wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział XVI

podkład muzyczny. <3 (koniecznie!)



Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy samotnie przemierzałam spowite w mroku ulice Largo. Było mi zimno, a ręce trzęsły się tak bardzo, że ledwo zdołałam utrzymać w nich telefon. Czułam narastające we mnie podenerwowanie, którego nie potrafiłam w żaden sposób powstrzymać. Starałam się oddychać równomiernie i głęboko, ale szybki chód wcale mi tego nie ułatwiał.
Czułam w powietrzu zapach niebezpieczeństwa. Wysokie lampy uliczne dawały na tyle dużo światła, abym mogła wszystko widzieć, ale nie na tyle, abym mogła czuć się bezpiecznie. Liście drzew szumiały, targane wzmagającym się wiatrem, a w oddali słyszałam dźwięki miasta i samotnie szczekających psów.
Znów byłam spóźniona, co ostatnio zdarzało mi się zdecydowanie zbyt często. Tym razem jednak, całą winę mogłam zrzucić na Josha, który usilnie próbował zatrzymać mnie przy sobie jak najdłużej się da. Skutecznie, zresztą. Okazał się być naprawdę miłą osobą, która już po raz drugi podczas naszej krótkiej znajomości, zdążyła zawrócić mi w głowie. W jego towarzystwie czułam się ważna, kiedy wchłaniał każde, wypowiedziane przeze mnie słowo i bezwstydnie ukazywał mi swoje zainteresowanie, moją osobą. Bez chwili namysłu zgodziłam się spotkać z nim drugi raz. I zapewne, nie mogłabym przestać w tej chwili o nim myśleć, gdyby nie ktoś inny, kto potrafił, w jednej zaledwie chwili, wywrócić mój świat do góry nogami.
Dylan, jak to miał ostatnio w zwyczaju, potrafił zmącić mi w głowie tak bardzo, że aż nie potrafiłam się we wszystkim połapać. Kolejny raz czułam się jak na haju, wszystko zdawało się wirować, płynąć gdzieś poza mną, ale co najdziwniejsze, wcale nie chciałam się z tego stanu otrząsać. Byłam nieco przerażona faktem, że ostatnio tak często traciłam nad sobą kontrolę i gubiłam się we własnych myślach i uczuciach. Nie miałam najmniejszego pojęcia co się ze mną działo, ani jak temu zapobiec i troszkę mnie to niepokoiło. Zdawało mi się, że za sprawą jego osoby, traciłam to, nad czym do tej pory tak ciężki pracowałam. Spokój, rozsądek, opanowanie.

Roads in front of me
Taking me astray

Skręciłam w ulicę po lewej stronie, jeszcze bardziej przyspieszając kroku. Wciskając ręce w kieszenie kurtki, próbowałam pozbierać myśli kłębiące się w mojej głowie, co nie było łatwe. Po spotkaniu z Joshem, a właściwie po tym, jak Dylan nakrył mnie na owym spotkaniu, czułam dziwne i nieuzasadnione wyrzuty sumienia. Jakbym zrobiła coś złego, a tak naprawdę, to nie była to przecież nawet, tak do końca prawdziwa randka. Zresztą, nawet gdyby była, nie powinnam czuć się winna przed Dylanem, skoro był dla mnie tylko i wyłącznie kolegą.
Westchnęłam, przewracając oczami. Czułam się jak wariatka, wciąż na nowo wszystko analizując i tłumacząc się przed samą sobą, gdy wcale nie czułam się od tego lepiej. Zresztą, może tylko niepotrzebnie wszystko wyolbrzymiałam. Może wcale nie było tematu ani żadnego problemu, a ja jak zwykle coś źle odebrałam. Może powinnam odpuścić, zapomnieć o dziwnym zachowaniu Dylana i przyznać, że nic się nie stało?
Nawet nie zauważyłam, jak znalazłam się pod drzwiami wejściowymi do domu pana Rettino. Nie potrafiłam powstrzymać drżenia dłoni, gdy uniosłam ją, aby zapukać. Sama nie wiedząc czemu, czułam to dziwne podenerwowanie, które odbierało mi jasność umysłu. Zresztą, może straciłam ją już dawno?
Minęło kilka chwil zanim usłyszałam za drzwiami czyjeś kroki, a następnie dźwięk otwierających się drzwi. Mimowolnie odetchnęłam z ulgą, gdy ujrzałam za nimi pana domu. Pod pachą wciśniętą miał gazetę, na nosie okulary, a w ręce trzymał granatowy kubek z parującą kawą.
– Sophie? – Zdziwił się. – A co ty tu robisz tak wcześnie? Przecież lekcję zaczynamy dopiero za pół godziny.
Patrzył na mnie wyraźnie zaskoczony, jakby w ogóle nie spodziewał się, że mogę zjawić się nawet minutę wcześniej. Cóż… Byłam wręcz pewna, że tym bardziej nigdy nie przypuszczałby, jaki może być prawdziwy powód mojej wizyty.
– Um… Ja… Właściwie to przyszłam do Dylana – wyznałam, przygryzając dolną wargę nieco speszona. – Zastałam go? Musze z nim porozmawiać.
– Z Dylanem? – Pan Rettino wyglądał na nie mniej zaskoczonego niż się spodziewałam.
Pokiwałam twierdząco głową w geście potwierdzenia, ale on jeszcze przez chwile przyglądał mi się tak, jakby chciał coś ze mnie wyciągnąć. Uchylił jednak szerzej drzwi i wpuścił mnie do środka oznajmiając, że jego syn znajduje się u siebie w pokoju.
Wspinając się po wąskich schodkach znajdujących się w niewielkiej kuchni, czułam na sobie zaciekawione spojrzenie taty Dylana, ale starałam się tym nie przejmować. W głowie wciąż mi szumiało od nadmiaru myśli i emocji. Nie miałam teraz ochoty na zamartwianie się tym, co może sobie pomyśleć ojciec chłopaka.
Gdy znalazłam się przed drewnianymi drzwiami wzięłam głębszy oddech i zapukałam dwa razy. Z wewnątrz usłyszałam bliżej nieokreślony dźwięk, więc pozwoliłam sobie otworzyć drzwi. Moim oczom ukazało się niewielkie pomieszczenie wyposażone w jednoosobowe łóżko, wąskie biurko, starą szafę i szafeczkę nocną, na której stała ramka ze zdjęciem jakiejś starszej kobiety. Na niechlujnie zaścielonym łóżku leżał Dylan, który teraz patrzył na mnie ze zdziwieniem. Podniósł się do pozycji siedzącej i posłał mi pytające spojrzenie.
Odchrząknęłam, chcąc zyskać na czasie. Złapałam za skrawek sukienki, bawiąc się nim, aby ukryć zdenerwowanie. Nie wiedziałam co mam powiedzieć i jak zacząć.
– Chciałam z tobą porozmawiać – oznajmiłam, oczekując jego reakcji, ale on nadal patrzył na mnie tym samym, przenikliwym spojrzeniem. – O tym co się dzisiaj stało…
Prychnął, jakbym powiedziała coś tak żałosnego, że aż nie warto było o tym rozmawiać.
– Myślisz, że nie mam nic lepszego do roboty niż rozmawiać o twoich randkach? – Wstał, przybliżając się do mnie o dwa kroki. – Naprawdę nie interesuje mnie co na nich robisz i zkim. – Posłał mi wyzywające spojrzenie, jednocześnie uśmiechając się ironicznie.
Przez chwilę wpatrywałam się w niego, zupełnie nie wiedząc co powiedzieć. Zdziwiłam się odkrywając, że miałam rację. Dylan był na mnie zły. Zły za randkę z Joshem. A ja nie miałam zielonego pojęcia dlaczego.
Zmrużyłam oczy, czując narastającą we mnie irytację.
– O co ci chodzi, co? – spytałam zadziornie, patrząc mu prosto w ciemne i nieprzeniknione oczy.
Uśmiechnął się, zbijając mnie całkowicie z tropu. Zupełnie, jakby na takie pytanie właśnie liczył. Zdenerwowałam się jeszcze bardziej.
– Mi? Czemu uważasz, że o cokolwiek mi chodzi, hm? – Dawał mi wyraźnie do zrozumienia, że właśnie robie z siebie idiotkę, ale nie zamierzałam się poddać. Musiałam go rozgryźć.
– Ah tak? Skoro nic się nie dzieje, to dlaczego tak zareagowałeś widząc mnie i Josh’a razem? – Podeszłam krok bliżej, nie spuszczając z niego wzroku. – I dlaczego, jesteś o to aż tak zły?
Z każdą kolejną sekundą jego oczy stawały się ciemniejsze, a usta zaciskały w wąską linię. Był zły. Wściekły. A moje wyzywające spojrzenie najwidoczniej tylko potęgowało w nim gniew. Nie bałam się jednak ani trochę.
Złapał mnie za ramiona i lekko za nie ścisnął tak, abym dokładnie go wysłuchała.
– Zapamiętaj to sobie raz na zawsze, mała – Jego głos był ostry i tak chłodny, że aż ciarki przebiegły wzdłuż mojego kręgosłupa. – Mam w dupie z kim się spotykasz, umawiasz, a nawet komu wskakujesz do łóżka. Nic mnie to nie obchodzi. Tylko proszę, nie przychodź do mnie później z wyrzutami, że zostawiam cię bezbronną z nachalnym chłopakiem na imprezie, z którym później i tak umawiasz się na randeczki i nie wiadomo na co jeszcze. – Kolejny raz uśmiechnął się szyderczo, a ja poczułam jakby ktoś wbił mi coś ostrego w ciało.
Jego słowa zabolały mnie tak bardzo, że zapragnęłam mu się zrewanżować. W przypływie złości i desperacji, kompletnie tracąc nad sobą kontrolę, zamachnęłam się, chcąc uderzyć go w twarz za to, jak mnie nazwał, ale w ostatniej chwili złapał za mój nadgarstek, unikając ciosu.
– Nie tym razem, słońce – powiedział chłodno i ostrzegawczo, po czym puścił moją dłoń. Zabierając z łóżka czarną bluzę z kapturem, wyminął mnie bez słowa i wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie samą.

