sobota, 22 września 2012

Prolog



Czarny zegar, wiszący na grafitowej, popękanej ścianie, odliczał powoli kolejne sekundy. W ciasnym pomieszczeniu wyposażonym w stary, mahoniowy stół, dwa krzesła i niewielką szafkę, panowała napięta atmosfera. Powietrze było ciężkie i gęste, a żółta żarówka świecąca nad głowami dawała specyficzne, irytujące światło.
Po przeciwległych stronach stołu, dwie pary ciemnych, przeszywających oczy rzucało sobie wyzywające spojrzenia. Oddechy z każdą kolejną sekundą stawały się coraz cięższe. Jakby każde kolejne zaczerpnięcie powietrza zmniejszało znacznie objętość płuc.
– Przykro mi, ale niestety pani syn nie zostawił nam wyboru. – Mężczyzna w błękitnej koszuli i spodniach khaki odchylił się na swoim krześle, nie odrywając jednak wzroku od ciemnych, buntowniczych oczu chłopaka siedzącego naprzeciw niego.
Był dość młody, a mimo to, na jego twarzy dało się dostrzec kilka głębszych zmarszczek powstałych zapewne z powodu tak stresującej pracy. Jego ciemne włosy, przerzedzały się tu i ówdzie, dodając mu kolejnych kilku lat. Na ręce miał złotą obrączkę, ale nie wyglądał na szczęśliwego i zadowolonego ze swojego życia.
Kobieta opierająca się o ścianę po jego lewej stronie, jak na zawołanie wybuchnęła płaczem. Okapturzony chłopak siedzący po drugiej stronie stołu przewrócił oczami prychając jednocześnie od nosem. Poprawił ręce zarzucone na klatkę piersiową i odchylił się do tyłu.
Mężczyzna, który do tej pory wpatrywał się cały czas w chłopaka, zakłopotał się, widząc kobietę zapłakaną. Zrobił krok w jej stronę. Brunetka pociągnęła nosem i wydmuchała go w niezbyt białą, chusteczkę.
– Naprawdę nie da się niczego zrobić? – spytała, podchodząc bliżej do mężczyzny i patrząc na niego zalotnie. Łzy, jakby za użyciem specjalnej różdżki, momentalnie zniknęły.
Brązowooki buntownik ledwo powstrzymał się, aby nie parsknąć śmiechem. Znał ją dobrze. To była jej stara taktyka. Potrafiła zrobić wszystko, aby tylko osiągnąć cel.
Rudowłosa kobieta przejechała swoim długim, czerwonym paznokciem po jego torsie, nie spuszczając z niego wzroku. Chłopak przyjrzał się twarzy mężczyzny z nagłym zainteresowaniem. Ciekaw był, jaki będzie wynik tej małej gierki. Mężczyzna mimowolnie oblizał wargi końcem języka, a chłopak momentalnie odwrócił głowę, wiedząc już co to oznacza.
– Dylan – powiedziała kobieta nawet na niego nie patrząc. Jej dłonie błądziły po torsie mężczyzny, który stał sztywno, niczym zaczarowany. – Poczekaj proszę na mnie, na zewnątrz. – Puściła oczko mężczyźnie, uśmiechając się do niego zalotnie.
Nie musiała powtarzać dwa razy. Chłopak gwałtownie wstał z krzesła zabierając z niego swoją skórzaną kurtkę. Obszedł stół stojący pośrodku pomieszczenia i wychodząc, spojrzał jeszcze raz na mężczyznę, który nawet nie drgnął, zauroczony śmiałym dotykiem kobiety. Brunet wyszedł z pomieszczenia śmiejąc się pod nosem, choć wcale nie chciało mu się śmiać. Wyjął z kieszeni małą buteleczkę z trunkiem, której zdecydowanie nie powinien mieć w takim miejscu i wypił kilka łyków.
– Jeden zero dla ciebie, mamo – mruknął sarkastycznie, siadając na krześle stojącym obok.

*** 
Prolog poprawiony, jakby ktoś był ciekaw. ;)