczego
wciąż do tego wracasz? – spytałam, przypominając sobie, jak rozmowa na ten
temat zakończyła się ostatnim razem.
Chłopak długo
nie odpowiadał, więc odwróciłam się w jego stronę. Miał zamyślony wyraz twarzy.
W końcu spojrzał prosto w moje oczy i przez ułamek sekundy miałam wrażenie, że
chce z nich coś wyczytać.
– Po prostu
chcę wiedzieć – wyjaśnił, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Nieznacznie
skinęłam głową, choć nadal nie do końca go rozumiałam.
– Ten cały
Josh… – zaczęłam, ale nie bardzo wiedziałam co właściwie chcę mu powiedzieć. –
Cóż, chyba miał co do mnie pewne plany, ale nie obejmowały one mojej opinii. –
Uśmiechnęłam się kwaśno przypominając jego pijane spojrzenie.
– Zrobił ci
coś? – Dylan nadal patrzył na mnie badawczo.
Pokręciłam
przecząco głową.
– Nie, nic z
tych rzeczy. Ale dał mi wyraźnie do zrozumienia, że nie traktuje mnie zbyt
serio, więc po prostu wyszłam. – Wzruszyłam ramionami i znów odwróciłam się w
stronę okna, obejmując ramiona rękami.
Usłyszałam, że
Dylan wstał z kanapy i już po chwili poczułam jego obecność za sobą.
– Przepraszam
cię za niego – powiedział tuż za moimi plecami.
Odwróciłam się
w jego stronę, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Stał o wiele bliżej, niż
sądziłam.
– Wiedziałem,
że jak trochę sobie podpije różne rzeczy przychodzą mu do głowy, ale nie
myślałem, że zapomni o manierach, albo stanie się natrętny. Przepraszam, że cię
z nim zostawiłem.
Jego oczy
wyrażały skruchę, a ja nie mogłam patrzeć nigdzie indziej jak w te ciemne,
hipnotyzujące tęczówki.
– Nie ma sprawy,
nic się nie stało. I ja też przepraszam. Nie powinnam była się na ciebie za coś
takiego gniewać. W końcu nie masz obowiązku się mną zajmować, masz swoje życie.
Więc… Przepraszam – powiedziałam, chcąc w ten sposób oczyścić atmosferę
pomiędzy nami.
Brunet nic nie
odpowiedział, tylko patrzył mi prosto w oczy jakby chciał ze mnie coś wyczytać.
Poczułam się tak, jakbym stała przed nim nago. Momentalnie się zarumieniłam, a
atmosfera zamiast się rozluźnić, stała się jeszcze bardziej napięta. Miałam
wrażenie, że z każdą sekundą tej niezręcznej ciszy robi się pomiędzy nami coraz
mniej miejsca, a powietrze staje się ciężkie i gęste. A jednak, przez cały ten
czas nie potrafiłam i po części nie chciałam spuścić wzroku z twarzy Dylana,
który wpatrywał się we mnie tak intensywnie, jak jeszcze nigdy wcześniej.
Daylight's coming, the sun in blazing
New beginnings seep into you
New beginnings seep into you
Nagle z dołu
dobiegł nas hałas, a ja momentalnie podskoczyłam.
– Sophie!
Sophie, gdzie jesteś?! – Był to głos Matta, który najwidoczniej wrócił już do
domu.
Spojrzałam
jeszcze raz na Dylana, po czym ruszyłam na dół, a on powoli podążył za mną.
Kiedy zeszłam do holu, zastałam tam mojego brata wraz z resztą jego paczki.
Tyler, Terrence, Nicole. Wszyscy patrzyli na mnie tak, jakbym co najmniej
przeżyła katastrofę lotniczą, a przecież pomimo bólu głowy, który minął mi
niewiadomo kiedy, nic mi nie było.
– Jak się
czujesz? – Matt podszedł do mnie o kilka kroków i przyjrzał mi się uważnie.
– W porządku.
Nic mi nie jest. – Wzruszyłam ramionami, chyba jednak nie do końca go
przekonując, bo wciąż patrzył na mnie zatroskany.
