niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział XVIII


Jeszcze kilka miesięcy wcześniej nigdy nie pomyślałbym, że mogę zmienić nastawienie do tak wielu spraw. Nigdy nie przyszłoby mi na myśl, że będę musiał przyznać rację własnemu ojcu, a jednak, tak właśnie było. Miał słuszność, zmuszając mnie do tego, abym podjął się pracy. Niezależność, choć była ona tylko w niewielkim stopniu, podobała mi się i nawet fakt, że sobotnie poranki miałem zajęte aż do godzin późno popołudniowych, nie był wstanie zmienić mojego nastawienia do tej sprawy. Co tu dużo mówić, polubiłem swoją pracę. Choć przez nią miałem mniej czasu na wieczorne wypady na piwo, nie przeszkadzało mi to w takim stopniu, jakbym się tego wcześniej spodziewał. Lubiłem pracować ze zwierzętami, podobało mi się to, że w końcu sam o czymś decydowałem, a co najważniejsze, praca z panią Cutberry okazała się być naprawdę łatwa i czasem dziwiłem się sam sobie, że nie irytuje mnie jej nadopiekuńczość, a jednocześnie ciekawość na temat mojej osoby. Choć nie pracowałem tam zbyt długo, zdążyłem już przyzwyczaić się do tego, że codziennie dokarmia mnie a to kanapeczkami, a to jakimś deserem własnej roboty. Zdążyłem już nawet przywyknąć do tego, że czasem zachowuje się jakby była moją matką, lub raczej babcią, ze względu na jej wiek. Choć czasem miałem dość jej dopytywania co tam u mnie, jak radzę sobie w szkole, to wiedziałem, że taka właśnie jest i musiałem ze zdziwieniem przyznać przed samym sobą, że było to nawet miłe wiedzieć, że ktoś się tobą interesuje. 
What can I say
I'm not okay
 
Moje przemyślenia zostały przerwane, gdy do sklepu weszła zielonooka piękność. Choć widziałem już w swoim życiu wiele kobiet, czasem naprawdę cudownych, ta tutaj całkowicie odbierała dech w piersi. Długie blond włosy sięgały jej aż do pasa i falowały delikatnie przy każdym jej ruchu. Zielone oczy zdawały się przyciągać jak magnes, a kryjące się za pełnymi ustami, idealnie równe zęby oślepiały swoją nienaturalną wręcz bielą. Była wysoka, szczupła, ale zgrabna i najwyraźniej doskonale zdawała sobie sprawę ze swojej atrakcyjności o czym świadczył fakt, że zdecydowała się na krótkie, białe szorty i jasnoróżową bluzkę, które idealnie kontrastowały z jej czekoladową opalenizną. Zdecydowanie musiała dopiero co wrócić z jakiś wakacji na Karaibach czy w innego słonecznego miejsca, bo takiego koloru ciała nie mogła nabawić się w coraz bardziej deszczowym ostatnimi czasy Largo.
Najpierw rozejrzała się po sklepie jakby czegoś szukała, ale w końcu dała sobie spokój i dostrzegając mnie, dokarmiającego chomiki ruszyła w moją stronę ponętnie kręcąc biodrami. Wycierając brudne dłonie w beżowe spodnie, mimowolnie oblizałem dolną wargę, widząc jej kuszące kształty. Dziwny nawyk faceta.
- Przepraszam. – Głos miała melodyjny, ale jednocześnie delikatnie zachrypnięty, co niewątpliwie dodawało jej seksapilu. – Pewnie przeszkadzam, ale zdaje się, że potrzebuję pomocy.
Założyła za ucho pasmo jasnych włosów i spojrzała na mnie z delikatnym, niby nieśmiałym uśmiechem, ale oboje doskonale wiedzieliśmy, że jest to tylko gra.
- Nie skądże, słucham, w czym mogę ci pomóc. – Uśmiechnąłem się zachęcająco, a ona ruszyła w moją stronę, cały czas patrząc mi prosto w oczy.
- Widzisz, przyjaciółka wysłała mnie po jakiś produkt na wypadanie sierści u psa, ale zapomniałam jak się nazywał i nie mogę go nigdzie znaleźć. – Przygryzła delikatnie dolną wargę, wciąż patrząc mi wyzywająco w oczy. Musiałem to przyznać, była w te klocki dobra. Cholernie dobra.
- Jakiej rasy psa ma twoja przyjaciółka?
- Yorka miniaturkę.
No jasne, jakżeby inaczej. Oczyma wyobraźni dostrzegłem je obie, spacerujące z maleńkim szczekliwym pieskiem z różową kokardką. Ah te kobiety...
Poprowadziłem dziewczynę między regałami, aż dotarliśmy do tego, na którym stały produkty do pielęgnacji sierści czworonogów. Mimo stosunkowo niewielkich rozmiarów naszego sklepu, trzeba było przyznać, że asortyment dawał klientowi dużo możliwości do wyboru. Pani Cutberry postarała się, aby nie można było nazwać jej sklepu słabo zaopatrzonym czy monotematycznym.
- York to dość nietypowa rasa psa ponieważ, w przeciwieństwie do innych psów, te małe czworonogi zamiast sierści mają włosy strukturalnie podobne do włosów człowieka, które w dodatku nie mają w zwyczaju wypadać, a wręcz przeciwnie, stale rosną. Dlatego jeśli twoja przyjaciółka ma problem z wypadaniem włosów u jej pieska, to jest to najprawdopodobniej wina złej diety, nieodpowiedniej dla tej rasy psów. Jedyne co mogę jej polecić to zmiana żywienia psa i ewentualnie zakupienie środka wzmacniającego i przyspieszającego porost włosów. – Sięgnąłem po małą buteleczkę z różowawym płynem i podałem go dziewczynie. – Proszę, to jeden z najlepszych środków dostępnych na rynku. Co prawda, nie należy on do najtańszych, ale zdecydowanie wart jest swojej ceny i jestem pewien, że po kilku tygodniach przyjaciółka będzie zadowolona. Oczywiście jeśli zmieni sposób odżywiania swojego pieska.
Dziewczyna przyjrzała się uważnie butelce po czym spojrzała na mnie badawczo.
- A jak się to stosuje?
- Trzeba rozrobić ten płyn w proporcji jedna nakrętka na litr ciepłej wody i w tym myć psa dwa razy na tydzień.
Skinęła głową, uśmiechając się do mnie promiennie. Podeszliśmy do kasy, skasowałem kod kreskowy produktu i wręczyłem dziewczynie paragon.
- Dwadzieścia trzy dolary.
Odebrała go ode mnie i zaczęła grzebać w swojej wielkiej, skórzanej torbie, najprawdopodobniej w poszukiwaniu portfela. Prawdę mówiąc nigdy nie rozumiałem po co dziewczynom tak ogromne torby i jakim cudem mogą w nich w ogóle cokolwiek znaleźć?
Po dłużej chwili poszukiwań w końcu wyciągnęła z torby błękitny portfel zapinany na zatrzask.
- Proszę.
Przyjąłem od niej banknot i dopiero, po chwili zdałem sobie sprawę, że wręczyła mi coś jeszcze. Obróciłem w dłoni sztywną karteczkę i przebiegłem wzrokiem po zapisanym na niej numerze telefonu. Spojrzałem na nią nieco zaskoczony.
- Kto wie, może kiedyś będę mogła ci się jakoś odwdzięczyć za okazaną pomoc... - Wzruszyła ramionami niby niewinnie, ale doskonale wiedziałem, co ma na myśli. Widziałem ten błysk w jej oku, który oznaczał tylko jedno. Seks.
Minęła krótka chwila, nim wróciłem do siebie i gdy już miałem się w końcu odezwać, drzwi do sklepu otworzyły się z hukiem, a w nich stanęła dwójka chłopaków, zwanych moimi kumplami.
- Siema stary, nie uwierzysz jaką mamy dla ciebie fantastyczną nowinę! - krzyknął Terry, podchodząc do mnie i dziewczyny, ale kiedy zdał sobie sprawę, że nie jestem sam, wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Przez pierwsze kilka sekund przyglądał się blondynce nie kryjąc podziwu, po czym uśmiechnął się do niej, a mnie puścił znaczące oczko.
Dziewczyna, która przez chwilę przyglądała się chłopakom, znów przeniosła na mnie pełne obietnicy spojrzenie udając, że nie zauważyła jak wielkie wrażenie wywarła na Terrym, chociaż prawdę mówiąc, nawet ślepy dostrzegłby, że wpadła mu w oko. Choćby po jego nerwowym przestępowaniu z nogi na nogę. Terrence Cooper zaniemówił. Niebywałe.
- Dobrze, ja w takim razie będę już leciała. Ale pamiętaj - zbliżyła się do mnie, jakby chciała zmniejszyć dystans pomiędzy nami - gdybyś czegoś potrzebował, jestem do usług. - I znów uśmiechnęła się tym swoim pełnym obietnicy, idealnym uśmiechem, a z ust Terrego wydobył się gardłowy jęk.
Skinąłem głową, nie bardzo mając ochotę na mówienie czegokolwiek, a ona uśmiechnęła się jeszcze raz, tym razem do chłopaków, po czym wyszła ze sklepu, kręcąc zmysłowo biodrami. Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, Terry i Tyler doskoczyli do mnie, z oczami pełnymi podziwu.
- O kurwa, stary. Ale ci się trafiła dupencja, no no! - Blondyn gwizdnął z zachwytu, zacierając ostentacyjnie ręce.
- Co fakt to fakt, rzadko się zdarza, żeby poznać taki towar w realu - zauważył Tyler, kiwając głową z uznaniem.
Ale ja ich wcale nie słuchałem. Wpatrywałem się w kartkę, z zapisanym na niej starannym pismem numerem telefonu, zastanawiając się nad tym, co dalej. Czy nowo poznana dziewczyna była świetną laską? Owszem. Czy naprawdę miałem ochotę skorzystać z jej propozycji i dobrze się zabawić? To było pytanie, które nie dawało mi spokoju... Z jednej strony dziewczyna bardzo wpadła mi w oko, ale z drugiej byłem już zmęczony tym ciągłym udawaniem, szukaniem jednodniowej odskoczni. Miałem już tego serdecznie dość. Nie czułem najmniejszej potrzeby, aby zadzwonić do tej zielonookiej piękności, która najwidoczniej tak bardzo zainteresowała się moją osobą. 

It's been days and weeks and months
And I should be moving on
 
Jeszcze raz obróciłem małą karteczkę w dłoni, zostawiając sobie ostatnie chwile na zmianę decyzji, po czym zbliżyłem się o krok do Terrego i wyciągnąłem do niego rękę, w której trzymałem tę przepustkę do dobrej zabawy.
Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony i nieco przerażony, nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje.
- Co ty wyprawiasz?
- Proszę, to dla ciebie – stwierdziłem, wciskając mu kawałek papieru w dłoń.
- Dla mnie?! Zwariowałeś?
Wyglądał jakby nie był do końca pewny, czy nie straciłem resztek rozumu.
- Tak, dla ciebie. Tobie przyda się bardziej niż mi.
I dokładniej w tej samej chwili, gdy to powiedziałem, dotarło do mnie jak wiele kryje się w tym jednym stwierdzeniu. Nie potrzebowałem tego. Nie chciałem.
Uśmiechnąłem się do niego, dając mu do zrozumienia, że mówię całkiem serio.
- Kurwa, ty naprawdę ochujałeś do reszty! - Wziął ode mnie kartkę papieru, ale nadal patrzył na mnie podejrzliwie. - Jesteś pewny, że tego nie chcesz?
Spojrzałem na Tylera, stojącego za plecami blondyna. On również przyglądał mi się badawczo, sam niewiele rozumiejąc. Skinąłem głową, czując ogromną ulgę. Jakby ktoś zdjął mi z barków ogromny ciężar, który dźwigałem od jakiegoś czasu.
Przez chwilę zapanowała między nami cisza, podczas której ja delektowałem się słodkim smakiem wolności, a moi przyjaciele analizowali moje zachowanie. Chyba nie do końca rozumieli moje reakcje, ale nie dbałem o to. Sam zresztą jeszcze nie do końca wszystko rozumiałem, a może po prostu nie chciałem tego do siebie dopuszczać?
Spojrzałem na Terrego, wciąż stojącego naprzeciwko mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, gdy nagle coś mi się przypomniało.
- Ej, a czy wy przypadkiem nie chcieliście mi czegoś powiedzieć? - spytałem, opierając ręce na biodrach.
W jednej sekundzie wyrazy ich twarzy uległy diametralnej zmianie. Tyler momentalnie się rozpogodził, a na ustach Terrego pojawił się cwany uśmieszek.
- Jest impreza u Mike'a dzisiaj o dwudziestej. Co powiesz na ostry melanż? - poruszył znacząco brwiami, a ja nie mogłem się nie roześmiać.
- Wiesz, że jeśli chodzi o dobrą zabawę, to kto jak kto, ale ja nigdy nie odmawiam.