Is there clarity in this insanity?
Whats she want from me?

Czułam, jak serce podchodzi mi do gardła, a serce bije tak szybko i gwałtownie, jakby zaraz miało eksplodować.
Co ja właściwie wyrabiałam?! Byłam na niego wściekła za to, co powiedział, a najbardziej za to, że miał w tym trochę racji. Najpierw oskarżyłam go o to, jak zostawił mnie samą na pastwę pijanego i nachalnego Josh’a na pamiętnej imprezie, a teraz sama, dobrowolnie spędzałam z nim czas, jak gdyby nigdy nic. I w dodatku wypominałam mu to, że tak zareagował. Najwidoczniej stałam się potworną hipokrytką.
Co prawda, nigdy mi się to jeszcze nie zdarzyło, ale czułam, że lada chwila zemdleję, z powodu tak wielu emocji i wrażeń jedno dnia. Wiedziałam jednak, że nie mogę tak tego zostawić, więc ruszyłam za Dylanem. Od zdziwionego i nieco przerażonego pana Rettino dowiedziałam się, że Dylan wyszedł z domu bez słowa, więc ja zrobiłam to samo. Wybiegłam nawet za nim, zostawiając jego ojca wypytującego o to, co się dzieje, w korytarzu, bez słowa wyjaśnienia. Szłam szybkim krokiem wołając jego imię, ale zdawało się, że chłopak zwyczajnie wyparował.
Kiedy usłyszałam za zakrętem jakieś głosy, zwolniłam kroku nasłuchując. Nie minęło kilka chwil, jak moim oczom ukazało się dwóch napakowanych i wyraźnie podchmielonych osiłków. Najwyraźniej usłyszeli moje nawoływania, bo z wyraźną satysfakcją malującą się na ich twarzach, zmierzali w moją stronę chwiejnie. Bez chwili zastanowienia odwróciłam się i ruszyłam szybkim krokiem w drogę powrotną.
– Hej laleczko, szukasz kogoś? – zawołał nagle za mną jeden z nich.
– Spokojnie, maleńka. My możemy ci w zupełności wystarczyć – dodał drugi i obaj wybuchnęli śmiechem.
Nie zareagowałam i tylko jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku. Na moje szczęście, mężczyźni byli tak pijani, że nie zdołali mnie dogonić i sami po chwili zrezygnowali, a ja bezpieczna, choć nadal zdenerwowana i zmęczona weszłam z powrotem do domu Dylana, aby napotkać tam jego, coraz bardziej zdziwionego i zmartwionego ojca.