Przeniosłam
spojrzenie na trójkę jego przyjaciół, stojących za jego plecami. W jednej
chwili, wszyscy troje przybrali zaskoczone miny, spoglądając gdzieś ponad moim
ramieniem. Odwróciłam się do tyłu i wtedy zrozumiałam ich zdziwienie. Za moimi
plecami stanął Dylan, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Byłam pewna, że nie
spodziewali się go w moim domu, w dodatku właśnie ze mną. Spojrzałam na Matta,
który nieco zmrużył oczy, ale nic nie powiedział. Nie naskoczył na Dylana, nie
robił mu wyrzutów. Jedynie przyglądał mu się przez chwilę po czym odwrócił się
do przyjaciół i zaprosił ich do salonu. Odwróciłam się do Dylana, ale on nadal miał
ten sam nieprzenikniony wyraz twarzy co wcześniej. Ruszyłam w stronę salonu, a
brunet szedł tuż za mną. Nie wiedziałam co się dzieje ze wszystkimi tego dnia,
ale czułam, że nie jest to nic normalnego.
Donośny głos
Nicole roznosił się po salonie raz za razem, gdy Tyler rzucał żartami jak z
rękawa. Jak mogłam się spodziewać, Terrence przyniósł ze sobą kilka butelek
piwa, które teraz wprawiły wszystkich w doskonałe humory. Tylko mnie nie było
do śmiechu, kiedy przypominałam sobie, co czeka mnie następnego dnia. Ból głowy
znowu powrócił i zdecydowanie nie miałam ochoty na żadne imprezy. W dodatku,
mój brat najwidoczniej postanowił pozatruwać mi życie tego dnia, skoro jednak
nic mi się nie stało. Co chwilę opowiadał jakieś ciekawe fakty z naszego
dzieciństwa, a poprzez ciekawe można rozumieć: dotyczące mojej skromnej osoby.
Nie bardzo chciałam, aby wszyscy wiedzieli o tym, że jako trzylatka miałam
zamiłowanie do latania z gołym tyłkiem po ogrodzie i za żadne skarby nie
pozwoliłam nikomu wcisnąć sobie majteczek. Naprawdę, nikt nie musiał o tym
wiedzieć.
Dylan siedzący
na kanapie obok mnie trzymał w ręce kolejne już z kolei piwo i z każdą kolejną
jakże ciekawą historią mojego brata, patrzył na mnie coraz bardziej rozbawiony.
Gdy po raz kolejny spojrzałam na niego zła o to, że nie może chociaż jako
jedyny nie śmiać się ze mnie, puścił mi oczko i upił kolejny łyk piwa, ale mi wcale
nie było do śmiechu. Wymknęłam się do kuchni, aby napić się czegoś zimnego.
Dopiero tam zdałam sobie sprawę, że burza wróciła i to najwidoczniej ze
zdwojona siłą, bo błyskało się i grzmiało niemal bez przerwy. Wzdrygnęłam się,
bliska obłędu z powodu wszystkiego, co wydarzyło się tego dnia. Podeszłam do
szafki i wyjmując z niej szklankę nalałam sobie zimnej, gazowanej wody
wyciągniętej z lodówki. Poczułam przyjemne zimno roznoszące się po moim
wnętrzu, ale nie przestawałam pić.
– Dlaczego ode
mnie uciekłaś? – Usłyszałam nagle obok siebie i aż zachłysnęłam się wodą
przestraszona.
Odwróciłam się
w kierunku chłopaka, nie przestając kaszleć. Dylan patrzył na mnie lekko się
uśmiechając.
– Nie od
ciebie tylko od wszystkich, jak już – wyjaśniłam. – I nie uciekłam, tylko
przyszłam napić się wody. – Upiłam kolejny łyk zimnej cieczy.
– Aha, i
dlatego masz taką minę, jakbyś zaraz miała stąd uciec? – Dylan uniósł do góry
jedną brew, tak jak to tylko on potrafił. Pociągnął z butelki ostatni łyk piwa
i pustą odstawił na blat po jego lewej stronie.
Otworzyłam
usta, aby coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co. Za oknem błysnęło i rozniósł
się tak potężny grzmot, że aż zatrzęsło domem. Pisnęłam i podskoczyłam, tym
samym upuszczając szklankę, która roztrzaskała się na kremowych płytkach na
setki małych kawałeczków.