♣♣♣

Impreza trwała od dobrych dwóch godzin, średnich rozmiarów dom Mike'a rozchodził się w szwach od ilości roztańczonych, pijanych ciał, a ja siedziałem sobie spokojnie w skórzanej, nieco już powycieranej, brązowej kanapie, znajdującej się w samym rogu wielkiego salonu, przeznaczonego tego dnia do tańca. W prawej dłoni trzymałem zimne piwo, z którego co chwilę upijałem kilka łyków, a lewą dłonią wybijałem rytm jakiejś, popularnej w tych czasach, melodii. Wzrokiem co chwila omiatałem pomieszczenie, w którym się znajdowałem, obserwując ludzi, którzy z każdą minutą bawili się coraz lepiej.
Co jak co, ale trzeba przyznać Terremu, że wie, jak wkręcić się na świetną imprezę. Mike okazał się równym gościem, który miał niezwykły dar do organizowania domówek takich jak ta. Nie wiem, skąd brał pieniądze na to, żeby zapewnić gościom taką ilość alkoholu i przekąsek, ale jak się później dowiedziałem, rodzice wynagradzali mu swoją, często powtarzającą się nieobecność właśnie w ten sposób. Chłopak miał niemal nieograniczony dostęp do ich portfeli.
Przeniosłem spojrzenie z dwóch dziewczyn, zanudzających w rogu pokoju, na brunetkę ubraną w obcisłe spodnie, która ponętnie wywijała tyłkiem i co chwile patrzyła znacząco w moją stronę. Taaak, ten wieczór zdecydowanie należał do udanych, a ja byłem w świetnym nastroju, którego nic nie mogło mi popsuć.
- No siema stary, a ty co dzisiaj tak spokojnie?
Terry zajął miejsce koło mnie i wręczył mi jedną, z dwóch szklanek, które trzymał w rękach. Po wcześniejszym powąchaniu jej zawartości stwierdziłem, że to jakiś wyjątkowo mocny drink, z minimalną ilością soku jabłkowego.
- Widzę, że piwo już ci się skończyło, więc całe szczęście, że o tobie pomyślałem - wyjaśnił, puszczając mi oczko i uśmiechając się cwanie.
Pokręciłem głową, nie mogąc jednak powstrzymać uśmiechu. Skąd ten chłopak miał tyle zdrowia, żeby ciągle pić?
Zanurzyłem usta w zimnym drinku i upiłem kilka łyków. Nie myliłem się, drink był mieszanką praktycznie samych alkoholi.
- Coś czuję, że ten wieczór będzie miał ciężkie zakończenie - zauważyłem, a Terry zaśmiał się, wyraźnie już wstawiony. Ciekawe ile takich eksperymentów wypił już wcześniej?
- Jak dobrze, że człowiek wymyślił coś takiego jak imprezy. Popatrz no tylko - wskazał ręką na tańcząca pośrodku salonu, grupkę skąpo ubranych dziewczyn. - Takie tu dupeczki, a my tu jeszcze siedzimy. Dlaczego wciąż tu siedzimy, Dylan? - spytał, wypijając duszkiem ponad połowę swojego drinka.
Zaśmiałem się donośnie, czując jak alkohol zaczyna szybciej krążyć w mojej krwi.
- Nie wiem Terry, ty mi powiedz.
Blondyn westchnął teatralnie i ostentacyjnie wypił do dna, to co jeszcze zostało w jego szklance, po czym odstawił ją na pobliski stolik i nieco już zamglonym wzrokiem, spojrzał na mnie.
- Powiem ci. Ja na kogoś czekam. - Uśmiechnął się cwanie, po czym znów spojrzał na grupkę tańczących dziewczyn. - Ale ty? Powinieneś brać się do roboty, one tylko czekają na twój ruch.
Podążyłem za jego wzrokiem i dostrzegłem, że kilka dziewczyn faktycznie spogląda w moim kierunku z zalotnym uśmiechem na twarzy. Do mojej głowy napłynął jednak obraz czekoladowych tęczówek pewnej brunetki. Pokręciłem jednak głową, szybko odganiając go ze swoich myśli. Co się ze mną działo?
Spojrzałem na Terrego, który któryś już raz z rzędu sprawdzał godzinę, na swoim srebrnym zegarku.
- A na kogo to tak czekasz, co Romeo?
Spojrzał na mnie nieco rozkojarzony, po czym uśmiechnął się do mnie, jednym z tych swoich, ,,dzisiaj kogoś zaliczę” uśmiechów.
- Umówiłem się z tą dziewczyną ze sklepu. Pamiętasz? Tą, której numer telefonu mi oddałeś. - Przyglądał mi się badawczo, czekając na moją reakcję.
- Jasne, że pamiętam. I co, zgodziła się tak od razu?
- Cóż, pewnie byłaby bardziej zachwycona, gdybyś to jednak ty do niej zadzwonił, ale bardzo chętnie zgodziła się przyjść na tą imprezę.
Uśmiechnąłem się cwanie.
- Hm, więc w takim razie na twoim miejscu nie piłbym już tyle, bo wyglądała na taką, co to dużo wymaga.
Terry zaśmiał się, wyraźnie oddychając z ulgą.
- Naprawdę nie masz nic przeciwko? W końcu to z tobą chciała się umówić. Na pewno nie zmieniłeś zdania? - spytał, a kiedy pokręciłem przecząco głową, klepnął mnie w ramię z uśmiechem. - Dzięki stary, jesteś równy gość.
Uśmiechnąłem się do niego, po czym dopiłem zawartość mojej szklanki, kiedy dostrzegłem jak siedzący obok mnie blondyn otwiera szeroko oczy i mimowolnie oblizuje usta. Zaciekawiony spojrzałem w tym samym kierunku i już wiedziałem, o co chodzi.
- Już jest – mruknął tylko i już go przy mnie nie było.
Blondynka stojąca u jego boku uśmiechnęła się do niego kokieteryjnie, po czym pocałowała jego policzek na przywitanie. Ubrana w krótkie, koronkowe spodenki i luźną bokserkę oraz botki na wysokim obcasie, zwracała na siebie uwagę chyba wszystkich facetów w jej otoczeniu. Terry miał ogromne szczęście, a ja, co tu dużo mówić, byłem wykurwistym przyjacielem.
Blondyn złapał ją za rękę i oboje podeszli do kanapy, na której wciąż siedziałem.
- Cześć. - Jej głos wciąż był zachrypnięty, co niezwykle mnie rozpraszało. - Nie miałam okazji się przedstawić. Jestem Meggie.
Podniosłem się z kanapy i uścisnąłem jej delikatną dłoń.
- Dylan.
Uśmiechnęła się tak, jakby ukrywała jakąś tajemnicę.
- Muszę przyznać, że zdziwiłam się nieco, gdy odebrałam telefon właśnie od Terrego, a nie od ciebie.
Spojrzałem na chłopaka, który tylko wzruszył ramionami, nie wiedząc co powiedzieć.
- To ja może skoczę po coś do picia – zaoferował się, po czym szybko zniknął w hollu.
Spojrzałem na dziewczynę, która wciąż przyglądała mi się z tym uśmieszkiem. Odwróciła jednak nagle głowę i rozejrzała się po pomieszczeniu. Kilka spojrzeń skierowanych było w jej stronę, ale ona zdawała się tego nie zauważać. Była świetną aktorką.
- Całkiem tu fajnie. To twoi znajomi? - Ruchem głowy wskazała na Tylera stojącego nieopodal razem z grupką jakiś chłopaków i dziewczyn.
- Częściowo tak, ale nie znam tu wszystkich. Aż taki popularny to ja nie jestem - zażartowałem, a ona roześmiała się perliście, odrzucając do tyłu swoje blond włosy. Oj, była w tym naprawdę dobra.
Nim się zorientowaliśmy, lekko zasapany Terry już stał przy nas z trzema szklankami ciemnego płynu. Jak się domyśliłem, był to ten sam drink, który zaserwował mi wcześniej.
- Dziękuję. - Meggie wzięła od niego swoją szklankę i przystawiając jej krawędź do swoich pełnych ust, szybko upiła kilka łyków.
Patrzyłem na nią, oczekując kaszlu lub czegoś podobnego, ale ona tylko odetchnęła głęboko i uśmiechnęła się do nas.
Wymieniliśmy z Terrym zdezorientowane spojrzenia.
- Tego mi było trzeba - powiedziała i puściła do nas oczko.
Blondyn otworzył szeroko buzię ze zdziwienia, po czym szturchnął mnie łokciem.
- Nie chce nic mówić, ale ja to się chyba z nią ożenię - stwierdził, a dziewczyna wybuchnęła śmiechem i objęła go ramieniem.
- Nie tak szybko kowboju, na początek może zatańczmy.
I nim mój przyjaciel zdążył zaprotestować wyciągnęła go na parkiet i zaczęła kusząco kręcić biodrami tuż przy jego ciele. Nie musiała długo czekać, aż jego dłonie wylądowały na jej biodrach. Zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej i już po chwili zaczęli tańczyć we wspólnym rytmie, jednocześnie patrząc na siebie zachęcająco.
Pokiwałem głową, sam uśmiechając się do siebie po czym przyłożyłem szklankę z drinkiem do ust i nabrałem jego sporą ilość, rozkoszując się pieczeniem na języku. Nie dane mi było jednak spokojnie go przełknąć, bo o mały włos, a byłbym się udusił, gdy dostrzegłem w hollu naprzeciwko, pewną brązowowłosą dziewczynę.
Oczy zaszły mi łzami, gdy kaszlałem energicznie, próbując złapać normalny oddech. Zamrugałem szybko kilka razy, aby lepiej widzieć.
Nie mogłem w to uwierzyć.
Sophie Anderson stała pod ramię z tym całym jak mu tam... Joshem. Przyszła na imprezę właśnie z tym dupkiem. Co więcej była tak odstawiona, jak chyba jeszcze nigdy dotąd. Czarna, koronkowa sukienka na ramiączkach, sięgająca jej zaledwie przed kolano idealnie podkreślała jej pełne biodra i kształtne piersi oraz idealną talię i smukłe nogi. Lekko podkręcone włosy spływały kaskadami na plecy i podskakiwały delikatnie przy każdym jej ruchu. Czekoladowe oczy miała wystarczająco mocno podkreślone ciemnymi cieniami i maskarą, aby dodawało im to jeszcze większej głębi, ale nie wyglądało zbyt przesadnie. Muśnięte delikatnym błyszczykiem usta wyginały się w cudownym uśmiechu, gdy witała się z kimś, kogo przedstawiał jej ten idiota, Josh. Jego dłoń spoczęła nieco zbyt nisko na jej tali, ale Sophie najwyraźniej w ogóle to nie przeszkadzało, bo uśmiechnęła się jeszcze szerzej do jakiejś dziewczyny. Po chwili jednak razem z chłopakiem skinęli głową do dwójki osób, z którymi rozmawiali i ruszyli razem w stronę kuchni znajdującej się nieco dalej. Soph znów złapała go pod ramię, bo najwidoczniej miała nieznaczne trudności z chodzeniem w wysokich, czarnych szpilkach, które sprawiały, że jej nogi stawały się jeszcze zgrabniejsze.
Gdy zniknęli z moich oczu, wciąż nie mogłem przestać wpatrywać się w miejsce, gdzie przed chwilą stała ta drobna brunetka. Piekące gardło wciąż dawało o sobie znać, jednak najbardziej doskwierał mi chaos, który panował w mojej głowie. Ilość wypitego alkoholu intensywnie mieszała się z myślami, które biegały jak szalone po mojej głowie, ale które w efekcie złączyły się jednak w jeden przejrzysty wniosek. Byłem cholernie wściekły. 