♣♣♣


Szkolny gwar nigdy nie wpływał na mnie pozytywnie. Urywki rozmów zasłyszanych gdzieś na korytarzu odbijały się echem po całej mojej głowie, a wszelakie spojrzenia rzucane w moim kierunku zdawały się towarzyszyć mi już na każdym kroku. Szkoła zdecydowanie nie służyła przemyśleniu niektórych spraw, ale to właśnie musiałam niestety zrobić.
Siedząc na jednym z parapetów, próbowałam ułożyć sobie w głowie jakąś mądrą przemowę, którą zamierzałam wygłosić Dylanowi. Chciałam koniecznie naprawić i załagodzić jakoś tą dziwną sytuację, która ostatnio zaistniała między nami, a także zaopatrzyć się w takie argumenty, aby nie mógł już tym razem mnie zbyć jednym słowem.
Spojrzałam na zegarek widniejący w głębi wielkiego hall’u. Długa przerwa obiadowa trwała już od dobrych ośmiu minut, ale ja nigdzie nie widziałam Vee. Prosiła mnie, abym na nią poczekała, abyśmy mogły wspólnie zjeść obiad i porozmawiać, ale najwidoczniej jej nauczycielka hiszpańskiego postanowiła kolejny raz udowodnić uczniom, kto w tej szkole ma nad kim władzę i zwyczajnie zatrzymała klasę Vee dłużej.
Nie mogąc już dłużej na nią czekać, zarzuciłam torbę na ramię i pisząc po drodze esemesa do przyjaciółki, ruszyłam w stronę szkolnej stołówki. Przeciskając się przez tłoczących się uczniów, szukałam wzrokiem jednej osoby. Choć było to prawie niemożliwe, liczyłam na to, że zastanę Dylana samego. Nie potrzebowałam widowiskowych scen w towarzystwie jego paczki znajomych, którzy tylko czekają na jakąś sensację.
Niestety. Brązowowłosy chłopak siedział przy jednym ze stolików, a na jego ramieniu uwieszona była jasnowłosa, długonoga piękność, która zwana była jego dziewczyną. Ubrana w jego skórzaną kurtkę, nie szczędziła mu czułości. Westchnęłam, wiedząc, że nie wiele to zmienia. Musiałam z nim porozmawiać tak czy inaczej.
Ruszyłam w ich stronę i z przerażeniem stwierdziłam, że nagle całkowicie zapomniałam, co właściwie chcę mu powiedzieć. Nie było już jednak odwrotu. Heather dostrzegła mnie i z wyraźną satysfakcją wskazała Dylanowi, że właśnie zmierzam w ich stronę. Uśmiech, który do tej pory gościł na ustach chłopaka, momentalnie zniknął, gdy tylko jego ciemne oczy spostrzegły moją osobę.
Zagryzłam wargi, pokonując kilka ostatnich, dzielących nas metrów.
– Cześć. – Głos miałam zachrypnięty, jakbym nic nie mówiła od kilku dni. I w sumie tak się trochę czułam, nie wiedząc jak zacząć.
Dylan tylko skinął nieznacznie głową, a Heather wciąż uczepiona jego ramienia, posłała mi lekceważące spojrzenie. Nabrałam powietrza do płuc, chcąc dodać sobie odwagi.
– Możemy porozmawiać? – spytałam w końcu, niepewnie.
Chłopak kolejny raz skinął głową, ale nie ruszył się z miejsca. Westchnęłam.
– Na osobności… – dodałam cicho.
Brunet przez chwilę wpatrywał się tylko w moje oczy, a gdy w końcu chciał wstać z miejsca, jego blond piękność, pociągnęła go za rękę, zmuszając do pozostania.
– Osobności, Sophie? – Roześmiała się, wsuwając rękę za kołnierzyk bruneta. – Kotku, mój chłopak nie ma przede mną żadnych tajemnic, prawda kochanie? – Wyszeptała wprost do jego ucha, przygryzając jednocześnie lekko jego płatek.
Odwróciłam wzrok, czując się co najmniej zażenowana. Nie miałam najmniejszej ochoty na oglądanie takich scen, nie w tej chwili i nie tutaj.
Heather widząc moje zmieszanie zaśmiała się szyderczo i wpiła mocno w usta chłopaka, nie spuszczając jednak ze mnie oczu. Sprawdzała moją reakcję, dobrze to wiedziałam, nie potrafiłam jednak nie odwrócić od nich wzroku z grymasem na twarzy. Najwidoczniej bardzo jej się to spodobało, bo roześmiała się po raz kolejny.
– Małą chwileczkę… – Zastanowiła się, patrząc to na mnie to na Dylana, który także wciąż mi się przyglądał, sam chyba nie wiele rozumiejąc z tego, co się dzieje. – No, nie wierzę. Po prostu nie wierzę. Nasza mała, skromna Sophie zakochała się w moim chłopaku. Nie do wiary. – Patrzyła na mnie zaskoczona, choć wyraźnie z siebie zadowolona.
Poczułam jakby ktoś oblał mnie wiadrem zimnej wody.
– C-co? Ja nie… To nie prawda – wykrztusiłam w końcu, gubiąc się we własnych słowach.
Spojrzenie chłopaka wypalało dziury w moim ciele.
– Oh, przestań. Czy to nie dlatego, wciąż patrzysz na niego takim maślanym spojrzeniem?
– Ja nie…
– Czy to nie dlatego, wciąż odwracasz wzrok, kiedy widzisz nas razem? – Uniosła do góry brew, wciąż się uśmiechając. – Nawet teraz nie potrafisz opanować drżenia rąk, kiedy wiesz, że na ciebie patrzy.
Spuściłam wzrok, bojąc się spojrzeć na Dylana po tym, co powiedziała. Nie wiedziałam, czy jej uwierzył. Nie wiedziałam, co dostrzegę w jego oczach.
Heather roześmiała się tak bardzo, że aż kilka osób odwróciło się zaciekawionych w naszą stronę. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
– Myślisz, że nie zauważyłam jak ciągle za nim łazisz? Jak reagujesz na każde jego spojrzenie, gest czy uśmiech?
Zaśmiała się po raz kolejny, mrugając szybko brwiami i robiąc taką minę, jakby miała za chwilę zemdleć.
– Skarbie, dam ci jedną radę – powiedziała, siląc się na serdeczność, choć w jej głosie było tyle jadu, że niemal czułam ból w całym ciele. – Lepiej daj sobie spokój, bo widzisz, ten przystojniak jest już zajęty. – Wskoczyła mu na kolana, kładąc jego dłonie na swoich pośladkach. – Poza tym… Kotku, chyba naprawdę nie myślałaś, że ktoś taki jak Dylan, mógłby zwrócić uwagę na kogoś takiego jak ty, co?
Heather zrobiła smutną minę, jak mama, gdy jej dziecku zgubi się ulubiona zabawka. Wiedziałam jednak, że miała ze mnie świetną zabawę. Mieszanie mnie z błotem sprawiało jej nieopisaną radość, a ja nie mogłam się w żaden sposób obronić.
Czując napływające do oczu łzy, odważyłam się w końcu spojrzeć na Dylana, ale to tylko pogorszyło sprawę. Na jego twarzy nie malowało się nic innego, jak najzwyklejsze w świecie współczucie. Było mu mnie żal. Jak zakochanej w nim nieszczęśliwie nastolatki.
Wiedząc, że lada chwila rozpłaczę się na oczach wszystkich, odwróciłam się i wyszłam stamtąd szybkim krokiem, dziękując Bogu za to, że powstrzymałam się przed rzuceniem się biegiem. Wszyscy patrzyli na mnie zaciekawieni, ale nie dbałam o to. Miałam ochotę zniknąć z powierzchni ziemi tak, abym nie musiała już nigdy patrzeć w te ciemne, pełne żalu oczy.
Najbardziej jednak bolało mnie to, że Heather miała we wszystkim trochę racji, a ja nie mając na to żadnego wpływu, nie mogłam się obronić, gdy odkrywała przed Dylanem uczucia, którymi właśnie zaczynałam go darzyć.