Złapałam się
za usta i… Nie wytrzymałam. Wszystkie emocje, które gromadziły się we mnie tego
jednego dnia nagle eksplodowały, a z moich oczu, nie wiedząc czemu, poleciały
łzy. Zaczęłam się trząść i doskonale wiedziałam co to oznacza. Nie dam rady już
nad sobą zapanować. Osunęłam się na podłogę i niezdarnie zaczęłam zbierać
kawałki szkła, które rozsypały się pod moimi nogami. Moim ciałem wstrząsały
dreszcze, których nie potrafiłam opanować. Ręce mi drżały i nie musiałam długo
czekać, aż z niewielkiej rany, która nagle zrobiła się na moim palcu, popłynęła
ciepła krew. Rozpłakałam się jeszcze bardziej, choć nawet nie poczułam bólu.
But in the end its distant shadows
Finally overwhelm your senses
Finally overwhelm your senses
Nawet nie
zauważyłam kiedy Dylan podszedł do mnie i złapał mnie za rękę pomagając mi
jednocześnie wstać. Kręciłam przecząco głową, ale nie przejął się tym, poza tym
byłam zbyt słaba by walczyć.
– Chodź tutaj
– nakazał i już więcej nie protestowałam.
Odciągnął mnie
kawałek na bok i objął silnymi ramionami, a ja wtuliłam się w niego całym
ciałem. Łkałam mu w rękaw, przytulając głowę do jego piersi, a on gładził mnie
po włosach.
– Ćsii –
szeptał tylko i obejmował mnie tak stanowczo, jakby chciał ochronić mnie przed
całym światem.
Długo to
trwało, zanim odzyskałam nad sobą panowanie. Kiedy jednak trochę się
uspokoiłam, nieśmiało odsunęłam się od chłopaka, choć wcale tego nie chciałam.
W jego ramionach było mi ciepło i czułam się bezpiecznie.
Dylan wziął
moją dłoń w swoje ręce i spojrzał na niewielką rankę na palcu wskazującym, z
której jeszcze przed chwilą kapała krew. Poprowadził mnie do kranu i wsadził
moją dłoń pod chłodną wodę, na chwilę ją tak zostawiając. Kiedy zakręcił wodę przysunął
moją dłoń do swoich ust i zostawiając między nimi niewielką odległość, zaczął
dmuchać na mokre palce tak, aby woda wyparowała. Przez cały ten czas patrzył mi
jednak w oczy, a ja czułam się tak, jakbym straciła kontrolę nad swoim ciałem.
Miałam wrażenie, że powstało między nami coś nienamacalnego, ale jednocześnie
tak wyraźnie wyczuwalnego.
Mimowolnie
dotknęłam koniuszkiem języka dolnej wargi. Była mokra i słona od moich łez.
Dylan przestał
w końcu dmuchać na moje dłonie, ale ich nie puścił. Zamiast tego, wolną rękę
przystawił do mojej twarzy i kciukiem wytarł łzę, która najwidoczniej zbłądziła
na moim policzku. Przełknęłam ślinę, czując w gardle rosnącą gulę. W miejscu,
gdzie przed sekundą kciuk Dylana dotykał mojej skóry, pozostało ciepło, a ja pożałowałam,
że nie zatrzymał tak dłoni na dłużej. Całkowicie straciłam kontrolę nad ciałem,
a także nad myślami.
– Sophie, ktoś
do ciebie przysz… – Zza moich pleców dobiegł zdziwiony głos Terrego, który
nagle nie wiadomo skąd, pojawił się w kuchni.
Dylan momentalnie
puścił moje dłonie, a ja cofnęłam się o krok, odzyskując jednocześnie władzę
nad własnym ciałem. Coś, co jeszcze przed chwilą wisiało pomiędzy nami,
bezpowrotnie prysnęło.
Odwróciłam się
w stronę blondyna, który patrzył na nas zaciekawiony, z widocznym uśmieszkiem. Odchrząknęłam.
– Tak?
Terrence
uśmiechnął się tak, jak małe dziecko, kiedy dostaje cukierka. Później spojrzał
na płytki pod naszymi stopami, na których wciąż leżały kawałki potłuczonego
szkła i jego uśmiech zniknął.
– Cholera, co
się tu stało? – spytał, rozglądając się dookoła.
Faktycznie,
szkło walało się wszędzie. Nie było nawet jednego większego kawałeczka,
wszystko stłukło się w drobny mak.
– Em, ja… –
Nie wiedziałam, co mu powiedzieć, bo jak wytłumaczyć komuś to, że nagle całkowicie
bezpodstawnie dostałam takiego ataku paniki, że nie potrafiłam sama nad sobą
zapanować?