I've been out of tears for so long
Where do I go from here
 
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, odstawiłem szklankę z drinkiem na pobliskim stoliku i ruszyłem do kuchni. Przeciskając się między pijanymi, rozgrzanymi ciałami myślałem tylko o jednym. Jak Sophie mogła tu przyjść właśnie z NIM?!
Gdy tylko wszedłem do pomieszczenia, od razu ją dostrzegłem, mimo że było tu sporo podchmielonych ludzi. Stała do mnie tyłem i tupała nerwowo nogą o podłogę, ale nikt zdawał się tego nie zauważać. Ja od razu wiedziałem, że brunetka nie czuje się tutaj komfortowo, mimo że najwidoczniej, właśnie takie wrażenie chciała na wszystkich robić.
Podszedłem do niej i łapiąc za ramię, stanowczo odwróciłem w swoją stronę.
- A już myślałam, że mi uciek... - Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, kto złapał ją za rękę. W jednej chwili uśmiech, który gościł na jej twarzy, zniknął. - Dylan, a ty co tu robisz?
- O to samo mógłbym spytać ciebie – zauważyłem zgryźliwie, przyglądając jej się.
Przerażenie i zakłopotanie, które malowały się na jej twarzy przez kilka pierwszych sekund, ustąpiły miejsca złości.
- Cóż, masz rację, to nie mój interes, tak samo, jak ciebie nie powinno interesować co ja tutaj robię – powiedziała hardo, ale widziałem w jej oczach coś na kształt żalu.
Zaśmiałem się ironicznie na jej słowa, a ona zmrużyła niebezpiecznie oczy.
- No, no. Widzę, że hardziejesz aniołku. Podoba mi się to. - Puściłem do niej oczko, co jeszcze bardziej ją rozzłościło.
Już otwierała usta, żeby rzucić mi jakąś ciętą ripostę, kiedy nie wiadomo skąd zmaterializował się obok nas ten dupek, Josh.
- Już jestem. Myślałem, że nigdy nie dostanę tych piw – zaśmiał się, ale ani ja ani Soph nie zwróciliśmy na niego uwagi.
Nie mogłem oderwać wzroku od ciemnych oczu dziewczyny, które w tym momencie posyłały w moją stronę pioruny. A jednak kątem oka dostrzegłem, że zdezorientowany chłopak przenosi wzrok raz na mnie a raz na Sophie, nie wiele z tego wszystkiego rozumiejąc.
- Ekhm – odchrząknął w końcu, zwracając tym na siebie uwagę dziewczyny. - Nie przedstawisz nas sobie?
Na ułamek sekundy dostrzegłem wahanie w jej oczach, jakby czegoś się obawiała. I słusznie, bo jeszcze chwila i rozwalił bym temu frajerowi ten jego wesoły uśmieszek.
- Właśnie, Soph. Nie przedstawisz nas sobie? - spytałem ironicznie, a ona znów posłała mi karcące spojrzenie.
Zdawało się, że wewnątrz aż cała się gotuje ze złości. Nie ona zresztą jedyna.
- Josh, to jest Dylan. Dylan, Josh. - Przedstawiła nas sobie, nie przestając jednak przyglądać się mnie.
- Miło mi cię poznać.
Wyciągnął w moją stronę dłoń, ale ja tylko skinąłem głową, nie spuszczając wzroku z ciemnych tęczówek dziewczyny. Po chwili cofnął dłoń, ale po jego denerwującym chrząkaniu wiedziałem, że znów jest zdezorientowany.
- Ah, właśnie Sophie. Przyniosłem ci to piwo. - Wręczył brunetce szklaną butelkę z musującą cieczą, a ona uśmiechnęła się do niego w ramach podziękowań.
Zmrużyłem oczy, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Soph nie pija alkoholu, powinieneś o tym wiedzieć – powiedziałem do Josha, a jego twarz przybrała jeszcze bardziej zdziwionego wyrazu.
- Jak to? Ale przecież... Prosiłaś, żebym przyniósł ci coś mocniejszego. - Spojrzał na dziewczynę wzrokiem zagubionego chłopca.
- Tak, bo dziś chętnie się napiję – powiedziała do niego z uśmiechem, po czym posłała mi kolejne gniewne spojrzenie.
Przystawiając ciemną butelkę do malinowych ust, upiła kilka łyków zimnego alkoholu, po czym odetchnęła głęboko i znów spojrzała na Josha z uśmiechem.
- Miałbyś ochotę zatańczyć? - spytała słodko i zatrzepotała rzęsami. Sophie Anderson zatrzepotała rzęsami! NIE-DO-WIARY!
- Pewnie. - Uśmiechnął się do niej swoim „jestem idealny” uśmiechem.
Brunetka odstawiła swoje piwo na blat obok mnie, złapała chłopaka za rękę i usilnie unikając mojego wzroku ruszyła z nim do salonu, zostawiając mnie samego.
Nie mogłem uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło. Co więcej, nie mogłem uwierzyć w to, że wciąż stałem w miejscu jak kołek, jedynie zaciskając dłonie w pięści z czystej bezsilności.
Sophie się na mnie odgrywała, ale sam nie wiedziałem za co. W dodatku przyprowadziła tu tego kretyna, który podobno chciał od niej tylko jednego, ale z którym jednak wciąż utrzymywała kontakt. Jeśli chciała mnie zdenerwować to perfekcyjnie jej się to udało, cholera jasna!
Nie zastanawiając się nad tym dłużej, ruszyłem w stronę drzwi, którymi kilka chwil wcześniej wyszła owa para. Chciała wojny? Proszę bardzo. 

I'm holding on to you
I'm falling, I'm falling
I'm lost without you
 
Ignorując po drodze kilka upierdliwych i napalonych panienek, wszedłem do salonu, który do tej chwili zdążył już zapełnić się po brzegi ogromną ilością rozpalonych i pijanych ciał. Wszyscy tańczyli szaleńczo do jakiejś szybkiej muzyki, która akurat leciała z głośników rozstawionych po wszystkich kątach pomieszczenia. Na pierwszy rzut oka nie widząc nigdzie Sophie i jej chłoptasia, postanowiłem usiąść na moim wcześniejszym miejscu, aby mieć lepszy widok na roztańczony tłum.
Starając się wytężyć wszystkie moje podpite zmysły, po krótkiej chwili dostrzegłem ich, tańczących na samym środku wielkiego salonu. Roześmiana Sophie zarzuciła swoje drobne dłonie na szyję chłopaka i tańczyła rytmicznie do głośnej muzyki. Wiedziałem, że jest w tym dobra, ale nigdy nie sądziłem, że potrafi się tak zmysłowo poruszać.
Patrzyłem to na jej promienny uśmiech to na obleśne dłonie chłopaka, które znajdowały się jak dla mnie zbyt nisko na jej plecach. Zacisnąłem dłonie w pięści i już zastanawiałem się jak długo to jeszcze wytrzymam, kiedy u mojego boku usiadł nie kto inny, jak sama Meggie.
- A pan niedostępny co tak sam tutaj siedzi, hm? - zapytała ironicznie, zakładając jednocześnie swoje długie, idealnie opalone nogi jedna na drugą.
- Izoluję się od uwodzicielskich dziewczyn, jak to na niedostępnego przystało – zauważyłem, siląc się na normalny ton głosu.
Blondynka wybuchnęła pogodnym śmiechem po czym przysunęła się bliżej mnie tak, że jej biodro otarło się o moje kolano.
- Cóż, panie niedostępny. A może jednak otworzy się pan na jedną z tych uwodzicielskich dziewczyn, co? - spytała niebezpiecznie niskim głosem i nim zdążyłem zareagować, usiadła okrakiem na moich kolanach tak, że jej odsłonięty biust znajdował się idealnie na wprost moich oczu, przysłaniając mi tym samym wszystko, co znajdowało się za jej plecami. - Ta uwodzicielska dziewczyna może mieć wiele do zaoferowania i obiecuje, że nie będziesz tego żałował.
To mówiąc nachyliła się do mojego ucha, łaskocząc mnie w szyję swoim ciepłym oddechem, a ja znów miałem możliwość obserwowania tańczących pośrodku salonu ludzi.
I wtedy ją dostrzegłem. Wciąż będąca w objęciach bruneta Sophie przyglądała się, jak blondwłosa piękność siada mi na kolanach i składa oczywistą propozycję. Wyraz twarzy brunetki brunetki ukazywał wszystko to, czego nie potrafiłem dotąd zrozumieć. Napotykając moje spojrzenie, szybko odwróciła głowę i znów wysiliła się na uśmiech skierowany do Josha, ale ja wciąż miałem w głowie obraz jej smutnych, rozczarowanych oczu. I był to dla mnie kubeł zimnej wody, wylanej na moją pustą, pijaną głowę.
Momentalnie odepchnąłem od siebie siedzącą na moich kolanach blondynkę i dobitnie dałem jej do zrozumienia, że nic z tego nie będzie. Ku mojemu zaskoczeniu, dziewczyna odwróciła się przez prawe ramię i spojrzała dokładnie na kruchą brunetkę tańczącą pośrodku salonu, po czym przyjrzała się mnie i kręcąc głową, westchnęła i zeszła z moich kolan, siadając tuż obok. Z pobliskiego stolika wzięła sobie nieotwartą jeszcze butelkę zimnego piwa i po upiciu kilku łyków, spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Przynajmniej wiem już, dlaczego dziś rano też mnie wystawiłeś.
Zmrużyłem oczy, nie rozumiejąc o co jej chodzi.
- Co masz na myśli?
Znów przyjrzała mi się uważnie, po czym rozbawiona pokręciła głową.
- Daj spokój. To przecież od razu widać, że jesteś już zajęty. - To mówiąc, skinęła głową w stronę tańczącej z Joshem Sophie, która z całych sił starała się nie patrzeć w naszą stronę.
Spojrzałem na blondynkę zaskoczony tym co powiedziała, wciąż jednak nie do końca rozumiejąc co ma na myśli.
- Szkoda. Fajny z ciebie chłopak, ale jak widzę nic tu już nie wskóram. - Podniosła się z kanapy i patrząc na mnie raz jeszcze, uśmiechnęła się tym swoim „znam jakiś sekret” uśmiechem. - Mam tylko nadzieję, że będziesz miał na tyle duże jaja, żeby przyznać przed samym sobą na czym ci zależy i żeby wziąć sprawy w swoje ręce i zawalczyć o to. Tak czy inaczej... Życzę ci powodzenia – to mówiąc odwróciła się i ruszyła w stronę Terrego, który właśnie zjawił się w drzwiach salonu, po czym razem udali się w stronę kuchni.
Wciąż nie do końca rozumiejąc o co chodziło Meggie, spojrzałem ponownie w stronę Sophie, która tym razem położyła głowę na ramieniu Josha. Z powodu wolnej piosenki, która właśnie rozniosła się po pomieszczeniu, chłopak objął ją mocniej ramionami, ale w chwili, gdy jego usta znalazły się niebezpiecznie blisko szyi brunetki, nie wytrzymałem. 

What it's all about
I cannot live without you
 
Nie dbałem o to, czy według dziewczyny była to moja sprawa, czy też nie. Nie obchodziło mnie to, co pomyślą sobie o mnie ludzie. Po prostu nie mogłem patrzeć dłużej na to, jak ten dupek przystawiał się do tej kruchej dziewczyny.
Wstając energicznie z kanapy, ruszyłem szybkim krokiem w ich stronę i już po kilku sekundach znajdowałem się na tyle blisko, aby złapać Sophie za nadgarstek i zmusić, aby na mnie spojrzała.
- Idziesz ze mną.