Are you leaving me?
Or are you leading the way?
 Can you hear what I'm sayin'?

♣♣♣

Tępo wpatrywałem się w miejsce, w którym przed kilkoma sekundami stała krucha brunetka. Nie bardzo wiedziałem, co się przed chwilą stało, ale jednego byłem pewien: to nigdy nie powinno się było wydarzyć. Łzy, które zobaczyłem w tych ciemnych oczach, zostawiły jakieś ślady na moim sercu, bo wciąż czułem w tamtym miejscu wyraźny ból. Nadal widziałem to wyczekujące spojrzenie, które jednocześnie obawiało się mojej reakcji. Jakby jedno moje słowo, jeden gest, były w stanie wszystko zmienić. Było mi szkoda, tych smutnych oczu, a jednocześnie czułem żal, że nie mogłem cofnąć słów, które przed chwilą padły.

 Life's been blinding me
From what I thought I'd see

– Widziałeś to? Ona naprawdę zwariowała na twoim punkcie. – Dźwięczny głos Heather zabrzmiał tuż nad moim uchem, przywracając mnie do rzeczywistości.
Spojrzałem na nią, dostrzegając nieopisaną satysfakcję wypisaną na jej twarzy. Była z siebie zadowolona, jak jasna cholera. Zerwałem się z miejsca, czując narastającą we mnie złość.
– A tobie co? – spojrzała na mnie zaskoczona, jednak wciąż nie przestawała się uśmiechać.
Kątem oka dostrzegłem, że zbliżają się do nas Tyler, Terry i Nicole, ale wcale mnie to nie obchodziło. Czułem jak szybko wali mi serce, oddychałem szybko i płytko.
– Jak mogłaś się tak zachować?! Całkiem ci już odpierdoliło?! – wrzasnąłem, nie dbając o to, że wszyscy patrzą na nas z zaciekawieniem.
Blondynka rozejrzała się dookoła, wyraźnie już mniej zadowolona.
– Panuj nad słowami, co?! – Także się zdenerwowała, choć wciąż starała się uchodzić za opanowaną. – Nie rozumiem, o co ci chodzi. Przecież ta idiotka wyraźne się do ciebie śliniła, miałam tak po prostu na to patrzeć?
Zacisnąłem ręce w pięści, z przerażeniem zdając sobie sprawę, że ledwo powstrzymuje się nad uderzeniem jej. Cofnąłem się o krok. Nie chciałem kusić losu.
– Nie mów tak o niej. I nie pieprz mi tu takich bzdur! – Spojrzałem na nią jak na idiotkę. – Dobrze wiesz, że przesadziłaś.
Roześmiała się, jakbym powiedział jej dobry żart. Zmrużyłem oczy, nie wiedząc co ją tak śmieszy.
– Przesadziłam? Czy ty siebie słyszysz? – Znów się roześmiała, doprowadzając mnie tym do szału. – Zresztą, od kiedy aż tak się nią przejmujesz, hm? A może ty też się w niej zabujałeś, co kochanie? – Uśmiechnęła się prowokująco.
Tyler, Nicole i Terry popatrzyli na mnie wyczekująco, jakby oczekiwali zaprzeczenia z mojej strony. Heather nie przestawała się uśmiechać.
– Pierdol się, Heather – warknąłem robiąc krok w jej stronę, a jednocześnie jeszcze bardziej zaciskając ręce w pięści. Wiedziałem, że jeszcze chwila i nie wytrzymam.
– Hej, wyluzuj stary. – Terry wkroczył między nas zagradzając mi drogę ramieniem, ale go odepchnąłem.
Widziałem zaskoczenie w oczach przyjaciół, ale w tym momencie nie dbałem o to. Podszedłem do blondynki, wystawiając w jej stronę rękę.
– Oddaj kurtkę – powiedziałem ostro, a ona uniosła do góry brwi wyraźnie zaskoczona. Najwidoczniej nie spodziewała się tego, co miało nastąpić.
– Idziesz do niej? – spytała, nagle przestając się uśmiechać. – Wiedz, że jeśli tam pójdziesz, nie masz już do mnie po co wracać – zagroziła, nie robiąc tym jednak na mnie żadnego wrażenia.
– Kurtka – powtórzyłem z naciskiem.
Skinęła głową, wstając i podchodząc do mnie tak blisko, jak było to tylko możliwe.
– Będziesz tego baaaardzo żałował – oznajmiła, ostentacyjnie zdejmując ciuch, a jednocześnie odkrywając przede mną swój, sporych rozmiarów dekolt. Uśmiechnęła się, kiedy mój wzrok zszedł niżej na ułamek sekundy. Byłem tylko facetem, do diabła.
– Ciekawe, czy nasza cichutka Sophie też będzie ci w stanie tyle zaoferować. Wiesz, mówią o niej, że raczej nie jest skłonna do spontaniczności. – Uśmiechnęła się cynicznie, ale nie udało jej się ponownie wyprowadzić mnie z równowagi.
Zabrałem kurtkę z jej rąk i odwróciłem się, aby odejść, ale usłyszałem jeszcze za plecami jej głos.
– Jeśli chcesz przelecieć słodziutką Sophie, to życzę powodzenia w życiu w celibacie! – Zaśmiała się, głosem pozbawionym radości. – Z nami koniec, Dylan.
Odwróciłem się w jej stronę, dostrzegając jej surowy wyraz twarzy. Miałem ochotę wybuchnąć jej śmiechem w twarz, ale resztkami sił się powstrzymałem.
– Nigdy nie było żadnych nas, Heather.
Posłałem jej uśmiech prawie tak cyniczny jak jeden z tych, którymi kilka minut wcześniej obdarzyła Sophie.
Mijając bez słowa zdziwionych przyjaciół i patrzących na mnie z zaskoczeniem innych uczniów, szybkim krokiem ruszyłem ku wyjściu ze stołówki, gdzie nie tak dawno zniknęła krucha postać, ośmieszonej dziewczyny.