– Uderzyłem
ręką w blat i szklanka się potłukła. To moja wina. – Głos Dylana stojącego za
moimi plecami zabrzmiał przekonująco. Zupełnie jakby to, co przed chwilą powiedział,
wcale nie było wymyślonym na biegu kłamstwem.
Spojrzałam na
niego zaskoczona, ale pozostał niewzruszony.
– Aha. – Terry
skinął głową nadal rozglądając się dookoła. Najwidoczniej uwierzył Dylanowi. –
W każdym razie przyszedłem żeby powiedzieć, że ktoś do ciebie przyszedł,
Sophie. – Ruchem głowy wskazał na drzwi wejściowe, ale kiedy zrobiłam krok w
jego stronę, powstrzymał mnie gestem ręki. – Ale najpierw daj Dylanowi szczotkę
i szufelkę i skoro chłopak ma tyle siły niech się wykaże i posprząta. Chyba
dasz sobie z tym radę co, twardzielu? – Roześmiał się gardłowo, po czym opuścił
kuchnię.
Wyjęłam z
szafki szczotkę i już własnoręcznie brałam się za sprzątanie, kiedy brunet mi w
tym przeszkodził, po raz drugi łapiąc mnie za nadgarstek i odciągając od szkła.
– Dylan,
naprawdę nie…
– W porządku.
– Zabrał mi zmiotkę i sam pochylił się nad pozostałościami szklanki, nakazując
jednocześnie żebym się odsunęła. – W końcu to ja nabałaganiłem, nie?
Powiedział to
prawie serio, ale w żaden sposób nie mogłam się powstrzymać i po prostu obdarzyłam
go najpiękniejszym uśmiechem, na jaki było mnie stać. Pokręcił głową, ale
dostrzegłam jego uśmiech, gdy pochylał się nad szkłem. Dopiero wtedy mogłam
opuścić kuchnię i ruszyć do mojego tajemniczego gościa, którym okazała się być
Veronica.
W normalnych
okolicznościach zapewne po prostu wpadłaby do mojego pokoju bez żadnych
zapowiedzi, czy choćby dzwonienia do drzwi. Zresztą, tak stało się pewnie i tym
razem, ale znając dziewczynę, kiedy tylko wbiegła do salonu i zastała tam
Matta, całkowicie zapomniała o powodzie swojej wizyty, co poskutkowało tym, że
zastałam ją bezwstydnie wpatrującą się w mojego brata, z nieco rozwartą buzią.
Cała Vee.
Kiedy tylko
się do niej zbliżyłam, dostrzegła mnie i podbiegła do mnie rzucając mi się na
szyję i jednocześnie porządnie mnie przyduszając. Piszczała mi coś do ucha, ale
z powodu odciętego dopływu powietrza niewiele z tego zrozumiałam.
– Vee… Dusisz…
Powietrza… Oddychać…
– O mój boże,
przepraszam. – Puściła mnie, a ja zaczęłam szybko łapać powietrze, jednocześnie
kaszląc. – Jak się czujesz? Nic ci nie jest? Ja temu chłopakowi… Jak mu było…?
No tak, Dylan. No więc powyrywam mu wszystkie…
– Daj spokój,
Vee. Nic mi nie jest. – W sytuacji, gdy wciąż kaszlałam zabrzmiało to może mało
szczerze, ale musiało jej wystarczyć. – Wszystko w porządku.
– Na pewno?
– spytała i złapała mnie za ramiona, aby
lepiej mi się przyjrzeć. – Wyglądasz jakoś blado.
Westchnęłam,
przypominając sobie kilka ubiegłych minut, które spędziłam w kuchni.
– To nic. Jest
okej – zapewniłam ją, próbując przekonać jednocześnie samą siebie.
– To dobrze. –
Skinęła głową, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Boże, nawet nie wiesz jak się
martwiłam. – Znów rzuciła mi się na szyję, ale tym razem trochę delikatniej niż
wcześniej, więc wciąż mogłam oddychać. – Tak się cieszę, że nic ci nie jest.
Wciąż w
objęciach przyjaciółki, zobaczyłam jak Dylan wychodzi z kuchni i rusza w naszą
stronę. Kiedy nas minął, nawet na nas nie spojrzał, tylko udał się wprost do
salonu.
Zamknęłam oczy
i wzięłam kilka głębszych wdechów, próbując uspokoić gonitwę myśli.
– Ja też się
cieszę… Że nic mi nie jest.
And this time around is it love that you crown?