♣♣♣

Wpatrywałam się w te piękne, czekoladowe oczy patrzące na mnie teraz z wyraźną determinacją, sama nie wiele rozumiejąc z tego, co się dzieje. Jego stanowczość i irytacja malująca się na jego twarzy sprawiły, że po plecach przebiegł mi dreszcz, a jednak wiąż stałam i patrzyłam na niego zaszokowana. Zdał chyba sobie sprawę z tego, że nie wiele rozumiem, bo nieco mnie pociągnął, abym ruszyła za nim, ale właśnie w tym momencie odzyskałam panowanie nad własnym ciałem i gwałtownie wyszarpnęłam rękę z jego uścisku.
- Co ty wyprawiasz?!
Dylan odwrócił głowę w moją stronę i zmrużył niebezpiecznie oczy. Serce zaczęło bić szybciej w moim ciele, ale nie dałam po sobie tego poznać.
- Powiedziałem: idziesz ze mną – zakomunikował tak, jakbym nie miała już nic do powiedzenia. Ale było zupełnie inaczej.
- Zwariowałeś?! Nigdzie się z tobą nie wybieram – oznajmiłam i już odwróciłam się, aby odejść, ale on ponownie złapał mnie za nadgarstek i ścisnął go mocniej, abym tym razem mu się nie wyrwała.
Zanim odwróciłam się w jego stronę dostrzegłam, że Josh przygląda nam się nerwowo, wyraźnie gotowy do tego, aby w każdej chwili podejść i mi pomóc. Zachowywał jednak dystans, za co byłam mu ogromnie wdzięczna.
Spojrzałam gniewnie w oczy Dylana, który wciąż zachowywał kamienną twarz i tylko ścisnął jeszcze mocniej mój nadgarstek.
- Ała, to boli! Co w ciebie wstąpiło?! - Próbowałam mu się wyrwać, ale na marne. Był silniejszy i jasne było, że nic nie wskóram, więc przestałam z nim walczyć.
- Ty.
Podniosłam na niego zdezorientowane spojrzenie sądząc, że zwyczajnie żartuje, ale on był śmiertelnie poważny. Na kilka sekund moje serce zamarło.
- Nie wiem o co ci chodzi, ale mam tego dość. Wracam do Josha, puść mnie. - Próbowałam wyciągnąć rękę z jego miażdżącego uścisku, ale na nie wiele się to zdało.
Dylan nie wykonał żadnego ruchu, więc znów zmuszona byłam na niego spojrzeć.
- Już ci powiedziałem, że idziesz ze mną czy ci się to podoba czy nie.
Ton jego głosu był tak szorstki i poważny, że po plecach znów przebiegł mi dreszcz.
- Nigdzie nie pójdę. Przyszłam tu z Joshem i nie zostawię go tak samego, a ty nie rób scen i mnie puść. - Chciałam, żeby to zabrzmiało stanowczo, ale wewnątrz tak naprawdę cała drżałam. O co mu chodziło?
- Nie robić scen? Ja dopiero zrobię scenę, jak ze mną nie pójdziesz. Chcesz się przekonać na co mnie stać? - Dopiero teraz kącik jego ust uniósł się nieco ku górze i przez chwilę doznałam głupiego wrażenia, że on ze mną... Flirtuje.
Tak mnie tym zaskoczył, że przez kilka sekund wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana, całkowicie zapominając o całej złości i dumie.
- Dobra, daj mi chwilę – poprosiłam, ale jego uścisk nie zelżał. Dylan przyglądał mi się badawczo. - Powiem tylko Joshowi, że za chwilę wracam.
Przez chwilę wciąż trzymał mnie za nadgarstek jakby nie do końca mi wierząc, jednak nagle jego uścisk zaczął słabnąć, więc korzystając z okazji wyciągnęłam rękę z jego silnej dłoni i ruszyłam w stronę Josha. Chłopak wciąż przyglądał nam się badawczo i dopiero w miarę jak pokonywałam dzielącą nas odległość, rozluźniał się. Kiedy jednak podeszłam do niego, z ogromnym mętlikiem w głowie, zastanawiając się co mu powiedzieć, znów wstrzymał oddech i przyjrzał mi się uważnie.
- Wszystko w porządku? - spytał, a ja machinalnie skinęłam głową, choć nie byłam pewna, czy jest w tym choć trochę prawdy.
- Josh, bardzo cię przepraszam, ale muszę gdzieś na chwilkę pójść – powiedziałam, zdając sobie nagle sprawę, że nawet nie wiedziałam, gdzie ciągnie mnie Dylan.
Westchnęłam, a Josh złapał mnie za podbródek i zmusił, abym spojrzała mu w oczy.
- Coś się stało?
Jego głos był spokojny, ale jednocześnie zmartwiony, a mi zrobiło się zwyczajnie głupio. Spojrzałam w prawo, w miejsce, gdzie stał Dylan. Ręce wsadził do kieszeni ciemnych spodni i patrzył na nas wypranym z emocji wzrokiem. Wiedziałam jednak, że jeszcze chwila i podejdzie do nas i bezceremonialnie zmusi mnie, abym z nim poszła.
- Nie, wszystko w porządku – skłamałam po raz kolejny. - Słuchaj, ja powinnam zaraz wrócić i wtedy znajdę cię jakoś. Wybaczysz mi?
- Jasne. Mam tylko nadzieję, że na pewno nic się nie dzieje...
- Nie, nie. Nic się nie martw. Zaraz wracam. - Wysiliłam się na uśmiech i nie pozwalając, aby dostrzegł wahanie w moich oczach, szybko odwróciłam się i ruszyłam w stronę Dylana, który wciąż przyglądał się mi z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Jednak, gdy podeszłam wystarczająco blisko, wyciągnął rękę i tym razem złapał mnie za dłoń i ponownie pociągnął za sobą, tyle, że tym razem mu się nie opierałam. Starałam się uspokoić szybko bijące serce i nie myśleć o tym, że jego dłoń właśnie trzyma moją i mogę poczuć ciepło jego ciała.
Ruszyliśmy w stronę schodów, ale nim na nie weszliśmy chłopak odwrócił się w moją stronę i znów posłał mi surowe spojrzenie.
- Wcale zaraz do niego nie wrócisz, wiesz o tym? - spytał i widząc chyba mój zaskoczony wyraz twarzy uśmiechnął się nieznacznie, po czym poprowadził mnie dalej za sobą na górę.
Serce waliło mi jak oszalałe, a krew szybciej pulsowała w żyłach gdy szłam tak za nim, próbując oszukać samą siebie, że wcale mnie on trochę nie przeraża i że jednocześnie nie jestem tak strasznie ciekawa tego, co ma mi do powiedzenia. Co mogły oznaczać jego słowa i czemu zabrzmiały i jak groźna obietnica?

Believe me, I have changed
I know I'm not the same
I'm running out of words to say now

Gdy weszliśmy na piętro, okazało się, że znajdują się tam tylko trzy pomieszczenia, z czego jedno, jak słyszałam od Josha, było łazienką. Dylan podszedł do drzwi na końcu korytarza i stanowczo je otworzył, nic nie robiąc sobie z tego, czy ktoś tam był czy nie. Ku mojemu zaskoczeniu, na dużym łóżku pośrodku pomieszczenia siedział chłopak i dziewczyna. A właściwie to leżeli, przytulając się do siebie i całując najobleśniej jak to chyba było możliwe. Ręka chłopaka badała ciało dziewczyny pod jej niebieską, koronkową bluzeczką na ramiączkach, a jej zwinne ręce rozpinały rozporek w ciemnych spodniach chłopaka. Gdy usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi, odkleili się od siebie i spojrzeli groźnie w naszą stronę. Dylan jednak nic sobie z tego nie robiąc, podszedł do łóżka, ciągnąc mnie za sobą, choć miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Wynocha – zakomunikował, ale oni tylko spojrzeli na niego zaskoczeni. - Co, głusi jesteście? Wypierdalać, powiedziałem!
Dziewczyna szybko zerwała się się z łóżka, a za nią ruszył jej przyjaciel, który jednak odważył się posłać Dylanowi wściekłe spojrzenie. Gdy drzwi się za nimi zamknęły, chłopak puścił moją dłoń i podszedł do nich, po czym przekręcił klucz, odgradzając nas od świata. Odwrócił się w moją stronę i nieznacznie się uśmiechnął.
- Może usiądziesz? - zaproponował, wskazując łóżko, jednak ja ani drgnęłam.
Czułam jak pieką mnie policzki, zapewne na skutek tego, czego właśnie doświadczyłam, jak również tego, że byliśmy sami, w zamkniętym pokoju.
- Chyba nigdy nie będę miał dość patrzenia na ciebie, kiedy jesteś tak zawstydzona – zauważył, zakładając ręce na klatce piersiowej i przyglądając mi się jeszcze intensywniej, na moje policzki momentalnie oblała kolejna fala gorąca.
- Daruj sobie robienie ze mnie żartów i z łaski swojej powiedz mi, dlaczego kazałeś mi tutaj ze sobą przyjść, nie pozwalając bawić się na tej, jakże świetnej imprezie?
Uniósł do góry brew, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- A od kiedy to zrobiła się z ciebie taka imprezowiczka, co?
Westchnęłam, zrezygnowana. To miało potrwać dłużej, niż sądziłam.
- Wiesz Dylan, to jest właśnie twój problem, ale dam ci jedną maleńką radę, którą radzę ci zapamiętać. - Zrobiłam dwa kroki w jego stronę, ale nadal zachowałam sporą odległość między naszymi ciałami wiedząc, że gdy znajdę się zbyt blisko niego, będzie mi trudniej zachować jasność umysłu. - Nie zachowuj się tak, jakbyś mnie znał, bo tak naprawdę nic o mnie nie wiesz. I powiedz mi o co chodzi, żebyśmy mieli to w końcu za sobą.
Zmrużył niebezpiecznie oczy i już wiedziałam, że znów wrócił Dylan sprzed chwili. Zirytowany, stanowczy, nieco przerażający.
- Ah tak? A co jeśli jednak trochę cię znam? Co jeśli wiem, że przyszłaś tu z tym fagasem tylko dlatego, żeby się na mnie odegrać, choć nie wiem za co?! Nadal uważasz, że nic o tobie nie wiem?!
Wpatrywał się we mnie, ciężko dysząc, a ja nie wiedziałam zupełnie co powiedzieć. Zbił mnie z tropu, bo nie miałam kompletnie pojęcia, że mogło mu chodzić właśnie o to. O Josha. Czy to tylko moja chora wyobraźnia, czy Dylan był... Zazdrosny?
Minęła dłuższa chwila, nim odzyskałam panowanie nad sobą i uzmysłowiłam sobie, że on właśnie miał do mnie pretensje. Zupełnie bezpodstawne i zupełnie nie na miejscu.
- Ty naprawdę zwariowałeś, a ja nie będę tego słuchać. Wychodzę – oznajmiłam i wymijając go ruszyłam w stronę drzwi. Jednak w chwili, w której pociągnęłam za klamkę zdałam sobie sprawę, że wciąż są zamknięte, a klucz ma nie kto inny, jak chłopak przede mną.
- Otwórz, proszę. - Starałam się, aby zabrzmiało to stanowczo, ale tak naprawdę zabrzmiało bardziej jak błaganie.
Brunet pokiwał przecząco głową, z rękami wciąż założonymi na klatce piersiowej. Nie wyglądał tak, jakby żartował, a mnie powoli zaczęła dopadać panika. Jak długo zamierzał mnie tu przetrzymywać i dlaczego musiał robić to siłą?
- To nie jest zabawne, otwieraj te cholerne drzwi! - wrzasnęłam, z przerażeniem zdając sobie sprawę, że mój głos stał się bardziej piskliwy, niżbym sobie tego życzyła.
- Oh, Sophie... Chyba nie chcesz przede mną uciec?
Spytał Dylan, specjalnie mówiąc jeszcze niższym tonem głosu i nim zdążyłam zareagować, znalazł się tuż obok mnie, więc aby utrzymać dystans między nami musiałam zrobić kilka kroków w tył. Plecami wpadłam jednak na twardą ścianę za mną, a chłopak zbliżył się do mnie tak bardzo, że niemal czułam jego oddech na swojej twarzy. Pachniał męskimi perfumami, papierosami i nieco alkoholem, przede wszystkim jednak nim samym. Najbardziej obezwładniającym zapachem, jaki kiedykolwiek dane było mi poczuć. Swoje silne dłonie oparł po obu stronach mojej głowy, a gdy jego kciuk niechcący musnął nieznacznie moje nagie ramię, zadrżałam na skutek tego uczucia, które towarzyszyło mi za każdym razem, kiedy nasze ciała się stykały. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe i byłam pewna, że on również musi to słyszeć, więc zadrżałam po raz kolejny.
- Co jest? Czyżbyś się mnie bała, Soph? - spytał, przysuwając się jeszcze bardziej, tak że nasze ciała dzieliły zaledwie milimetry.
Nie wiedziałam czy robił to celowo, czy nie, ale jednego byłam całkowicie pewna. Już przepadłam.
- Nie boję się ciebie, a tego, że w twoim towarzystwie tracę nad sobą kontrolę.
Zamarłam, słysząc jak te słowa same wychodzą z moich ust. Nie chciałam tego powiedzieć, ale najwidoczniej całkowicie utraciłam już nad sobą kontrolę.
Dylan spojrzał na mnie zaskoczony i przez chwilę uważnie mi się przypatrywał, po czym pokręcił głową i zamykając na chwilę oczy westchnął głęboko, jakby sam nie wiedział co się dzieje.
- Mam już tego dość – oświadczył nagle, a ja aż podskoczyłam słysząc jego głęboki i poważny głos, ale na szczęście brunet tego nie wiedział, bo wciąż na mnie nie patrzył.
- Ja też, więc może jednak otworzyłbyś te drzwi i...
- Nie o tym mówię, do cholery! I przestań myśleć, że pozwolę ci wrócić do tego gogusia. - Zmrużył niebezpiecznie oczy i już wiedziałam, że znów jest zły. Odsunął się ode mnie, wsadzając ręce w kieszenie spodni.
Oh, ja też zaczynałam mieć tego dosyć. Był tak zmienny, że ledwo mogłam za nim nadążyć, a w dodatku wciąż nie rozumiałam, o co mu chodzi.
- Nie nazywaj go tak, bo w ogóle go nie znasz – zauważyłam, coraz bardziej poddenerwowana.
- A ty to może znasz? Nie dalej jak kilka tygodniu temu sama mówiłaś, że chciał cię tylko zbajerować, a teraz przychodzisz z nim na imprezę i udajesz, że doskonale się znacie?
- To nie twój interes co robię i z kim! Ty też nie pamiętasz? Sam mi to powiedziałeś kilka dni temu, więc czemu teraz sam się tego nie trzymasz, co?! - Byłam pewna, że gdyby nie głośna muzyka dochodząca z dołu, większość osób usłyszałaby nasze, coraz głośniejsze krzyki.
- Tak, ale później cię pocałowałem, czyżbyś i o tym zapomniała, panno mądralińska?! Cóż, to trochę dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że to właśnie ja byłem tym facetem, w którego pocałunku zatraciłaś się tak bardzo na szkolnym korytarzu.
Czułam, że moje policzki znów nabierają koloru czerwonego, co rozzłościło mnie jeszcze bardziej.
- I kto to mówi?! Chłopak, który żadnej nie przepuści, dla którego całowanie obcych dziewczyn to codzienność, a związek nie może trwać dłużej niż kilka dni.
Ponownie zmrużył oczy i po chwili podszedł do mnie stanowczo, jednak tym razem nie próbowałam uciec. Nie mogłam pozwolić, aby uważał, że ma nade mną jakąkolwiek przewagę.
- A więc tak właśnie uważasz? Myślisz, że pocałowałem cię tylko dlatego, żeby urozmaicić sobie czas?
Zaskoczył mnie i przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć, ale szybko przypomniałam sobie, że jest zdolny, w mówieniu dziewczyną tego, co chcą usłyszeć.
- Ja już nic nie myślę! Nie chcę być tylko kolejną dziewczyną, którą się pobawisz, a później zostawisz, bo ci się znudzi, a na horyzoncie pojawi się nowa piękność.
Otworzył szeroko oczy i przez chwilę wyglądał tak, jakby moje słowa go zabolały. Szybko jednak potrząsnął głową i zrobił w moją stronę kilka kolejnych kroków.
- Myślisz, że gdybym chciał się z tobą tylko zabawić, to rozstałbym się z Heather i to w dodatku na oczach połowy szkoły?
Czułam, że powoli słabnę, ale nie mogłam teraz pozwolić mu się omotać.
- Nie wiem Dylan. Wiem za to, że następnego dnia znów mnie wystawiłeś, bo wolałeś iść z kumplami na piwo i bajerować kelnerki w jednym z barów. I w porządku, to nie moja sprawa, ale proszę cię, nie dręcz mnie więcej i nie mów mi co mam robić ze swoim życiem, bo nie mam już na siły się w to dłużej bawić – wyznałam, czując jak cała złość całkowicie już ze mnie upływa.
Uznając rozmowę za zakończoną, odwróciłam się, aby w końcu odejść, ale on złapał mnie za łokieć i przyciągnął znów tak blisko siebie, że ponownie nie mogłam złapać oddechu.
- Ja też mam już dość tej zabawy w kotka i myszkę, Soph. Zupełnie mnie to nie bawi – powiedział, dotykając mojej twarzy i delikatnie odgarniając pasmo moich ciemnych włosów za ucho. - Dlatego posłuchaj uważnie, bo nie często mówię o swoich... O uczuciach.
Wstrzymałam oddech, słysząc jego słowa. Jego dotyk, ton jego głosu i ta bliskość były dla mnie paraliżujące. Wiedziałam, że nie ma już dla mnie odwrotu. Jeszcze chwila i całkowicie przepadnę.