Feel like I'm tryin' to breathe under water
Tryin' to climb but I keep fallin farther
Will you take my hand?
♣♣♣


Przeciskałem się przez kolejne grupki zabieganych uczniów, próbując jednocześnie nieco się uspokoić, ale słabo mi to wychodziło. Byłem tak wściekły, że gotów byłem rozwalić wszystko, co stanęło mi na drodze. Nie miało dla mnie znaczenia to, czy słowa, które wypowiedziała Heather były choć trochę prawdziwe, czy też nie, bo wcale jej to nie tłumaczyło. Doskonale pamiętałem, jak sama Sophie, będąc jednak pod wpływem alkoholu, wyznała mi co do mnie czuje, ale wiedziałem, że nikt więcej nie powinien o tym wiedzieć. A już na pewno, wyjawiać tego przed wszystkimi i to w taki sposób.
Ludzie patrzyli na mnie nieco przerażeni, gdy przepychałem ich niezbyt grzecznie, ale nie dbałem o to. W głowie miałem tylko jeden cel: znaleźć Sophie. I prawdę mówiąc, nie wiedziałem co dalej. Nie chciałem się jednak nad tym zastanawiać, liczyła się w tej chwili tylko ona.

Feels so far away
Want to see your face

Gdy po kilku minutach szybkiego marszu dotarłem zziajany w miejsce, gdzie znajdowały się szkolne szafki, dostrzegłem ją w końcu, gdy wyjmowała z torby podręczniki. Stała do mnie tyłem, zgarbiona, zamknięta w sobie. Miałem wrażenie, że jej drobne ciało drży, ale niczego nie mogłem być pewien, obserwując ją z tak dużej odległości.
Biorąc wcześniej głęboki wdech, podszedłem do niej powoli i położyłem rękę na jej drobnym ramieniu. Odwróciła się szybko, najwyraźniej przestraszona nagłym dotykiem. Jej rozwarte usta definitywnie świadczyły o tym, że się mnie tutaj nie spodziewała. Kiedy przeniosłem spojrzenie na jej ciemne oczy zamarłem, czując przeraźliwy chłód, który oblał moje serce. Cała złość, która do tej chwili wręcz rozrywała moje ciało, ulotniła się ze mnie z chwilą, kiedy dostrzegłem słone krople, spływające po zaróżowionych, porcelanowych policzkach dziewczyny, stojącej przede mną. Sophie płakała, choć starała się to przede mną ukryć, błyskawicznie ścierając łzy ze swojej twarzy. Spojrzała na mnie wyzywająco, siląc się na buntowniczą postawę.
Uśmiechnąłem się nieznacznie, widząc jak bardzo stara się przede mną ukryć swoje uczucia.
– Co tu robisz? – spytała buńczucznie. – Ty też chcesz się ze mnie ponaśmiewać? Jeszcze ci mało? Proszę bardzo, jestem do dyspozycji. – Rozłożyła ręce szeroko, poddając się. – Poużywaj sobie, wykorzystaj okazję. W końcu od tego tutaj jestem, prawda? Aby dostarczać zabawy ludziom takim jak ty i Heather!
Głos jej drżał od płaczu, mimo że przepełniony był złością i żalem. Widziałem, że ledwo nad sobą panowała, choć dzielnie udawało jej się z tym walczyć.
– Ja i Heather? Naprawdę porównujesz mnie do kogoś takiego, jak ona? – spytałem poważnie, na chwilę zbijając ją z tropu.
Patrzyła na mnie mokrymi od łez oczami, najwidoczniej nie wiedząc co odpowiedzieć.
– Jesteście tacy sami – wyszeptała w końcu, znów bliska łez. Coś ukłuło mnie w klatce piersiowej. – I ty i ona… Oboje lubicie się ze mnie nabijać, robić żarty. To zdecydowanie was łączy. I wiesz co ci powiem? Jesteście siebie warci! – Odwróciła się, najwidoczniej chcąc tak zakończyć tą rozmowę, ale ja nie miałem takiego zamiaru. Nie w ten sposób.
Złapałem ją za łokieć i zmusiłem, aby znów na mnie spojrzała. Wyrwała rękę z mojego uścisku, pełna gniewu.
– Odpieprz się ode mnie, Dylan! Ode mnie i od mojego życia – powiedziała niemal błagalnie, nie odrywając ode mnie wzroku. – Wracaj do swojej cudownej, nieomylnej Heather i skończmy już tą żenującą szopkę. Naprawdę mam tego dość… – wyszeptała już o wiele ciszej i jakby bardziej do samej siebie.
Zatrzasnęła szafkę i już chciała odejść, ale nie pozwoliłem jej na to. Kolejny raz złapałem ją za nadgarstek i przyciągnąłem bliżej siebie, aby tym razem mnie wysłuchała.
– Sophie… – powiedziałem cicho, jakby jej imię było jakimś magicznym hasłem, ułatwiającym mi do niej dostęp. Chciałem, aby pozwoliła mi dość do słowa. – Ja i Heather… Nie jesteśmy już razem, to już przeszłość. Powinnaś to wiedzieć.
Patrzyła na mnie badawczo, najwidoczniej sprawdzając, czy to co mówię jest prawdą.
– Nie obchodzi mnie to – odparła hardo, ale drżenie dolnej wargi ją zdradziło.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, co dzisiaj okazało się prawdą, a nie tylko moimi domysłami. Ta mała, krucha dziewczyna, która jednak miała w sobie więcej wewnętrznej siły, niż niejeden dorosły facet, naprawdę się we mnie zakochała. I choć starała się to dzielnie ukrywać, chyba także przed samą sobą, każde drżenie jej ciała na skutek mojego dotyku, zdradzało ją.