And this time around you'll be more than who you are
And this time around you'll be more than who you are
***
Cóż... Nie wiem kompletnie co mam napisać. Wiem na pewno jedno: należą Wam się przeprosiny. I to spore.
Porzuciłam heal-me bez żadnego uprzedzenia, całkowicie niespodziewanie, nawet Was o tym nie informując i tak naprawdę bez względu na Wasze zdanie. Przepraszam.
Po prostu potrzebowałam chyba od tego odpocząć. I choć początkowo miałam odejść na zawsze, to chyba ta historia jest jednak zbyt bliska mojemu sercu, bo po prostu nie potrafię jej od tak zostawić.
Dlatego właśnie tu wróciłam. No, właściwie to jest to przecież całkiem inny blog, a jednak z tymi samymi rozdziałami, bohaterami, ale (mam nadzieję) masą nowej energii! ;)
Jak widzicie wszystkie rozdziały dodałam ponownie, abyście mogli przypomnieć sobie tą historię, jeśli nadal macie ochotę ją czytać, czego bardzo bym chciała! ;)
Nie obiecuję, że rozdziały będą pojawiały się często, bo prawdę mówiąc mogą pojawiać się nawet raz na miesiąc a czasem dwa, co nie znaczy, że nie będę starała się pisać systematycznie. Chodzi jednak o to, że jestem w klasie maturalnej i tyle się dzieje, że często nie mam nawet czasu odpocząć czy paradoksalnie się pouczyć, a co dopiero mówić o pisaniu. Mam jednak co do tego bloga tyle pomysłów, że za wszelką cenę postaram się go dokończyć i przedstawić Wam wymyśloną przeze mnie historię w tak dokładny i atrakcyjny sposób, jak mi się to tylko uda.
Nie wiem, ile z Was będzie nadal chciało czytać moje wypociny, ale jeśli ktoś taki jednak się znajdzie to mogę nadal informować Was przez gadu (znajdziecie je w zakładce ,,Autorka"). Będę także pisała ogólnie przez twittera, jakby ktoś był ciekaw. ;)
Także to by chyba było na tyle... A co do rozdziału, to mam nadzieję, że Wam się spodoba. Podejrzewam, że szczególnie jedna z końcowych scen... ;)
Mogę jeszcze zdradzić, że od teraz akcja zacznie się zagęszczać... :)
Do następnego! :)
Ps. Obiecuję, że to był ten jeden jedyny raz kiedy tak się rozpisałam pod rozdziałem. ;)
Rozdział.. hm cudny? nie on jest przecudny. Najlepszy, ale czemu zawsze wszyscy im przeszkadzają. O co chodziło Dylanowi na końcu? wiszę że coś tu się kroi. Czekam na następny, a co do reaktywacji? Kiedy usunęłaś poczułam jakby ktoś zabrał mi coś ważnego do przeżycia, np. Jakby ktoś usunął z ziemi tlen. Nie ważne że będziesz rzadko dodawać, ważne że wgl będziesz to robiła. Nie wiesz jak się cieszę że miłość Sophi i Dylana znów zostanie opisywana.
OdpowiedzUsuńbehind--enemy--lines.blogspot.com
Od dawna niczego nie czytałam, ale po przeczytaniu tego, gorzko tego pożałowałam :) To tak super działa na wyobraźnię, że czułam się jakbym była takim duchem unoszącym się nad nimi i wszystko widziała. Niesamowite. Dawno czegoś takiego nie czułam podczas czytania, a czytam w moim mniemaniu opowiadania tych autorek z górnej półki :) Mam nadzieję, że doprowadzisz tę historię do takiego końca jaki sobie wymyśliłaś, bez zbędnych komplikacji w tym. :)
OdpowiedzUsuńAGA! <3
OdpowiedzUsuńWiesz jak Cię kocham? ;p
Rozdział jest naprawdę niesamowity, zapomniałam już jak bardzo ubóstwiałam te opowiadanie. Tak cholernie cieszę się, że nareszcie dodałaś nowy rozdział. Ale nie powiem, na coś tak cudownego warto było czekać, nawet tyle czasu :)
Nawet nie wiem w jaki sposób, kiedy i jak to przeczytałam, tak strasznie się wkręciłam :D
Cudo. Po prostu cudo :)
Mam nadzieję, że nowy rozdział dodasz troszeczkę szybciej ;p
Nawiasem mówiąc.. dzisiejszy dzień pełen pozytywnych niespodzianek. Tyle nowych rzeczy do czytania :D
I znów nie nauczyłam się do sprawdzianu z geografii, no ale.. Miałam do wyboru dwie opcje, wybrałam lepszą. Po prostu, trzeba dokonywać wyborów :DD
Czekam z niecierpliwością na następny ;** <3
Po tych momentach w domu, aż mi mowę odebrało... Racja, ostatnie sceny są cudowne <3 Myślałam jednak, że się pocałują. Nie mogę się w sumie doczekać myśli Dylana i co on o tym sądzi, bo z jego pokerowej twarzy nie da się nic wyczytać ;p
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to najważniejsze, że wróciłaś :)
Dylan *,* Ej, serio nie umiem komentować. Cieszę się, że wróciłaś do hm, bo było jednym z pierwszych blogów od ludzi z twittera jakie czytałam i mam do niego ogromny sentyment. Co do rozdziału "dlaczego wszyscy im przerywają?" no i coś zaczyna się dziać.