Believe me, I have changed
I know I'm not the same
I'm running out of words to say now

- Gdyby mi na tobie, w jakiś nieznany dla mnie sposób, nie zależało, to nie rzuciłbym wtedy tego wszystkiego tylko po to, aby cię zobaczyć i wyjaśnić, że to co myśli Heather zupełnie mnie nie interesuje. Nie obchodzi mnie cokolwiek, co myśli ktoś inny, poza tobą. Dlatego jestem delikatnie mówiąc zły, kiedy dowiaduję się, że jesteś na mnie obrażona o coś, czego nie zrobiłem, a co sobie dopowiedziałaś. Wy dziewczyny macie dziwną tendencję do nadinterpretowywania faktów, w dodatku bardzo często na swoją niekorzyść. Bo widzisz to, że bajerowałem jakąś dziewczynę nie oznacza jeszcze, że ma to dla mnie jakieś znaczenie i konsekwencje. My faceci tacy już jesteśmy, że lubimy otaczać się kobietami, bo wtedy czujemy się spełnieni, ale często właśnie na bajerowaniu się kończy. Dlatego też wściekam się jeszcze bardziej, kiedy okazuje się, że odgrywasz się na mnie za tamtą dziewczynę, której już nawet nie pamiętam. A już szczególnie wkurwia mnie fakt, że robisz to tak perfidnie i przychodzisz na imprezę z tym dupkiem, którego coraz bardziej nie trawię. Jakbyś nie mogła przyjść do mnie i ze mną zwyczajnie porozmawiać...
Pokręcił głową, wciąż się we mnie wpatrując, a ja miałam wrażenie, że czas stanął w miejscu. Moje serce stanęło w miejscu.
- I co, miałam przyjść do ciebie tak po prostu, abyś mnie wyśmiał? Nie mam w stylu narzucać się komukolwiek...
Westchnął, a ton jego twarzy momentalnie złagodniał i nie był już zły.
- Wiem i to chyba właśnie tak bardzo mnie w tobie urzekło... – stwierdził, uśmiechając się nieznacznie.
Swoją ciepłą dłonią dotknął mojego policzka, a ja nie mogłam przestać wpatrywać się w jego ciemne tęczówki, które działały na mnie niczym magnez. Cała złość na niego minęła w tej jednej chwili, w której spojrzał w moje oczy i dał mi do zrozumienia, o co tak naprawdę chodzi. Nie potrafiłam się na niego złościć słysząc, że mu na mnie zależy. Nagle cała ta sytuacja wydała mi się żałosna i miałam ochotę sama sobie dokopać za swoją głupotę.
Nie wiem nawet jak długo staliśmy tak, wpatrując się w siebie, kiedy nagle chłopak nachylił się nade mną, a jego miękkie usta dotknęły moich. Dłoń położył na moich plecach i przyciągnął mnie bliżej siebie zdecydowanym ruchem, ale jednocześnie był tak delikatny, jakby bał się, że zaraz mu ucieknę. Nie było to jednak możliwe, bo czułam się jak w transie i nawet gdybym chciała, nie mogłam mu się oprzeć.
Pocałunek był o wiele subtelniejszy niż ten w szkole, a jednak wciąż czułam się tak, jakby serce miało wyskoczyć mi z piersi. Nie chciałam, aby ta chwila kiedykolwiek dobiegła końca.
- Chodźmy stąd – powiedział nagle chłopak, odsuwając się ode mnie.
Patrzył na mnie takim wzrokiem, że aż kolana się pode mną ugięły i mimo, że w mojej głowie kotłowało się wiele sprzecznych myśli i wątpliwości, skinęłam nieznacznie, zgadzając się na jego propozycję. Wiedziałam, że dalsze ukrywanie prawdy przed samą sobą nie ma najmniejszego sensu.
Byłam niezaprzeczalnie zakochana w Dylanie. I co gorsza, nie wiedziałam jak mam sobie z tym uczuciem poradzić.

I've tried to let go but I can't
You are everything I am

♣♣♣

Nie będę przepraszać, nie będę się tłumaczyć. Nie ma to zwyczajnie sensu.
Powiem tylko, że bardzo zależało mi na dodaniu tego rozdziału i bardzo dobrze mi się go pisało w ostatnim tygodniu, więc mam nadzieję, że się Wam spodoba. Ma około 7400 słów, więc tym razem nie powiecie mi, że krótki. ;)
Co do następnego rozdziału... Nie będę obiecywać, że szybko się pojawi, bo tak naprawdę nie wiem nawet, czy w ogóle dokończę to opowiadanie. Tak, bardzo mi na tym zależy i nie chciałabym Was zawieść, ale nie lubię obiecywać czegoś, czego wiem, że mogę nie dotrzymać.
Dlatego cieszę się, że dodałam jeszcze ten rozdział, który kończy się tak, a nie inaczej. ;)
Mam jednak nadzieję, że w najbliższym czasie znów coś napiszę, ale sami wiecie jak to jest...
Mimo wszystko mam też nadzieję, że wyrazicie swoje opinie na temat tego rozdziału. ;)
No i Wesołych Świąt kochani, bo to już tuż tuż. ;)
Kocham Was, Wasza G.

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział XVII




Jeden dzień. Jedna chwila.
Tyle wystarczyło, aby wszystko w moim dotychczasowym życiu się pozmieniało. Jeden uśmiech, kilka słów. Nie miałam zielonego pojęcia, co to wszystko oznaczało, ale byłam pewna, że ciągnęło za sobą zmianę. Taką miałam przynajmniej nadzieję.
Musiałam przyznać to przed samą sobą. Wszystko, co się wokół mnie działo, zaczynało mieć dla mnie większe znaczenie niż się tego spodziewałam. Przerażało mnie to, ale jednocześnie… Ekscytowało. Chciałam więcej. Doskonale wiedziałam, jaki jest Dylan i jak postępuje z dziewczynami. Każdy jego związek kończył się tak samo, nie miał dla niego większego znaczenia. Jasne było, że nie powinnam się w to pakować, a już na pewno głupstwem było robienie sobie jakichkolwiek nadziei. Ale co z tego, że to wszystko wiedziałam, kiedy moja wyobraźnia sama podsuwała mi różne scenariusze, a serce biło szybciej na samą myśl o tym, co mogłoby się wydarzyć gdybyśmy zostali sami. Brzuch ściskał się w ciasny węzeł, gdy tylko przypominałam sobie nasz pocałunek, choć do tej pory uważałam, że takie uczucie wymyślone zostało na potrzeby miłosnych książek. Myliłam się. Na temat wielu rzeczy i spraw. I to przerażało mnie jeszcze bardziej. Nie mogłam już sobie dłużej bezgranicznie ufać. W jego obecności… Traciłam kontrolę.