– I co się tak uśmiechasz?! – Zdenerwowała się. – Czy ciebie wszystko tylko cieszy, do cholery?! – Spróbowała się mi wyrwać, ale na marne. Złapałem ją za oba nadgarstki, uniemożliwiając jej jakąkolwiek ucieczkę, co jeszcze bardziej ją rozzłościło. – Puść mnie! – rozkazała, ale nie zamierzałem jej słuchać.
Patrzyłem w te ciemne, głębokie, bezdenne oczy, sam nie wiedząc co się właściwie dzieje. Jej pełne, malinowe usta sprawiły, że jedynym o czym mogłem myśleć, to ich smak. Przypomniałem sobie zachłanne pocałunki u niej w domu, czując jak moje serce przyspiesza.
Uśmiechnąłem się, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
– Co?
Jej głos nie był już tak ostry, a jedynie delikatnie podenerwowany.
Pokręciłem przecząco głową, nie przestając się jednak uśmiechać.
– Lepiej się odsuń, Soph – ostrzegłem, rozbawiony.
Spojrzała na mnie pytająco, ale bez cienia strachu.
– Co masz na myśli?
Przyciągnąłem ją do siebie tak bardzo, że pomiędzy naszymi ciałami nie zostało ani trochę miejsca. Nawet powietrze zdawało się zagęścić, a może nawet w ogóle przestać istnieć. Nie obchodziło mnie to.
Oddech dziewczyny stał się szybszy, a moje serce uderzało w szaleńczym rytmie, najwidoczniej chcąc dogonić moje myśli.
– Odsuń się, bo inaczej, zaraz cię pocałuję – powiedziałem, nie odrywając wzroku od jej ust.
Brunetka zadrżała, odruchowo oblizując dolną wargę koniuszkiem języka. Minęła chwila, nim się odezwała.
– Nie mogę… Wciąż mnie trzymasz.
Leciutko ruszyła dłońmi, nadal utkwionymi w moim uścisku. Jej głos był tak cichy, że ledwo go dosłyszałem. Widziałem w jej oczach niewielkie przerażenie, ale przede wszystkim także ciekawość. Była tak krucha, drżąc w moich ramionach ze strachu przed tym, co miało nastąpić.
– Nie ważne. I tak już za późno – odparłem cicho i nie mogąc już dłużej nad sobą zapanować, nachyliłem się nad nią, łącząc nasze usta razem.
Najpierw tylko delikatnie musnąłem jej pełne wargi, ale kiedy naparła na mnie swoim drobnym ciałem, najwidoczniej sama tracąc nad sobą kontrolę, wpiłem się w jej usta z taką zachłannością, że aż się zachwiała i upadłaby, gdybym jej nie podtrzymał. Objąłem ją w pasie unosząc nieco do góry, a ona zarzuciła mi ręce na szyje, gdy tylko puściłem jej nadgarstki.
Choć nie był to nasz pierwszy pocałunek, miałem wrażenie, że właśnie tak było. Mimo ogromnej namiętności, Sophie była też troszkę nieśmiała, dostosowując swoje ruchy do moich. Pozwoliła mi przejąć kontrolę, jasno pokazując mi swoje zaufanie. Nie przypominało to pocałunku u niej w pokoju i o dziwno, jeszcze bardziej mi się spodobało. Znów czułem nienamacalne prądy, które przechodziły przez moje ciało, a serce waliło mi tak szybko, jakby miało wyskoczyć z piersi.
Odsunęliśmy się od siebie dokładnie w momencie, w którym zadzwonił szkolny dzwonek, nie mogąc już złapać oddechu. Wciąż trzymałem Sophie w ramionach, nie mając wcale ochoty na to, aby ją puścić.  Nagle zapragnąłem, aby ta chwila nigdy nie miała końca.
Brunetka patrzyła na mnie badawczo, z rozwartymi ustami, łapiąc łapczywie oddechy. W jej ciemnych oczach wciąż widziałem niepewność, jakbym wcale jej przed chwilą nie pocałował, jakby to było tylko wyobrażeniem. Bała się, że lada chwila mogę ją wypuścić ze swoich objęć i zapomnieć o ostatnich sekundach.
Uśmiechnąłem się do siebie i unosząc do góry jej podbródek, lekko musnąłem jej usta, gestem chcąc zapewnić ją, że to wszystko dzieje się naprawdę. Odsunąłem się w końcu od niej, nie puszczając jednak jej dłoni. Ludzie, zmierzający do swoich klas, patrzyli na nas z rozdziawionymi buziami, a na ich twarzach malowało się tak potężne zdziwienie, że aż zachciało mi się śmiać. Sophie, widząc ich zaciekawienie naszą dwójką, spuściła głowę, ukrywając zaróżowione policzki pod kurtyną ciemną włosów. Nie wiedziałem, czy wstydziła się tego, co sobie pomyślą, czy żałowała naszego pocałunku. Objąłem jej twarz dłońmi i zmusiłem, aby spojrzała mi w oczy. Kciukiem starłem ślady po łzach, widniejące na jej delikatnej skórze.
– Po lekcjach – zacząłem stanowczo, przyciągając jej uwagę – czekaj na mnie przed szkołą – powiedziałem, nie dając jej szansy na sprzeciw.
Zaskoczenie pojawiło się na jej twarzy na krótką chwilę, ale w końcu skinęła głową, a w jej oczach rozbłysły radosne świetliki, gdy patrzyła na mnie wyczekująco.
Uśmiechnąłem się do niej po raz kolejny, co tym razem odwzajemniła i całując ją jeszcze w czoło, odszedłem w stronę swojej klasy, nie mogąc pozbyć się uśmiechu, który cały czas błądził na moich ustach, za sprawą tej kruchej istoty.