OdpowiedzUsuńMWAHAHAHAHAH <3
OdpowiedzUsuńKocham Dylana. <3
Kocham Sophie. <3
I PRZEDE WSZYSTKIM KOCHAM HEAL ME Z DWOMA MYŚLINICZKAMI, A CO! : DD
Jejuś. Ahahaha. Ja już nie pamiętam wszystkiego, co tu się działo, ale normalnie.. jak to czytałam to magia jakaś. :D
Niby opisałaś może 2 gdz w tym całym rozdziale, ale ...ah <3
Coś się w Dylanie zmieniło. I ten COSIK mi się bardzo podoba. <33 hihihih. :D
Kurde... Wgl. to brat Soph i ci jego koledzy mieli niezłą niespodziankę jak zobaczyli Dylana przy jej boku. Sophie = boss. ...
pewnie nie rozumiesz, mojego komentarza, więc powiem Ci jeszcze tylko tyle, że ta muza jest bosacz. <3 normalnie ten gościu ma taki głos, że chyba będę ją teraz ciągle włączać. :DD
Ah..
Aga , dodawaj szybko następny bo wiem , że masz napisany! ahahah. <3
Kocham. <3
:*
slow-burning-room.blogspot.com
Więc... Mogę powiedzieć tylko OMÓJBOŻE! Czytałam heal-me jeszcze za czasów oneta ale nie komentowałam (bo jestem głupia). I nagle BAM wracasz z nowym rozdziałem! Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji mam niezdrową, totalną i okropnie zatrważającą obsesję na punkcie Dylana *-*
Co do szablonu jest Magiczny <3
Uwielbiam go. I końcowa scena! Aww <3
Cieszę się, że wróciłaś, i wyobrażam sobie jak jest ci ciężko, klasa maturalna to jednak nie przelewki. Ale mniejsza o to... Ogromnie się cieszę i nie wiem, po prostu kocham to opowiadanie <3
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA....
OdpowiedzUsuńJezu jak ja się cieszę!
Wygląd bloga cudny,
treść niesamowita.
Wcześniej domyśliłam się, że chciałaś już z tym skończyć i szczerze było mi cholernie żal tego bloga. Ale loguję się na GG i czeka mnie niespodzianka. Kocham to opowiadanie. A ten rozdział jest po prostu magiczny, cudowny, wspaniały. Dylan i Sophie...uwielbiam tą dwójkę. W swoim życiu chciałabym spotkać chłopaka takiego jak on. Chciałabym być bohaterką tego opowiadania. Po prostu kocham to i czekam z niecierpliwością na nowe rozdziały i podejrzewam, że nauka nie będzie w stanie mnie od nich odciągnąć ;)
Pozdrawiam,
Altri :*
superr blogg... pisz dalej... :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na tego bloga... :D
http://turn-up-the-love-1d.blogspot.com/
Rozdział przeczytałam już dawno i nawet byłam pewna, że go skomentowałam, a tutaj nie ma komentarza. Strasznie cieszę się, że powróciłaś do tego opowiadania (znalazłam je kiedyś na onecie i bardzo byłam zła, że je usunęłaś), bo jest naprawdę świetne. Uwielbiam Sophie i Dylana, a te Twoje opisy dosłownie przenoszą mnie do tego opowiadania, czuję się jak naoczny świadek tej historii. Pisz dalej i dodawaj rozdziały. Sprawdzam co kilka dni czy jest coś nowego. Pozdrawiam i życzę duuuuużo weny. M&M
OdpowiedzUsuń