Trying not to lose my head but 
I have never been this scared before 

Jedna chwila.
Tyle zajęło mi uświadomienie sobie, że wszystkie moje nadzieje są bezpodstawne i bezsensowne. Znów się myliłam.
W chwili, kiedy spytałam dokąd idziemy i usłyszałam jego oczywistą odpowiedź zrozumiałam, że jestem tylko naiwną dziewczyną, która sądziła, że tym razem może być inaczej.
– Przecież umawialiśmy się na kolejne korki z matmy, nie pamiętasz?
Skinęłam głową, zaciskając usta w wąską linię. Jego rozbawiony głos świadczył o tym, że znów miał ze mnie ubaw, a ja jak zwykle dałam się nabrać. Nie chciałam jednak, żeby widział rozczarowanie na mojej twarzy, więc bez słowa szłam obok niego w stronę mojego domu.
Zimny wiatr zaczynał się wzmagać, choć zza jasnych chmur wciąż wyglądało słońce. Zakryłam się szczelniej jasnym płaszczykiem, który miałam na sobie i wcisnęłam ręce w kieszenie.
Moje serce biło nierównomiernie, a dłonie drżały niebezpiecznie. Byłam zła. Wściekła na siebie za to, że tak łatwo dałam się zwieść. Zbyt szybko uwierzyłam, że ten jeden pocałunek może dla niego coś znaczyć. Chciałam w to wierzyć. Ale byłam sama sobie winna. Przecież wiedziałam, czym są dla niego związki.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu wydobywający się z kieszeni skórzanej kurtki Dylana. Chłopak spojrzał na wyświetlacz i skrzywił się odbierając połączenie.
– Halo. – Zdecydowanie nie zabrzmiało to jak miłe powitanie, a raczej wrogie burknięcie.
Osoba po drugiej stronie odparła coś w odpowiedzi, a Dylan zmarszczył nos, widocznie coraz bardziej zirytowany.
– Nie pierdol, tylko mów co chcesz, bo nie mam czasu – zdenerwował się, a ja słysząc ton jego głosu, mimowolnie zadrżałam. Nie lubiłam go takiego.
Po drugiej stronie telefonu usłyszałam zdenerwowany, podniesiony głos należący z całą pewnością do płci jemu przeciwnej.
Skrzywiłam się. Jak mógł odzywać się w taki sposób i to w dodatku to kobiety?
– Nie to nie, ja nie muszę z tobą rozmawiać. Żegnam. – I tak po prostu się rozłączył.
Patrzyłam jak zaciska oczy ze złości, dysząc ciężko. Starał się zachowywać spokój, ale widziałam jak ze zdenerwowania drżą mu dłonie. Nie zależnie od tego z kim rozmawiał, wyprowadziło go to z równowagi. I choć najwidoczniej próbował udawać przede mną, a może też nawet przed samym sobą, że nic go to nie obchodzi, widziałam jak bardzo go to dotykało.
Ściskał komórkę w swojej silnej dłoni tak mocno, że byłam pewna, że ta lada chwila się rozpadnie. Zrobiłam krok w jego stronę i położyłam dłoń na jego ramieniu zmuszając go, aby spojrzał mi w oczy. Widziałam w nich złość, ból i niezrozumienie. Choć nie było to łatwe, udało mi się wytrzymać jego spojrzenie. Po krótkiej chwili jego wzrok nie był już taki srogi i nawet dostrzegłam w nim zmęczenie.
– Kto to był? – Odważyłam się spytać, choć mój głos był nadal ochrypły z powodu tak wielu emocji, które mną targały.
Dylan wpatrywał się we mnie przez chwilę, jakby chciał coś wyczytać z mojej twarzy. Nagle zdałam sobie sprawę, że wciąż trzymam dłoń na jego ramieniu, więc niechętnie ją zabrałam, a on odwrócił ode mnie spojrzenie i ruszył dalej przed siebie.
Dotrzymując mu kroku patrzyłam, jak po jego twarzy przenikają różne emocje. Bił się z własnymi myślami, walczył sam ze sobą. W końcu westchnął zrezygnowany i pokręcił głową ledwie zauważalnie.
– Moja matka – burknął, nawet nie próbując ukryć niechęci w swoim głosie.
Zadrżałam. Nie sądziłam, że ktokolwiek może tak rozmawiać z własną mamą. Kobietą, która dała życie, wychowywała, poświęcała się dla dobra własnego dziecka. Jasne, sama miałam niemałe problemy w komunikacji z mamą, ale nigdy nie odezwałabym się do niej w taki sposób, jaki zrobił to Dylan. Nie miałam pojęcia, co takiego mogło się stać, żeby tak się wobec niej zachowywał. Właściwie… Nigdy nie mówił nic o swojej mamie i nagle zdałam sobie sprawę, że umyślnie unikał tego tematu.
– Pewnie zastanawiasz się teraz, dlaczego tak bardzo jej nienawidzę, hm? – Dylan patrzył na mnie, ale nie był już tak zły, jak chwilę wcześniej.
Zadrżałam, z przerażeniem zdając sobie sprawę z tego, jak łatwo przychodzi mu rozgryzienie mnie.
Skinęłam głową w odpowiedzi i znów na niego spojrzałam, oczekując jego reakcji. Ku mojemu zdziwieniu, nie zdenerwował się jednak, tylko westchnął, zmęczony wieloma emocjami, które wciąż przemijały po jego napiętej twarzy.
Dylan usiadł na jednej z pobliskich ławek, które właśnie mijaliśmy, a ja nieśmiało zajęłam miejsce obok. Analizując odległość, którą pomiędzy nami zostawiłam, chłopak uśmiechnął się nieznacznie, po czym znów spochmurniał.
– Zaczęło się kiedy miałem pięć lat. Kiedy ten chuj… Mój ojciec, nas zostawił. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj, chociaż minęło już trzynaście lat. – Westchnął po raz kolejny, jakby chcąc zebrać myśli. – To był poniedziałek, zaczynały się te cholerne ferie zimowe, więc mogłem spać do późna, ale obudziły mnie krzyki rodziców i trzask zamykanych drzwi wejściowych. Miałem tylko pięć lat, nie miałam zielonego pojęcia co się dzieje, ale już wtedy wiedziałem, że nic dobrego. Nogi trzęsły mi się jak galareta, kiedy wyszedłem z ciepłego łóżka, aby zobaczyć co się dzieje. Cały mój dziecięcy, szczęśliwy świat runął w gruzach, kiedy w korytarzu dostrzegłem matkę. Siedziała na zimnych płytkach, a jej drobny ciałem wstrząsały kolejne ataki histerii i płaczu. To był ostatni raz kiedy było mi jej naprawdę żal – wyznał, nawet na mnie nie spoglądając, ale po tonie jego głosu wiedziałam, jak wiele kosztuje go przywoływanie tych wspomnień. – Okazało się, że ojciec wyjechał na zawsze i choć matka nigdy nie chciała zdradzić mi prawdziwego powodu jego decyzji, zasłaniając się jego brakiem poczucia odpowiedzialności, już wtedy go znienawidziłem. Niedługo później zostałem całkiem sam, kiedy moja, pożal się Boże, mamusia zaczęła szukać pracy. Pech chciał, że nie miała prawie żadnego wykształcenia i wszystkie propozycje, które otrzymywała oznaczały tak małe wynagrodzenie, że nawet nie starczałoby na rachunki, a co dopiero na jedzenie. Wtedy właśnie, wpadła na genialny pomysł, aby zostać prostytutką. – Zacisnął dłonie w pięści tak mocno, że aż zbielały mu kłykcie, a ja zadrżałam na ton jego głosu. – Tak, Sophie, dobrze słyszysz. Została najzwyklejszą w świecie kurwą, w dodatku sprowadzała swoich fagasów do domu i nie przeszkadzał jej fakt, że jej pięcioletni synek musi wszystkiego słuchać. Idź do swojego pokoju, mówiła. Tylko, że mój pokój, a pokój, w którym się z nimi pieprzyła, dzieliła cienka ściana przez którą dało się słyszeć nawet najmniejszy szmer. Wiele razy słyszałem jak ją wyzywali, jak ją bili. Mówiła, że to nic takiego, że nic się nie dzieje, że się przewróciła i upadła, ale ja wiedziałem, że kłamie. W dodatku prawie wszystkie pieniądze przepuszczała na wódkę i antykoncepcję, więc i tak często chodziłem głodny. Nie interesowała się mną, więc i ja przestałem się nią interesować. Powiedz mi, jak małe dziecko ma szanować matkę, która nie szanuje siebie, co?!
Jego donośny głos zwrócił uwagę kilku przechodniów, którzy spojrzeli na nas badawczo.
Po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz, wstrząsając moim ciałem po raz kolejny. Dylan w końcu na mnie spojrzał, a wtedy z jego twarzy zniknął ból i złość, ustępując miejsca zmieszaniu i zmartwieniu.
– Soph? – Ujął mnie za brodę i zmusił bym spojrzała mu w oczy. – Ty płaczesz?
Faktycznie. Po moich policzkach ściekały stróżki łez, choć nie pamiętałam, abym im na to pozwalała.
– Przepraszam, nie powinienem…
– Nie. – Przerwałam mu, kładąc swoją drżącą dłoń na jego wciąż zaciśniętej pięści. Spojrzał w dół, zaskoczony, ale nieznacznie zwolnił uścisk. – Ja po prostu… Nie wiedziałam… Tak bardzo mi przykro…
– Nie potrzebnie – odparł, zabierając dłoń i znów budując między nami niewidzialny mur, który wciąż na nowo starałam się zburzyć.
Taki właśnie był. Odgradzał się od ludzi, którzy próbowali mu pomóc, którzy chcieli go wysłuchać. Chciał uchodzić za twardego, choć w tak krótkich chwilach jak ta, kiedy opowiadał o swojej przeszłości, dostrzegałam w nim uczucia, które głęboko w sobie skrywał.
– Nie powinnaś przejmować się moją matką. Nikt nie powinien.
– Ale Dylan…
– Nie, Soph! – Zdenerwował się, po czym wstał gwałtownie z ławki i odetchnął kilka razy głęboko. – Po prostu więcej o tym nie rozmawiajmy, dobrze?
Niechętnie skinęłam głową, bo wiedziałam, że to niczego nie załatwia. Dylan wciąż skrywał w sobie ból, o którym, zapragnęłam pomóc mu zapomnieć.

You're scared scared to see 
Your mother there in the door,
you wonder where did the years go 

♣♣♣

Zadziwiałam samą siebie coraz bardziej. Po ponad godzinnej nauce matematyki miałam serdecznie dość. Ja. Nie Dylan. On wręcz przeciwnie, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, skupiał się na wszystkim co mu mówiłam, co więcej, sam rozwiązywał większość zadań, nawet na mnie nie spoglądając. Choć byłam dumna, że idzie mu to coraz lepiej, czułam się trochę tak, jakbym nie była mu w ogóle potrzebna. A właściwie, jakbym nadawała się tylko do tego, aby sprawdzić czy dobrze rozwiązał kolejne równanie. Zaczęłam chyba wpadać w paranoję.
Nie mogąc już dłużej znieść bezczynności, wstałam z kanapy i zostawiając Dylana z kolejnym zadaniem na logarytmy, podeszłam do okna. Ciemne chmury całkowicie zasłoniły już niebo i niewątpliwie zwiastowały deszcz, a może nawet burzę. Patrzyłam na smagane wiatrem gałęzie drzew, czując wewnętrzne rozdarcie. Całkowicie zgubiłam się już w swoich myślach i uczuciach, a postawa Dylana niczego mi nie ułatwiała. Wręcz przeciwnie. Jego chłodna obojętność dała mi wyraźnie do zrozumienia, że wszystko to jest tylko i wyłącznie moim problemem, z którym sama muszę się uporać.
Spojrzałam w jego stronę. Wciąż siedział w tym samym miejscu, z intensywnością wpatrując się w pognieciony zeszyt leżący na szklanym stoliku przed nim. Podpierał głowę na lewej dłoni, a w prawej trzymał żółty ołówek, którym uderzał w jednostajnym tempie o kartki, zapisane jego niechlujnym pismem. Marszczył nos w charakterystyczny dla niego sposób, intensywnie myśląc nad zadaniem.
Uśmiechnęłam się, nagle zdając sobie sprawę z tego, jak wiele przyjemności sprawia mi ten widok. Mogłabym patrzeć na niego godzinami, choć brzmiało to niedorzecznie. Wszystkie moje zachowania i reakcje robiły się niedorzeczne, kiedy tylko przebywałam w jego towarzystwie. Zaczynałam tracić rozum.