♣♣♣
Chemia nigdy nie była przedmiotem, który szedł mi najlepiej. Co prawda, radziłam sobie jako tako, z ulgą zaliczając wszelkie sprawdziany, ale nigdy nie powiedziałabym, że przychodziło mi to bez trudu. Wiele godzin spędziłam nad książkami, często ucząc się do późnych godzin nocnych, aby chociaż zaliczyć sprawdzian na ocenę dostateczną. Co więcej, zdawało się, że nauczycielka nie była do mnie przychylnie nastawiona, lub po prostu lubiła udowadniać przed całą klasą, mój niski poziom wiedzy chemicznej. Dlatego, na każdej lekcji starałam się uważać i ze wszystkich swoich sił próbowałam zrozumieć tak dużo, jak tylko mogłam. Nawet Vee, siedząca po mojej prawej stronie uważała, aby mnie nie rozpraszać ani nie zagadywać, bo wiedziała jak wielkie problemy mam z tym przedmiotem.
Dziś jednak, nie dbałam o żadną z tych rzeczy.
Opierając się na lewej ręce, tępo wpatrywałam się w plecy Samuela O’Briana, blondyna o wściekle zielonych oczach, siedzącego przede mną. Nie interesowało mnie zupełnie to, co działo się na przodzie sali, gdzie nauczycielka przeprowadzała jakieś wyjątkowo ciekawe doświadczenia. Nie obchodziło mnie to, że za kilka następnych lekcji miała się odbyć kartkówka, sprawdzająca naszą wiedzę na temat roztworów, których właściwości właśnie omawialiśmy. Nie dbałam o to.
Oddychając głęboko i równomiernie, pozwalałam moim myślom przejąć nade mną całkowitą kontrolę. Nawet nie starałam się z tym walczyć, wiedziałam, że nie ma to sensu. Choć na zewnątrz zachowywałam pozorny spokój, wewnątrz mnie wciąż czułam szybko bijące serce, które rozprowadzało po moim ciele kolejne fale gorąca. Nie potrafiłam uspokoić skołatanych nerwów, na wspomnienie gorących ust Dylana, całujących moje. Co kilka minut dotykałam palcami dolnej wargi, przywołując w pamięci smak pocałunków chłopaka.
Nie mogłam w to uwierzyć. Dylan Rettino mnie pocałował. A ja nie tylko nie stawiałam oporu, ale nawet odwzajemniłam jego pocałunek i bardzo mi się to podobało.
Czułam się tak, jakby ktoś zapalił światło w ciemnym pokoju, w którym się znajdowałam. Nagle dotarło do mnie coś bardzo ważnego, czego do tej pory praktycznie nie zauważałam. Zależało mi na nim, bardziej niż sądziłam. Na chłopaku, który był nieosiągalny, skryty, buntowniczy i gwałtowny. Na chłopaku, który wykorzystywał ludzi, nie dbał o ich uczucia, szukał tylko własnej radości. Który z niewiadomych przyczyn mnie pocałował.
Zadrżałam, przypominając sobie uczucie, które towarzyszyło mi w tamtej chwili. Pragnęłam, aby ten pocałunek trwał wiecznie, abym już zawsze mogła smakować jego usta i czuć jego oddech na swoim policzku. Jego zapach, tak blisko mnie.
Nie miałam zielonego pojęcia, co to wszystko może oznaczać i jakie będzie miało konsekwencje w przyszłości. Wolałam nawet nie myśleć o tym, dlaczego chłopak zachował się tak zaskakująco. Dlaczego rozstał się z Heather, z którą przecież tak dobrze mu się układało. I dlaczego, przyszedł później do mnie.
Nie chciałam się nad tym zastanawiać, bo gdybym odkryła prawdę, moje serce mogłoby tego nie przetrwać.
– Księżniczko, w jakiej dzisiaj jesteś bajce? – Usłyszałam nagle obok siebie ironiczny głos Vee i aż podskoczyłam, wybita z własnych myśli.
Spojrzałam na nią pytająco.
– No, wiesz. Zachowujesz się dzisiaj jakoś dziwnie, nawet jak na ciebie – zauważyła, przyglądając mi się badawczo. – Siedzisz zamyślona i tylko tępo wpatrujesz się w plecy Sama „jestem-ciachem” O’Briana. Ja wiem, że chłopak jest naprawdę niczego sobie, a jego plecy są bardziej umięśnione niż całe moje ciało, no ale widzisz je trzy razy w tygodniu, na każdej chemii, więc nie wiem, co cię teraz tak wzięło na podziwianie jego walorów.
Pokręciłam przecząco głową, dając jej do zrozumienia, że nie o to chodzi. Nie mogłam przecież powiedzieć jej, że zamiast pleców zielonookiego, przed oczami miałam czekoladowe tęczówki bruneta…
– Dobra, mam pomysł – wyszeptała Vee konspiracyjnym tonem, spoglądając na nauczycielkę badawczo. Ta jednak zajęta była mieszaniem roztworów i nawet nie zwróciła uwagi na naszą rozmowę. Vee uśmiechnęła się do siebie i znów przeniosła na mnie, swoje pełne ekscytacji spojrzenie. – Po szkole idziemy na zakupy. Dawno nigdzie razem nie wychodziłyśmy, a chyba sama dobrze wiesz, że mamy sporo do obgadania. – Posłała mi znaczące spojrzenie.
Serce zabiło mi szybciej, kiedy przypomniałam sobie jeden drobny, ale jakże ważny fakt.
– Nie mogę, Vee. Nie dziś – powiedziałam, siląc się na skruchę, choć znów czułam znajomą ekscytację, obejmującą moje ciało.
– Jak to nie możesz? – zdziwiła się, oburzona. – Nie powiesz mi chyba, że musisz się czegoś uczyć, bo wtedy zabiję cię gołymi rękami za to, że opuszczasz przyjaciółkę dla kilku książek i zeszytów.
Pokiwałam przecząco głową, na co oczy Vee jeszcze bardziej się rozszerzyły. Chyba jednak, spodziewała się innej odpowiedzi.
– W takim razie co, do diabła?
Widziałam po jej oczach, że jest na skraju wytrzymania. Brunetka była tym typem osoby, który musiał wiedzieć wszystko, o wszystkich. Nie była plotkarą, która rozpowiada sekrety innych na prawo i lewo, ale ona dosłownie musiała wiedzieć wszystko, dla siebie samej. A jeśli chodziło o mnie, prywatność przestała całkowicie istnieć.
Westchnęłam, nie wiedząc jak jej to powiedzieć. I czy w ogóle mówić jej całą prawdę. Nie lubiłam okłamywać własnej przyjaciółki i zdarzało mi się to naprawdę rzadko, ale tym razem czułam, że lepiej by było, gdyby dziewczyna na razie nie wiedziała o tym, co się dzieje. Sama jeszcze nie wiedziałam jak interpretować to, co stało się pomiędzy mną a Dylanem i nie byłam pewna, czy chłopak chciałby, abym bez jego wiedzy angażowała go w coś, co mogło nigdy nie zaistnieć, a co Vee nazwałaby w mgnieniu oka związkiem.
– Ja… Um… Jestem już umówiona. – Przygryzłam lekko dolną wargę, oczekując jej reakcji.
Cóż, była taka jakiej się spodziewałam.
– Umówiona?! Ale z kim?! – spytała, nieco zbyt głośno, wyraźnie zaskoczona.
Na moje szczęście, zbyt gwałtowny wybuch dziewczyny momentalnie poskutkował zwróceniem na siebie uwagi nauczycielki, która już chwilę później patrzyła na nas srogo, skutecznie uniemożliwiając mi odpowiedź na krępujące dla mnie pytanie.
 Tego dnia, najwidoczniej szczęśliwy los postanowił się do mnie wyjątkowo uśmiechnąć, bo ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, nauczycielka nie poprosiła mnie do tablicy, a tylko pogroziła palcem niebezpiecznie.
Vee przesłała mi ruchem ust niemą, ale bardzo jasną wiadomość.
I tak to z ciebie wyciągnę.