Trying not to lose your own,
boxing up everything, you've got 
All you ever knew of home

Nagle zdałam sobie sprawę, że chłopak przygląda mi się od dłuższego czasu, jednocześnie uśmiechając się nieznacznie, najwidoczniej na widok mojego rozmarzonego spojrzenia, którym go obdarzyłam. Spuściłam głowę, oblewając się dorodnym rumieńcem. Głupia.
– Chyba już starczy na dziś tej nauki. – Usłyszałam dźwięk zamykanej z hukiem książki, a później jak wstaje z kanapy, ale nie odważyłam się na niego spojrzeć.
Odwróciłam się w stronę okna i przyłożyłam dłoń do zimnej szyby, chcąc w ten sposób uspokoić nerwy, ale na nie wiele się to zdało. Chłopak podszedł do mnie, ale tym razem stanął obok i również zaczął przyglądać się obrazom za oknem.
– Widzisz tam coś ciekawego? – Jego głos był rozbawiony, choć w żaden sposób nie ironiczny. Zaskoczyło mnie to.
Odważyłam się na niego spojrzeć, a wtedy dostrzegłam, że nieznacznie się uśmiecha. Nawet jego oczy się śmiały, a ja zdałam sobie sprawę, że dawno go takiego nie widziałam. Bałam się myśleć, jaki może być powód jego dobrego humoru.
– Zanosi się na deszcz, więc chyba będę już le…
– Dylan, jeśli chodzi o dzisiaj… – Zaczęłam nagle, bojąc się, że faktycznie sobie pójdzie.
Najwidoczniej zaskoczyłam nie tylko siebie, bo chłopak spojrzał w końcu na mnie zaciekawionym wzrokiem.
– Jeśli chodzi o Heather i o to co powiedziała… Chcę, żebyś wiedział, że to…
– Nie ma sprawy – przerwał mi stanowczo. Spojrzałam na niego pytająco. – Nie musimy o tym rozmawiać, to nic takiego.
Skinęłam głową, choć poczułam, jakby ktoś mnie spoliczkował. Nic takiego. Dla Dylana to wszystko to nic takiego, a ja bez sensu wciąż wszystko analizowałam. Czułam się jak idiotka, którą ktoś w końcu uświadomił. Boleśnie.

All we know is distance
We're close and then we run 

Cofnęłam się o krok i już chciałam go wyminąć, kiedy niespodziewanie złapał mnie za nadgarstek i zmusił, abym na niego spojrzała.
– Ty mnie chyba źle zrozumiałaś. – Wciąż się nieznacznie uśmiechał, ale mówił teraz bardziej poważnym tonem niż wcześniej. – Chodziło mi o to, że słowa Heather nic nie znaczą, ale to co zdarzyło się później to…
Nic więcej nie zdołał powiedzieć, bo z dołu dobiegł nas trzask zamykanych drzwi i czyjeś szybkie i gwałtowne kroki na schodach, a później na piętrze.
– Nam to, do cholery, zawsze ktoś musi przeszkodzić – usłyszałam za sobą niezadowolony głos Dylana, który powiedział to tak cicho, abym nie usłyszała, ale usłyszałam i nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
Puścił moją rękę, a ja cofnęłam się o krok dokładnie w momencie w którym drzwi otworzyły się z impetem, a do mojego pokoju wpadła zdyszana Vee.
– Nie uwierzysz, czego się właśnie dowiedzia... A ten co tu robi?!
Moja przyjaciółka przenosiła mordercze spojrzenie to na mnie, to na chłopaka stojącego za moimi plecami i nawet nie starała się ukryć swojego zdenerwowania. 
– Też miło mi cię poznać, Veronico – Dylan wymówił jej imię z taką powagą, że nie mogłam się nie uśmiechnąć, co jeszcze bardziej rozzłościło moją przyjaciółkę.
– Przykro mi, że będę musiała popsuć twój dobry humorek, ale wyobraź sobie moje zdziwienie, kiedy wychodząc ze szkoły dowiedziałam się, że na jednej z dzisiejszych przerw niejaki Dylan Rettino namiętnie całował się z MOJĄ PRZYJACIÓŁKĄ!
Zamiast cokolwiek odpowiedzieć, po prostu spaliłam buraka, a brunet za moimi plecami zaśmiał się wyraźnie rozbawiony.
– Widać wieści szybko się rozchodzą. – Usłyszałam za sobą jego pogodny głos, a uśmiech sam wkradł się na moje usta.
Vee zmroziła go wzrokiem.
– Tylko tyle macie mi do powiedzenia?! – Zdenerwowała się.
– Cóż... Właściwie to nie był to, aż taki znowu namiętny pocałunek. Stać mnie na wiele więcej…– Choć nie widziałam jego twarzy mogłabym przysiąc, że poruszył znacząco brwiami.
Powieka lewego oka Vee niebezpiecznie zadrżała, na czole pojawiła się charakterystyczna zmarszczka, a ja już wiedziałam co to oznacza. Należało wiać. Natychmiast.
– Dobra, to ja już lepiej pójdę. – Usłyszałam za sobą i ten jeden jedyny raz odetchnęłam z ulgą, że Dylanowi udało się w porę odczytać moje myśli.
Wyminął mnie, nawet na mnie nie zerkając i w drzwiach mówiąc tylko krótkie na razie wyszedł, zostawiając mnie na pastwę zdenerwowanej przyjaciółki.
Zadrżałam, widząc jej surowe spojrzenie i zaciśnięte w wąską linię usta.
– No, moja panno. Chyba mamy do porozmawiania – oznajmiła, zakładając ręce na klatce piersiowej i tupiąc nerwowo prawą nogą.
Wiedziałam już, że nie będzie łatwo.

♣♣♣

Kiedy następnego dnia siedziałam sama na lekcji matematyki wpatrując się w ulewny deszcz za oknem, zastanawiałam się jak to jest możliwe, że po raz kolejny dałam się tak łatwo na coś nabrać. Może zwyczajnie za bardzo wierzyłam w dobroć ludzi? Że mogą się faktycznie zmienić, jeśli będziemy im w tym wystarczająco pomagać? Byłam naiwna, co do tego nie było żadnych wątpliwości. Chciałam wierzyć, że mogę komuś pomóc, że mogę mieć dobry wpływ na drugą osobę. Widocznie się myliłam.
Spojrzałam w prawo, na stojące obok puste krzesełko. Nie mogłam uwierzyć, że Dylan odpuścił sobie szkołę, że najprawdopodobniej poszedł na wagary i nie zjawił się na matematyce. Na matematyce, do której zaledwie dzień wcześniej zdawał się tak przykładać. Najwidoczniej jednak znów po prostu udało mu się mnie zwieść i tak naprawdę wcale nie zależało mu na lepszych wynikach z owego przedmiotu. Nie miały dla niego znaczenia nasze korepetycje oraz efekty, jakie chciałam pomóc mu osiągnąć. Zastanawiałam się, co jeszcze przede mną udawał?
Podskoczyłam gwałtownie na dźwięk dzwonka, który brutalnie przerwał moje rozmyślenia. Minęło kilka dłuższych sekund nim moje serce zaczęło znów bić w swoim naturalnym tempie. Czułam, że powoli zaczyna boleć mnie głowa, z powodu tak wielu różnych myśli, które nie chciały dać mi spokoju. Zastanawiałam się, jak wiele jeszcze rzeczy w stanie jestem analizować zanim całkowicie wykończę się psychicznie.
Wychodząc z klasy udałam się wprost w stronę wyjścia ze szkoły. Zamarłam, widząc ścianę deszczu znajdującą się tuż za szklanymi drzwiami. Pech chciał, że tego dnia nie zabrałam ze sobą parasolki ani nawet kurtki, a wyjście w taką ulewę oznaczałoby tyle, że w jednej niemal chwili zrobiłabym się tak mokra, jakbym dopiero co wyszła spod prysznica. Inni uczniowie zaczęli trącać mnie swoimi ramionami, sami spiesząc się do swoich samochodów zaparkowanych nieopodal lub do samochodów znajomych, którzy postanowili ich podrzucić. Szczęściarze. Ponieważ nie miałam żadnego innego pomysłu, a nie uśmiechało mi się wracanie do domu w taką ulewę, postanowiłam ten jeden raz wykorzystać brata. W końcu od tego go miałam, czyż nie?
Opierając się o szklane drzwi wyjęłam komórkę z kremowej torby i wybrałam numer Matta. Patrząc na wychodzących w gwałtowny deszcz uczniów wsłuchiwałam się w monotonny sygnał, tracąc powoli nadzieję, że mój kochany brat w ogóle kiedykolwiek odbierze. Czemu nigdy nie było go wtedy, gdy był potrzebny?
Kiedy miałam już nacisnąć czerwoną słuchawkę usłyszałam po drugiej stronie jego roześmiany głos.
– Co tam? – spytał, a w tle usłyszałam jakąś muzykę, głosy i śmiechy innych ludzi. Bez wątpienia musiał być w jakimś barze.
Westchnęłam, powstrzymując się jednak przed robieniem mu wykładu na temat tego, jak marnuje sobie życie. I tak nie przyniosłoby to żadnego efektu, a ja tylko niepotrzebnie bym się naprodukowała, podczas gdy wolałabym być już w ciepłym domu.
– Mógłbyś po mnie przyjechać? Strasznie leje, a ja nie wzięłam parasolki. – Nie lubiłam być bezradna, a już szczególnie, gdy musiałam kogoś wtedy o coś prosić, ale niestety w tej sytuacji nie miałam innego wyjścia.
Przez chwilę się nie odzywał, najwidoczniej nad czymś myśląc.
– Wiesz co, jestem z chłopakami na piwie i nawet nie mam ze sobą samochodu, więc nie da rady. – Ton jego głosu świadczył o tym, że faktycznie już trochę wypił. Nie zdawał się jednak ani trochę przejmować tym, że bez jego pomocy byłam bezradna.
Westchnęłam, zdając sobie sprawę co to oznacza.
– Gdzie jesteś? – spytałam od niechcenia, bo tak naprawdę nie miało dla mnie znaczenia w jakim to miejscu mój kochany braciszek zamierzał po raz kolejny dobrze się zabawić.
Nie odpowiedział, a zamiast tego usłyszałam jakieś śmiechy i czyjeś głosy w słuchawce.
– Dylan, tamta laska naprawdę nie spuszcza cię z oka. Coś czuję, że to twój dzień…A raczej wieczór, stary – Usłyszałam nagle rozbawiony głos mojego brata, który najwidoczniej na chwilę zapomniał, że ze mną rozmawia.
Wzdrygnęłam się tak bardzo, że ledwo utrzymałam telefon w dłoni.
– Dylan?
Poczułam jakby ktoś zaciskał swoją silną dłoń na moim żołądku. Wstrzymałam oddech.
– Jasne, założę się, że nie zdążysz wyrwać jej w mniej niż dziesięć minut.
Matt zdawał się całkowicie zapomnieć o moim istnieniu. Znów usłyszałam czyjeś śmiechy, a następnie męski, rozbawiony głos. Zadrżałam, od razu rozpoznając jego właściciela.
– Matt?
Znów śmiechy i jakieś trzaski.
– Co? Czekaj, coś mówiłaś? – Najwidoczniej Matt nagle przypomniał sobie o naszej rozmowie. – Zresztą nieważne. Słuchaj, tak jak mówiłem, nie dam rady cię odebrać zresztą muszę kończyć. Daj mi znać jak dotrzesz do domu. Cześć.
Jednostajny, ciągły sygnał świadczył o zakończeniu rozmowy.
Wpatrywałam się w wyświetlacz, przez chwilę nie mogąc złapać oddechu. Świat dookoła na chwilę pociemniał, żeby już po sekundzie ponownie uderzyć we mnie ze zdwojoną mocą. Czy tylko mi się zdawało, czy właśnie po raz kolejny zostałam uświadomiona, jak naiwną i łatwowierną osobą jestem?

Kiss away the difference
I know you hate this one 
♣♣♣

Może w innych okolicznościach mokre ślady na podłodze pochłonęły by całą moją uwagę i wprowadziłyby by mnie w irytację, ale nie tym razem. Nie obchodziło mnie to, że zostawiałam ślady mokrych stóp na dopiero co umytych płytkach i panelach. Miałam w nosie, że główny holl stał się jedną wielką kałużą po tym, jak cała mokra wróciłam ze szkoły. Nie było na moim ciele ani jednego suchego skrawka, toteż zostawiałam mokre odciski na wszystkim, czego się dotknęłam, ale nie przejmowałam się tym ani trochę. W głowie miałam tak ogromny chaos, że ledwo mogłam się na czymkolwiek skupić. W dodatku z powodu zimna potwornie drżałam na całym ciele, więc wchodząc po schodach musiałam mocno trzymać się barierki, aby nie upaść. Kiedy znalazłam się w swoim pokoju, wyrzuciłam wszystko z mokrej torby wprost na łóżko i nie pozwalając myślom przejąć nade mną kontroli, sama udałam się do łazienki. Drżąc tak bardzo, że ledwo zdołałam cokolwiek utrzymać w dłoniach, napuściłam gorącej wody do wanny, a torebkę ze szkoły i mokre ubrania, które miałam na sobie wrzuciłam do pralki. Widząc się w lustrze o mało co nie krzyknęłam. Włosy poprzyklejały się do mojej twarzy, na której widniały czarne smugi, pozostałości po makijażu, który sobie rano zrobiłam. Usta miałam sine, a oczy czerwone i wyglądałam tak, jakbym płakała całą wieczność. I choć fizycznie tego nie zrobiłam, to w głębi duszy czułam się jakby właśnie tak było.
Podeszłam do wanny i kiedy zanurzyłam zmarznięte stopy w gorącej wodzie poczułam bolesne pieczenie, ale nie cofnęłam nóg. Usiadłam w wannie i podciągnęłam nogi pod siebie czekając, aż cała napełni się ciepłą wodą. Oparłam głowę na kolanach i starałam się choć trochę uspokoić drżenie całego ciała, ale na marne. Słyszałam jak moje zęby uderzają o siebie tworząc charakterystyczną melodię, która odbijała się echem po mojej głowie. Chociaż w miejscach, w których moja skóra stykała się z gorącą wodą czułam coraz większe pieczenie, nie było mi ani trochę cieplej. Co więcej, miałam wrażenie, że lada chwila całkowicie rozpadnę się na kawałki z powodu nieustających drgawek. Miałam jednak nieodparte wrażenie, że powodem mojego drżenia jest nie tylko zimno, ale przede wszystkim myśli, które wręcz rozsadzały moją głowę od środka

Tell you what I'll do instead,
lay my body down on the floor 

Chociaż starałam się nad tym nie myśleć, nie mogłam w żaden sposób wyzbyć się tego okropnego uczucia, które pojawia się zawsze wtedy, gdy ktoś cię rozczaruje. Ból, zawód, żal.
Miałam ochotę sama sobie dokopać za to, że tak łatwo uwierzyłam, że mogę coś dla Dylana znaczyć. Że nasz pocałunek mógł coś dla niego znaczyć. Nigdy nie powinnam była pomyśleć, że to było coś więcej niż spontaniczne zachowanie. A jednak czułam się tak, jakby ktoś złamał złożoną mi obietnicę, chociaż doskonale wiedziałam, że ze strony chłopaka nigdy nie padła żadna deklaracja dotycząca mojej osoby. Mimo to, przez jedną krótką chwilę pozwoliłam sobie na chwilę słabości, dopuściłam do siebie nadzieję, która okazała się tak bardzo dla mnie złudna. Teraz już wiedziałam, że wszystko co robił Dylan, to jak traktował dziewczyny było tylko formą dobrej zabawy. Nie miało to żadnego znaczenia. Byłam głupia i naiwna sądząc, że jestem dla niego kimś więcej niż tylko znajomą, dającą mu korki, na których w sumie i tak mu nie zależało. To był jakiś obłęd. Zachowywałam się tak, jakby między nami faktycznie czegoś doszło, a przecież to był tylko pocałunek, który najwidoczniej był najzwyklejszym odruchem litości nad dziewczyną, która ulokowała swoje uczucia w niewłaściwej osobie.
Rozgrzana, owinięta w puchaty różowy ręcznik, wyszłam z łazienki, starając się pozostawić za sobą wszystkie złe emocje, ale tak naprawdę chyba bardziej oszukiwałam sama siebie, że faktycznie mogłabym o wszystkim tak po prostu zapomnieć. Podeszłam do łóżka, na które wyrzuciłam całą zawartość mojej torebki i sięgnęłam po telefon. Na wyświetlaczu widniała jedna nieodebrana wiadomość. Nie byłam pewna, czy chcę mieć z kimkolwiek w tej chwili jakikolwiek kontakt, ale uznałam, że rozczarowanie jakiego doznałam nie uprawnia mnie do tego, aby zbywać innych. Odblokowałam telefon i otworzyłam wiadomość. Czytając jej zawartość poczułam, że mój puls niebezpiecznie przyspiesza, a głowę nawiedza kolejna porcja niepewności.

Witaj, moja piękna. Miałem odezwać się w sprawie naszego drugiego spotkania, więc mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia, ale wolałbym złożyć ci ją osobiście, a nie przez telefon. Możemy się dzisiaj spotkać? ;) Josh.

Wzięłam kilka głębszych wdechów, zanim zdecydowałam się zastanowić nad odpowiedzią. Z jednej strony ogromnie chciałam się z nim spotkać, pamiętając jak dobry wpływ miało na mnie nasze ostatnie spotkanie i jak bardzo zauroczył mnie on swoją osobą. Doskonale pamiętałam jego cudowny uśmiech, którym obdarowywał mnie za każdym razem, gdy rumieniłam się z powodu komplementów, które mi prawił. Pomimo, że dla mnie samej było to dziwne, byłam prawie pewna, że w jakiś sposób zaciekawiłam go swoją osobą i choć początkowo nie wywarł na mnie dobrego wrażenia, powoli mi samej zaczynał się on coraz bardziej podobać. Nie mogłam powstrzymać coraz większej ciekawości, gdy zastanawiałam się nad propozycją, którą miał mi do złożenia. Czułam ten dreszczyk niepewności, myśląc o tym co to może być. Z drugiej jednak strony, pamiętałam jakie konsekwencje miało na moje relacje z Dylanem nasze ostatnie spotkanie w kawiarni. Nie chciałam, abyśmy znów sprzeczali się z powodu Josha, a to właśnie niewątpliwie miałoby miejsce, gdybym znów się z nim spotkała. Dylan znów wyrzucałby mi dwulicowość, choć właściwie było trochę racji w tym, że mówiłam i robiłam co innego. Ale skąd mogłam wiedzieć, że niezręczne zachowanie Josh to była tylko jednorazowa wpadka, a tak naprawdę był bardzo wartościowym i uroczym człowiekiem? To jednak nie przekonałoby Dylana, który zapewne urządziłby mi kolejną awanturę o to, że spotykam się z człowiekiem takim jak Josh. Wiedziałam, że po tym co wydarzyło się między mną, a Dylanem nie powinnam więcej umawiać się z chłopakiem, który mógłby w pewien sposób zawrócić mi w głowie.
Przerzucając telefon z dłoni do dłoni, doznałam jednak nagle przykrego olśnienia.
Przecież tak naprawdę nic nie wydarzyło się między mną, a brunetem, a nawet jeśli, to nie miało do dla niego żadnego znaczenia. Byłam tylko ja, analizująca wszystko zbyt dokładnie i robiąca sobie zbyt duże nadzieje z drobnostek, które dla niego były już codziennością. Każde z nas miało swoje życia, które nic nie łączyło w jedność. Mógł robić co chciał, a więc ja także powinnam mieć do tego prawo. Mogłam umawiać się z kim tylko chciałam, nawet jeśli jemu to się nie podobało, z takich czy innych powodów. Dlaczego więc wciąż wahałam się z odpowiedzią?
Już chciałam zadzwonić do Vee, aby coś mi poradziła, jak to zawsze miała w zwyczaju, kiedy nagle zdałam sobie sprawę, że nie mogę tego zrobić. Musiałabym powiedzieć jej o tym, czego się dzisiaj dowiedziałam i że między mną i Dylanem nigdy do niczego nie dojdzie. Musiałabym przyznać jej rację, że jest on typowym facetem, który tylko bawi się dziewczynami tak naiwnymi jak ja. W istocie tak właśnie było, jednak w żaden sposób nie chciałam pozwolić na to, aby Vee robiła mi kolejny wykład na temat tego, że powinnam dać sobie spokój z chłopakiem, który nie jest odpowiedni dla mnie. Doskonale pamiętałam jej złość, kiedy dowiedziała się o tym co za szło między mną, a brunetem. Była wściekła, że nic jej nie mówiłam, chociaż sama nie wiedziałam co mogę o tym myśleć. I zapewne miała rację, ale jak mogłam przyznać jej się do tego, że zaczynam darzyć uczuciami chłopaka, który może tylko się mną bawi? Jednak, pomimo tego, że okazało się to prawdą, wiedziałam, że to niczego nie załatwia, jeśli chodzi o mnie i Vee. Wciąż była na mnie zła i doskonale wiedziałam, że minie trochę czasu, zanim jej przejdzie. Dlatego też, nie mogłam do niej zadzwonić i spytać o radę, bo wiedziałam, jakie byłyby jej słowa. Sama tego chciałaś.
A jednak, wiedziałam też co Vee powiedziałaby mi po tym, jak ochrzaniłaby mnie za moją własną głupotę. Oznajmiłaby, że to moje życie, że mam prawo robić to co chce, a ktoś taki jak Dylan Rettino nie ma prawa mieszać się w moje sprawy. Może miałaby rację?
Odblokowałam telefon i wstukałam na dotykowym wyświetlaczu kilka słów, które właściwie nie mijały się z prawdą, a które wywołały uśmiech na mojej twarzy.
Ja również chętnie się z tobą spotkam. :)

But this is where the story ends
Or have we just begun 

♣♣♣
  
Taki w sumie bez wyrazu ten rozdział i za dużo też się nie dzieje, ale cóż, nie może ciągle być pełno zaskakujących zwrotów akcji, czyż nie? ;)
Bardzo Was przepraszam, że tak dawno nie było rozdziału i nie będę zagłębiać się w szczegóły dlaczego wyszło tak a nie inaczej, więc powiem tylko: jestem już po maturach, a to oznacza, że jestem wolna. :) Dlatego też postaram się pisać teraz więcej, choć nie ukrywam, że czasem sprawia mi to ogromną trudność.
 Tyle się teraz w moim życiu dzieje, że sama ledwo wszystko ogarniam, ale staram się nie poddawać i walczyć o siebie oraz o to, co dla mnie ważne, a niewątpliwie pisanie już na zawsze zostanie w moim sercu.
Dlatego też mam do Was jedną podstawową, choć ogromną prośbę. Proszę, aby każda osoba, która czyta moje opowiadanie wyraziła jakąś swoją opinię na jego temat. Niczego teraz tak nie potrzebuję, jak Waszej motywacji do tego, aby dalej pisać. Muszę wiedzieć, że to jednak ma jakiś sens, bo w przeciwnym razie, niezależnie od tego jak wiele znaczy dla mnie opowiadanie, poddam się i już tu nie wrócę. Nie chcę tego, naprawdę... Dlatego proszę: piszcie co sądzicie o rozdziałach, co was zaskakuje, co smuci, czego oczekujecie od następnych rozdziałów, gdzie chcielibyście, aby nas ta historia powiodła. Tak, mówię nas, ponieważ sama nie wiem do końca co będzie dalej, a jestem otwarta na wszelkie propozycje, także jeśli macie jakieś pomysły, piszcie śmiało, a ja na pewno głęboko je rozważę. :) Chcę, abyśmy razem tworzyli tą historię, abyście Wy również brali w tym udział. ;)
I na koniec chciałabym jeszcze zadedykować ten rozdział WAM WSZYSTKIM. Każdy Wasz komentarz daje mi tyle szczęścia, że sobie tego nie wyobrażacie. Wiem, że to próżne, ale kocham czytać jak piszecie mi, że sprawdzacie każdego dnia, czy nie dodałam czegoś nowego. To niezmiernie motywuje i daje satysfakcje, że to co się robi, jednak może się komuś podobać. Bez Was prawdopodobnie dawno by mnie tu nie było, bo to właśnie Wy jesteście moim wsparciem, moją motywacją i inspiracją do dalszego tworzenia. Kocham Was, moje drogie misiaki! :*
Oczekujcie kolejnego rozdziału, za który zamierzam zabierać się już od jutra, abyście nie musieli nigdy więcej tak długo czekać. ;)
Obiecuję, że w następnym będzie się już działo nieco więcej.... ;)
Kocham, Wasza Gugaska. 

czytam=komentuję. :)