♣♣♣

Plac przed szkołą skąpany był w delikatnych promieniach słońca, które skromnie wyglądały zza ciemnych chmur. Pogoda w Largo ulegała zmianie na dobre, nawet do nas, przynosząc chmury i często także ulewne deszcze. Niewątpliwie zbliżała się jesień, deszczowa, pochmurna i wietrzna. Nie był to mój ulubiony czas w roku, dlatego czerpałam radość z każdego, nawet najdrobniejszego promienia słońca, który spadał na moje ciało i twarz.
Jednak nie w tej chwili.

Are you even there?
Can you show me?!
Can you make me believe?!
 
Wychodząc przed szkołę wprost na plac skąpany w promieniach słonecznych, nie potrafiłam uspokoić szybciej bijącego serca, przyspieszonego oddechu i drżenia rąk. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, kiedy już znajdę się na zewnątrz.
Czekaj na mnie przed szkołą…
Przełknęłam głośno ślinę, słysząc w głowie po raz kolejny ten głęboki, znajomy głos. Bałam się, że powiedział te słowa pod wpływem chwili, a ja głupia w nie ślepo uwierzyłam. Bałam się tego, co się za nimi kryje. Bałam się swojej reakcji, nie zależnie od tego, czy miały okazać one się prawdą, czy też nie.
Przepuszczając przedtem kilka osób, przeszłam w końcu przez szklane drzwi, prowadzące na zewnątrz. Chłodny wiatr owiał moją twarz, na chwilę odbierając mi oddech. Rozejrzałam się dookoła, powoli schodząc po betonowych stopniach. Choć usilnie starałam się ukryć zdenerwowanie, z rozczarowaniem zauważyłam, że nigdzie nie widzę chłopaka. Nie chciałam wyglądać, jak zawiedziona panienka, oczekująca na czyjąś łaskę, ale tak trochę się czułam. Nie potrafiłam wyzbyć się gniewu na samą siebie, że tak łatwo uwierzyłam w to, że chłopak naprawdę mógł się ze mną spotkać.
Ukrywając rozczarowanie pod maską obojętności, ruszyłam w stronę głównej bramy, kiedy nagle, moje serce zabiło dwa razy szybciej na dźwięk głębokiego, melodyjnego głosu.
– Soph!
Gwałtownie odwróciłam się przez lewe ramię, dostrzegając znajomą sylwetkę opierającą się o pobliskie drzewo, schowaną w jego cieniu. Nie próbowałam już nawet ukryć uśmiechu, który momentalnie wpłynął na moje usta, gdy go dostrzegłam. Oparty ramieniem, z głową lekko przekrzywioną w prawo, a ramionami splecionymi na klatce piersiowej, spoglądał w moim kierunku. Po krótkiej chwili, ruszył jednak w moją stronę swobodnym krokiem, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Zacisnęłam dłonie w pięści i wstrzymałam oddech, bojąc się tego, co może za chwilę nastąpić. Szedł niespiesznie, z plecakiem przewieszonym przez prawe ramię, a ja nerwowo spoglądałam w jego kierunku. Kiedy jednak zbliżył się już do mnie dostatecznie, kąciki jego ust drgnęły ku górze, delikatnie, ledwo dostrzegalnie.
Mój żołądek wykonał salto, a serce zabiło mocniej, bo wiedziałam doskonale, że od tej chwili, nic już nie będzie takie samo.

I need to know...
I need to know...
I need to know...

♣♣♣ 

No i macie, z okazji Nowego Roku. :)
Mówiłam, że będzie się sporo działo i mam tylko nadzieję, że nie zabijecie mnie za końcówkę. ;)
Cóż, chciałabym Wam życzyć, aby ten rok naprawdę był inny, lepszy od pozostałych.  Abyście, przede wszystkim odnalazły wiarę w siebie i swoje możliwości, nigdy się nie poddawały, abyście pozostały silne. Aby nie zabrakło Wam odwagi, aby spełniać swoje marzenia, mówić o swoich uczuciach, kochać. Aby każdy dzień, lepszy był od poprzedniego, a te momenty, które są złe, nauczyły Was wytrwałości. Wierzę, że ten rok będzie lepszy i tego samego chcę dla Was, skarby! :)
Ah, i jeśli mogę mieć do Was jedną, niewielką prośbę, to proszę o zajrzenie >tutaj< . Jest to blog mojej siostry, z całkiem nowym pomysłem, który może Was zaskoczyć. Uwierzcie mi, że się nie zawiedziecie, a odrobina wsparcia może jej bardzo pomóc. Z góry dziękuję! ;*
Nie pozostaje mi nic innego, jak napisać Wam, abyście czekały w cierpliwości na następny rozdział, który niestety, nie wiem kiedy się pojawi i obawiam się, że może to trooooszkę potrwać. Zaczyna się szkoła, ja jestem w klasie maturalnej,  a styczeń oznacza ni mniej ni więcej tyle, że muszę spiąć tyłek, niestety. Postaram się jednak w wolnej chwili coś dla Was napisać. :)
Kocham Was miśki i nieskromnie powiem, że liczę na komentarze od Was, które powiedzą mi, co sądzicie o tym rozdziale. ;)

czytam=komentuję. :)